Południe z Herreweghem
Nietypowo, bo w ramach niedzielnego poranku, o 12 w NOSPR wystąpiło dziś Colegium Vocale Gent z Pasją Janową Bacha. Kolejne spotkanie z tą sztuką, która dla niektórych jest kontrowersyjna, dla mnie zaś nie budzi wątpliwości.
Jedno trochę zaskoczyło: dyrygent chyba był zmęczony, być może kondycja już nie ta, bo zarządził przerwę, czego akurat w tej pasji się raczej nie robi. No cóż, czas leci. Ale stara gwardia jest bezcenna, mówię tu także o takich osobach jak znani nam dobrze bas Peter Kooij czy oboista Marcel Ponseele – ile to już wspaniałych występów z ich udziałem widzieliśmy, i wciąż wzruszają. Kooij miał zresztą szczególne zadanie: chorwacki bas-baryton Krešimir Stražanac, który miał wykonywać partię Chrystusa, rozchorował się i rolę tę, a przy tym wszystkie basowe arie musiał przejąć właśnie Holender, który miał tym razem odpoczywać sobie przy mniej angażującej partii Piłata – tę partię z kolei przejął bas z chóru, Philipp Kaven (on z kolei miał być Piotrem). I wszystko wypadło i tak pięknie. A propos chóru, w altach śpiewał Polak Piotr Olech (ale nie solo).
Przy okazji powzięłam kolejne bardzo ciekawe doświadczenie związane z akustyką tej sali: że czasem wystarczy przesunąć się o kilka metrów nawet w ramach tego samego balkonu (w moim przypadku pierwszego), by całkowicie zmienić odbiór. W pierwszej części usiadłam sobie w III rzędzie i miałam bardzo dziwne wrażenie słyszenia każdej grupy instrumentów czy śpiewaków osobno (co było szczególnie przykre zwłaszcza w pierwszym chórze). Natomiast w drugiej części przesiadłam się do II rzędu i wszystko się świetnie stopiło. Dotąd wiedziałam, że trzeba unikać I rzędu, teraz wiem, że także III.
Herreweghe bywa nielubiany, i to bywa, że z tych samych powodów, dla których ja go cenię szczególnie. Wielokrotnie już o tym pisałam, więc nie muszę się tu za bardzo powtarzać, ale w skrócie: zarzucany jest mu chłód i dystans, zwłaszcza właśnie w takich utworach jak wykonywany dziś. Ja tam chłodu nie słyszę, dystans pewien – może, na zasadzie spojrzenia z dystansu, ale z głębokim zrozumieniem. Humanizm i stoicyzm. Krytycy Herreweghe chcieliby w tej muzyce więcej teatru, ale agresywnego, bo w końcu pasja to historia okrutna. Nie chcą umiaru i proporcji, które z kolei na mnie wywierają większe wrażenie niż krzyk. Ale dramatyzm i w tym wykonaniu bywa słyszalny, np. kiedy turba wzywa do ukrzyżowania albo w owym recytatywie, kiedy mowa jest o trzęsieniu ziemi, a instrumenty oddają to obrazowymi dźwiękami bliskimi zgrzytu.
Soliści (znakomici) w większości dobrze już znani z poprzednich występów, także tego kantatowego sprzed ponad dwóch lat w NOSPR: Dorothee Mields, Damien Guillon i wspomniany Peter Kooij; nowym nabytkiem był ładnie brzmiący tenor irlandzki Robin Tritschler oraz tenor niemiecki Maximilian Schmitt jako Ewangelista, który próbował – z powodzeniem – wypośrodkować ekspresję między pozą dramatycznego narratora i rozumiejącego, litościwego świadka; nie jest to łatwe, trzeba przyznać.
Komentarze
Pani Kierowniczka – apollińska, nie lubi w Pasji agresywnego okrucieństwa. No, ale nim się obejrzymy, przyjdzie i pora na jakiegoś Marsjasza, już słyszę ostrzenie noża 🙂
A Mutter dziś bardzo ciekawa, choć intonacyjnie nie wszystko było idealnie.
