Demokracja wokalna

Londyński zespół Stile Antico śpiewa, jak sama nazwa wskazuje, stile antico. Wystąpił już kilka lat temu na Wratislavii z muzyką angielską, tym razem dołączył do niej trochę polskiej – na zamówienie festiwalu Misteria Paschalia.

Koncert nazywał się „Skarby dworów Tudorów i Wettynów”, ale cokolwiek na wyrost – żaden z trzech zaprezentowanych twórców niezwiązanych z dworem Elżbiety I nie był związany z dworem Wettynów. O Mikołaju Zieleńskim niewiele w ogóle wiadomo, choć tak wspaniałą muzykę zostawił, studiował ponoć w Rzymie (co odzwierciedla się w jego utworach), działał w Łowiczu i prawdopodobnie Płocku, o Warszawie nic nie słyszeliśmy. Grzegorz Gerwazy Gorczycki działał w katedrze wawelskiej (więc bardzo pośredni byłby jego związek z dworem królewskim, który w tym czasie przecież już był w Warszawie), a Johann Knöfel urodził się na Dolnym Śląsku i z nim był związany poza pobytami w Heidelbergu i Pradze.

Te utwory stanowiły jednak drobną część tego 80-minutowego koncertu wykonanego bez przerwy (podziwiam, w tym zimnie!), który zresztą, jak i wczorajszy Mesjasz, był transmitowany przez Dwójkę. Dominowali Anglicy z czasów długiego, niemal półwiecznego panowania Elżbiety I, od najstarszego Thomasa Tallisa poprzez Williama Byrda po Johna Wilbye, Thomasa Weelkesa i również Dowlanda, który zresztą nadwornym lutnistą został po długim ubieganiu się, już po śmierci królowej. Jej muzykiem był za to Włoch Alfonso Terrabosco I, co do którego istnieje podejrzenie, że mógł być również szpiegiem. Program uzupełniły jeszcze dwa utwory – Orlanda di Lasso i Pierre’a Sandrina – pochodzące ze zbioru Winchester Partbooks, będącym prawdopodobnie prezentem dla Elżbiety od króla Szwecji Eryka XIV.

Repertuar mieszany, obok dzieł religijnych całkowicie świeckie, w tym parę madrygałów ze zbioru Triumfy Oriany – o tematyce pasterskiej, ale będących pochwałą królowej. W zbiorze jest ich 25, zespół wykonał dwa – Wilbye’a i Weelkesa (mnie zdarzyło się kiedyś śpiewać w chórze jeszcze inny – Thomasa Morleya). Zespół kontynuuje ten sam sposób śpiewania, który opisałam w zalinkowanym wpisie: głosy przemieszane, wszyscy równi, tylko jeden z tenorów podaje dźwięki, ale nie dyryguje. Jakość, którą wytwarzają, budzi nie tylko zachwyt, ale prawdziwy podziw.

Inny rodzaj podziwu wzbudził nocny, dość hardkorowy eksperyment, stworzony przez gitarzystę Raphaela Rogińskiego i tancerza butoh Ryuzo Fukuharę. Omówienie w programie jest dość mętne, ale wiadomo tyle, że inspiracją była książka Roberta Gravesa Biała Bogini, w której autor tropi w specyficzny i osobisty, nienaukowy sposób żeńskie bóstwa w różnych mitach. W tym konkretnym przypadku chodzi tu o pierwiastek żeński w sztuce brytyjskiej oraz japońskiej. Gitarzysta gra swoje impresje wokół Purcella (rok temu wydał taką płytę), tancerz wykonuje swoje – gra każdym gestem, każdym mięśniem, także głosem; gdzieś po pół godzinie rozebrał się z garnituru do samych gatek i drugą połowę koncertu tak już się poruszał; najbardziej szokująca była jego wędrówka po kościele, po nagiej posadzce, wśród ludzi. To jest język, którego nie znamy i tym bardziej nas fascynuje.