Dzień śpiewu

Wczoraj na Actus Humanus dwa koncerty wokalne. Oba z muzyką religijną, ale odmienne od siebie pod każdym względem.

Po południu w Ratuszu Staromiejskim w cyklu polskich wykonawców wystąpił Octava Ensemble kierowany przez Zygmunta Magierę (który śpiewał też partie altowe). Cały koncert poświęcony był twórczości Bartłomieja Pękiela; przedstawione były dzieła zarówno z tych pisanych w stile antico (Missa Paschalis, Missa Pulcherrima), jak stile moderna (Dulcis amor Jesu, Audite mortales). Dla życiorysu tego kompozytora charakterystyczne jest, że wbrew pozorom te ostatnie, w stylu Carissimiego czy Monteverdiego, są wcześniejsze, a msze – późniejsze, co bierze się stąd, że najpierw był on kapelmistrzem u awangardowego wręcz Władysława IV (przypomnijmy, że to ten król był inicjatorem pierwszej opery w Polsce, a jednej z pierwszych na świecie), a później, po potopie szwedzkim – przy konserwatywnej katedrze wawelskiej. Zresztą w tej epoce oba style koegzystowały. Pękiel w każdym z nich potrafił osiągnąć mistrzostwo.

Octava Ensemble śpiewał msze z towarzyszeniem pozytywu, a pozostałe – także z gambą (Dulcis amor Jesu) lub trzema gambami (Audite mortales). Zalety tego śpiewu to czystość intonacji, wady – pewna sztywność. Zbyt mało było emocji w tak żarliwych wręcz utworach. Pod koniec także szef zaczął mieć problemy głosowe, wynikające chyba z przeziębienia. Należy też wziąć poprawkę na warunki: sala Ratusza średnio odpowiada tej muzyce. Octava Ensemble nagrał trzypłytowy album z dziełami wszystkimi Pękiela (wydany właśnie przez DUX); tam to zapewne brzmi lepiej, przesłucham po powrocie.

Wieczorem – niezawodny Ensemble Organum z programem Adoratio Sanctae Crucis poświęconym chorałowi benewentyńskiemu, stworzonemu przez Longobardów. Marcel Pérès przygotowując ten program posługiwał się rękopisami z biblioteki kapitulnej w Benewencie. Ciekawe, że Longobardzi, wywodzący się przecież ze Skandynawii, odprawiali liturgię zarówno po łacinie, jak i po grecku (co pasowało do kościoła św. Bartłomieja, który pełni dziś funkcję kościoła grekokatolickiego). Słuchając greckiego śpiewu wciąż wspominałam nieodżałowanego Lycourgosa Angelopoulosa, który swego czasu dał tyle temu zespołowi. Teraz „grecką stronę” przejął Frédéric Tavernier-Vellas, dawny współpracownik Angelopoulosa (Pérèsa zresztą też), odznaczający się mocnym głosem. Cała zresztą piątka śpiewaków (licząc szefa), którzy wystąpili wczoraj, to weterani zespołu; każdy zresztą prowadzi też własną działalność i własne formacje. Ich mistrzostwo polega na absolutnej naturalności, nie na pięknie głosów; ich piękno jest chropawe jak mur średniowiecznej katedry. Przemieszczali się po kościele procesyjnie, śpiewali w ustawieniu na wprost do siebie, a podczas części Sanctus wręcz tyłem do publiczności, zwracając się w stronę ołtarza – obecnie carskich wrót i wiszącego nad nimi krucyfiksu. Wszystko to razem stworzyło atmosferę niepowtarzalnego misterium, po którym można było tylko dać owację na stojąco.

Ten repertuar Ensemble Organum nagrywał bardzo dawno, w 1993 r. Z Angelopoulosem oczywiście; wczoraj z tamtego składu poza szefem był jeszcze Antoine Sicot.