No to jutro tu na nią poczekam 🙂
Dobry wieczór,
Szczególnie w pamięci utkwiły mi dotychcasz dwa wykonania koncertu Beethovena – Ning’a Feng’a z Orkiestrą Filharmoniczną z Hong Kongu (dyr. Jaap van Zweden) w Zürychu i Pinchasa Zukermana z Royal Philharmonic Orchestra w NOSPR. Wykonanie Chińczyka było technicznie doskonałe, grane wspaniałym dźwiękiem z niewiarygodną łatwością tak, że sam artysta wydawał się być zdziwiony zachwytem publiczności, bo przecież dla niego to nic wielkiego.
Zukerman grał ze swobodą ulicznego grajka, zawadiacko, łobuzersko. Taki skrzypek na dachu. Poza tym na moje ucho fałszował, ale ulicznym grajkom to się przecież zdarza 😀 Miało to swój urok.
Mutter dzisiaj to był zupełnie inny świat. W porównaniu do tych opisanych powyżej powiedziałbym, że było to wykonanie natchnione. Cudowne pianissima, technika olśniewająca, ale nie dla samego popisu, ale po to by wydobyć z utworu to z czego nie zdajemy sobie sprawy, że tam się znajduje.
Usterki intonacyjne? Hmm, czy to w dźwiękach kody granych pianissimo bez wibrata? Osobiście nie odebrałem tego jako usterkę, a coś zamierzonego – kontrast do pełnego, rozwibrowanego brzmienia.
Muszę jeszcze pochwalić NOSPR i dyrygenta. Nigdy nie słyszałem tak dobrze grającej polskiej orkiestry! Może ktoś mi popuka do głowy, ale stawiam tezę, że Berlińczycy wcale lepiej by nie zagrali.
To była najwyższa klasa światowa.
Co do zarządzonej przerwy, cała sala chyba również była nieco zbita z tropu, bo nieśmiałe oklaski rozległy się dopiero jak maestro Herreweghe w ciszy przechodził przez drzwi, a śpiewacy ruszyli doń.
Siedziałem w bocznej antresoli, to doskonale widziałem jak dyrygent będąc już w drzwiach podnosi rękę z dezaprobatą.
Dziwna sytuacja. Sam nie wiedziałem: klaskać, nie klaskać?
@ Jakób
No no… z tym większą ciekawością czekam 🙂
@ yimmir
Może chodziło mu o to, że to tylko przerwa kondycyjna z konieczności, a w środku Pasji nie należy klaskać…
Uprzejmie donoszę:
https://www.chandos.net/products/catalogue/CHAN%2010976
Kanoniczne kwintety niby już są 😉 ale tych nietypowych kwartetów często się nie widuje na płytach.
I pytanie ogólne do PK i dywanu:
Na Tubie można posłuchać wielu utworów polskich kompzytorów, mówiąc delikatnie, mało znanych (utworów, nie kompozytorów): symfonie Witolda Maliszewskiego, Noskowskiego, Bacewiczówny – lista jest dość długa.
Czasami w Tubie są podani wykonawcy. Czasami jest to Łukasz Borowicz i POR, ale często nie ma żadnych informacji.
Jaka jest proweniencja tych nagrań? To są nagrania radiowe? Są jakieś płyty? Acte Prealable jest nieoceniony, ale raczej nie nagrywa symfoniki, bo zapewne zwyczajnie nia mają pieniędzy.
Co do nagrań Łukasza Borowicza, to zapewne jest trochę z cyklu CPO (np. Panufnik – nie tylko z POR, ale i berlińską Konzerthausorchester) i EDA Records. EDA lubuje się w wydawaniu entartete Musik. Są też różni wariatuńcie, np. pisałam tu kiedyś o jednym Szwedzie, który kocha wydawać nieznaną symfonikę romantyczną – wyleciało mi teraz z głowy, jak on się nazywa. No i oczywiście Hyperion dużo różnych dziwactw wydaje. A skąd ludzie biorą nagrania, które wrzucają na tubę – różnie to bywa.
Sterling Records – Bo Hyttner
Ale mi chodzi specyficznie 😈 o polską muzykę.
Hyperion wydał pojedyncze płyty Bacewiczówny, Żeleński, Zarzycki, Stojowski, Karłowicz, trochę Paderewskiego, ale to są wszystko znane nazwiska.
O, dzięki za przypomnienie 🙂 Poznałam go kiedyś, chyba w Bregencji.
@Gostek Przelotem: a o które konkretnie chodzi nagrania? Mam mnóstwo pozgrywanej muzyki polskiej, najczęściej wiadomo, kto to robił, na Youtube nie podają czasem z wiadomych względów. Ale ja mam zapasik z epoki przedtubowej :-). Szwed, to oczywiście Bo Hyttner i jego wspaniały Sterling (dystrybuowany u nas, podobnie jak EDA, przez Music Island). Niestety stracili ostatnio nieco impet, choć opublikowane w ostatnich miesiącach płyty są ciekawe, zwłaszcza Martin Scherber, piszący w połowie XX kolejne symfonie Brucknera :-). Jak lubicie taki repertuar, to polecam buszowanie po stronie Dutton Vocalion, zwłaszcza w serii Epoch, gdzie są też polonica, np. Koncert fortepianowy i 3 Symfonia Maliszewskiego w znakomitych wykonaniach. Ale prawdziwy „wariat” zawsze coś znajdzie. Do mnie właśnie idzie ok. 30 płyt z Chorwacji – wykryłem, że nagrali wreszcie jedną z muzyką symfoniczną naszego Ludomira Rogowskiego (siedział pół życia w Dubrowniku), to przy okazji zamówiłem też trochę płytek z muzyką innych kompozytorów, których nie było, jak tam buszowałem po zagrzebskich sklepach 7 lat temu. A w zeszłym tygodniu – rewelacja!!! – przyszły 3 wytropione w sieci i zamówione płyty z symfoniczną muzyką albańską, głównie przedwojenną (tak, byli tam kompozytorzy piszący na orkiestrę, choć nie było żadnej orkiestry) i z epoki Hodży (socrealizm z lat 70.-80. XX w., palce lizać). Odsyłam też na stronę „unsungcomposers”: tam jest dopiero prawdziwa kopalnia wiedzy.
My z kolei spedzilismy niedzielne popoludnie z C. Hagenem, K. Gersteinem i LvB: “Bei Männern, welche Liebe fühlen”, op. 5 no 2, op. 102 1 & 2 i na bis Brahms adagio z op 99 (powiedzial, ze juz za duzo bylo LvB 😉 ). W tym roku jest seria wiolonczelistow – nastepny, za miesiac Capuçon!
PS Jak dalece wiolonczele moga roznic sie w rozmiarach? Hagen gra na stradivariusie – instrument wydawal mi sie bardzo duzy 😮 w porownaniu do innych. A moze to CH jest wysoki inaczej?
@Gostek Przelotem: to są w większości nagrania radiowe, nagrywane przez lata z anteny. Albo zgrywane z sali. Nawet na YouTube jest np. koncert Deszczyńskiego, który 100 lat temu łapałem jakimś prymitywnym dyktafonem z rękawa. Większość muzyki polskiej wrzuca tam 2-3 facetów, których nazwisk tu pozwolę sobie nie zdradzić, głównie ze Stanów. A skąd oni to mają? Otóż mój tutejszy kolega, MN, pracujący w jednym z Bardzo Ważnych Urzędów, od kilku dekad interesował się: a. wszystkim, co jest napisane na fortepian i orkiestrę; b. muzyką polską. Gromadził ogromny zbiór rzeczy nagrywanych z radia, jeszcze od lat 70-tych. Ja robiłem to samo, ale później. MN z racji pracy jeździł też ciągle za granicę, głównie do krajów byłego ZSRR i Demoludów skąd przywoził bardzo ciekawe i unikatowe płyty. MN już kilkanaście lat temu wszedł w kooperację z wymienionymi wyżej kolegami z USA. Jeszcze przed epoką Wetransfer etc. Wysyłał im polonika i inne te inne rzeczy na płytkach, pocztą, w paczuszkach, a sam dostawał od nich płytki z różnościami w tej samej formie. Tysiące nieznanych koncertów fortepianowych, skrzypcowych, symfonii etc. I ja się przy tym też pożywiałem, zresztą ode mnie też przez niego tam różne rzeczy trafiały. Taka międzynarodówka miłośników zapomnianego repertuaru. W ten sposób to co jest teraz na tubie i wiele, wiele więcej, mieliśmy tu już dosyć dawno temu. I co za radość: a to wszystkie koncerty fortepianowe Halfdana Cleve czy Artura Lemby, a to symfonika romantycznych kompozytorów peruwiańskich czy chilijskich. A potem pod znanymi Wam zapewne nickami typu Rufinatscha etc. zaczęli wrzucać te nagarnia do sieci, na Youtube. I stąd to tam jest :-), choć straciło tę ekskluzywność. I oczywiście większość ruchu w tym „interesie” odgrywa się teraz przez unsungcomposers.
Gostku, np Bacewicz wg Discogs – Muza, Philips, Harmonia Mundi, Koch, Hanssler Classic, Chandos, Acte Préalable, Hyperion, Deutsche Grammophon, Dux, Naxos, Ambache, FSM Vox, Musical Heritage Society, Veriton, Olympia, Мелодия
@pianofil
Dzięki za informacje – tak właśnie myślę – to muszą być radiowe i około-radiowe archiwalia. Lemba też mi gdzieś przemknął, więc na pewno myślimy o tych samych linkach.
Dzięki za cynk o unsungcomposers – zerknę.
Tak na marginesie – powiedzmy sobie uczciwie – większość tej muzyki jest do wysłuchania na raz. Nie wszystko, ale większość. Taka na przykład symfonia F-dur Młynarskiego (też „Polonia”) jest OK, ale….
Poza tym tego się nie da wszystkiego wysłuchać sensownie. Zawsze gdzieś, ktoś, kiedyś mógł napisać perełkę, o której wszyscy zapomnieli.
@lisek
Tak, oczywiście, discogs to cenne źródło, choć trochę chaotyczne. Nie zamienia to faktu, że jeszcze sporo pozostaje nie nagrane, lub jest nagrane chaotycznie – np. koncerty wiolonczelowe na DUX – każdy w innym zestawie – dyrygent, solista, tylko orkiestra ta sama. Lepsze to niż nic, choć trochę burzy mi „kolekcjonerski zamysł kompletności”.
Stąd bardzo się cieszę na kolejną płytę Chandos, o której wspomniałem powyżej.
Po Szymanowskim i Karłowiczu kolej na Bacewicz. Komplety kwartetów smyczkowych i kwintetów fortepianowych już są. Teraz czas na resztę.
@Gostek Przelotem
Są melomani nurkowie głębinowi. I są melomani wieloryby. Nurek będzie schodził na jednym oddechu coraz głębiej, po linie, metr za metrem. To tacy, co szukają przez całe życie ideału wykonawczego np. DWK albo Sieglindgy czy innego Wotana, albo kompletu symfonii Beethoven. Jest też odmiana audiofilska – trzy płyty na półce, za to dziesiątki, jak nie setki tysięcy ładowane w przedwzmacniacze, wkładki, złote wtyczki. Ci z kolei nurkują w ideał dźwiękowy – co zabawne, prawie nigdy nie chodzą na koncerty. Za mało technologiczny ten dźwięk na sali i tak – bez sensu – powstaje zbyt analogowo.
Drugi typ, wieloryby, jak morskie olbrzymy, by się najeść krylem, muszą filtrować przez fiszbiny tysiące hektolitrów wody. I ja np. znając cały kanon na wylot muszę filtrować ten ocean złej, bardzo złej i nijakiej muzyki. To się kończy niestety himalajskimi zwałami płyt, które często słucha się tylko „próbkowo”. Ale za to ile wspaniałych odkryć! Kompozytorskich i wykonawczych. Dal mnie, pomijać wszystko, dla higieny potrzebne jest słuchanie sporej ilości muzyki złej, trywialnej, epigońskiej, po to tylko, aby w pełni potem odczuć iluminację konfrontując się z dziełem genialnym. Oczywiście jest tu syndrom zbieractwa. W ogóle mówimy tu o facetach, którzy są zazwyczaj w jakiś sposób w spektrum autyzmu – muszą zbierać, oceniać, spierać się koniecznie: kobiety zazwyczaj (choć bywają wyjątki) koncentrują się na samym przeżyciu. Bardzo rzadko coś kolekcjonują na zasadzie: nie podoba mi się to, ale muszę mieć, bo jest elementem serii. Słowem rzadko zdarzają się kompletystki w rodzaju: „z Symfonii Sibeliusa lubię tylko Piątą, ale muszę mieć wszystkie, bo zbieram wszystkie późnoromantyczne symfonie”.
Ja niestety jestem przypadkiem najbardziej tragicznym: jako rasowy wieloryb filtruję na potęgę, co spowodowało, ze już nie wchodzę do jednego z pokojów, gdzie 35000 kompaktów wraz z książkami sięgnęło sufitu. Nienawidzę tępego, zaślepionego patriotyzmu, ale kocham muzykę polską i jestem wobec niej trochę jak rodzić niezbyt udanego dziecka – wszyscy dokoła mówią, że paskudne, a on widzi cud świata. Dlatego gromadzę też od lat wszystko, co polskie. Ale jestem też wielorybem nurkującym, co przy takiej wyporności jest dość straszne. Ale zbieram też wykonania, poluję na skrzypków, pianistów, wiolonczelistów, których jeszcze nie znam, a mogą być genialni/. I zdarzają się, zwłaszcza na winylach z lat 50-60, tacy, co jakoś potem nie zrobili kariery, a powinni. Niektórych utworów po 150-200. No i jeszcze lubię chodzić na koncerty. I jeszcze pracować trzeba. Wszystko to – jak sądzę – zmierza do jakiejś iście Wagnerowskiej katastrofy, ale cóż tam 🙂
A co do muzyki polskiej jeszcze: trzeba pamiętać, ze nagrywano to często „na odczep się”. Dopiero, jak się to wykona jak zupełnie normalną, pełnoprawną muzykę – okazuje się znakomita, albo całkiem dobra. Poza tym nie przesadzajmy z tym samokrytycyzmem (tu chyba zaczyna przemawiać przez mnie MABENA której nano-larwy najpewniej połknąłem z czekoladkami rozdawanymi przez Orlen i Lotto na ostatnich koncertach) i trochę z tą muzyką polską „wstańmy z kolan”. W końcu taki Delius czy Vaughan-Williams, tak czczeni przez Brytoli, to nie jest lepsze od np. Maklakiewicza czy Malawskiego, ale tam po prostu od razu założyli sobie, że to jest „first class” i tyle. Zresztą u nas też można zrobić coś bez kompleksów, vide ZNAKOMITE nagranie dwóch Symfonii Nowowiejskiego zrobione przez Borowicza w Poznaniu.
Niestety na Youtube bardzo wielu jeszcze rzeczy polskich nie ma. A są wciąż nieobecne ani na płytach,a ni w innych miejscach fascynujące utwory, np. „Oda pamięci Bartóka” na skrzypce i zespół kameralny Kilara z 1957 r., czy Symfonie i inne dzieła Mycielskiego (to draństwo, ze się tego nie gra, bo znacznie lepsze i bardziej uczciwe od Panufnika, jest tylko Pierwsza na Youtube), Symfonie Palestra ( w sieci jest tylko bodaj 4-ta), Symfonia „Święty Boże” Maklakiewicza etc. Ale coraz więcej rzeczy rzeczywiście jest.
Już od jakiegoś czasu chciałam spytać pianofila, gdzie on to wszystko trzyma 😉
Ja, a raczej moje mieszkanie jest w stanie pt. wszędzie hałdy wszystkiego, ale widzę, że to jeszcze łagodne stadium…
O symfoniach Mycielskiego to nawet kiedyś esej popełniłam na sesję muzykologiczną (choć nie jestem muzykologiem). Zwłaszcza IV Symfonia mnie zaciekawiła, kiedy usłyszałam jej prawykonanie na Poznańskiej Wiośnie Muzycznej. Nie będę opowiadać, kiedy to było, bo ludzie tyle nie żyją 😈