Koncert kontrastów

W tym samym miejscu co poprzedniego dnia dała koncert Sinfonietta Cracovia pod batutą Jurka Dybała, który znów wystąpił także jako konferansjer.

Znane są powszechnie Trzy utwory w dawnym stylu Henryka Mikołaja Góreckiego, ale chyba mało kto wie, że w twórczości Krzysztofa Pendereckiego znajduje się też utwór pod tym samym tytułem. To recykling – składają się nań fragmenty z muzyki do filmów Rękopis znaleziony w Saragossie (dwa menuety) i Passacaglia na Kaplicę Zygmuntowską (Aria). I o ile dzieło Góreckiego wywodzi się raczej z muzyki ludowej (choć w trzecim z utworów jest też posmak znany z jego Muzyki staropolskiej), to Penderecki stworzył dla celów użytkowych zręczne stylizacje z przymrużeniem oka.

Wykonanie obu cykli przedzielił utwór wyróżniony II nagrodą (pierwszej nie przyznano) na konkursie kompozytorskim Sinfonietta per Sinfonietta. Chodziło o utwór z udziałem solistów – skrzypiec i wiolonczeli, aby móc zademonstrować walory nowo nabytych dla orkiestry instrumentów (od paru miesięcy Maciej Lulek gra na skrzypcach francuskich Francois Breton z 1807 r., a Marcin Mączyński – na wiolonczeli Conrada Woerle z 1761 r.). Nagrodzony został utwór młodziutkiego (świeżo po studiach) Holendra Xaviera van de Polla Sinfonietta concertante per Sinfonietta. The Tale of Prince Ivanovich. Mimo iż zachęcony, kompozytor nie miał ochoty opowiadać, kim był ów książę i jakie jego zachowania utwór opisuje. Trudno zresztą zgadnąć – czegóż tam nie było w tym utworze. Trudne części skrajne z karkołomnymi partiami solistów, a pomiędzy nimi zupełnie inne stylistycznie fragmenty, przypominające może najbardziej Richarda Straussa.

Jako że koncert poświęcony był pamięci Góreckiego, w programie znalazł się jeszcze jeden jego utwór: Koncert klawesynowy, z Aleksandrą Gajecką-Antosiewicz jako solistką. Choć przypadło jej w udziale być następczynią Elżbiety Chojnackiej (grała też na odziedziczonym po niej klawesynie), ma zupełnie inną osobowość, bardziej liryczną, i marzą się jej teraz nowe utwory bardziej w jej typie. Ale Góreckiego zagrała z odpowiednią dozą energii, klawesyn był świetnie nagłośniony, więc wszystko wypadło jak trzeba.

W drugiej części absolutna zmiana nastroju: Kindertotenlieder Mahlera z Tomaszem Koniecznym jako solistą. Na orkiestrę smyczkową opracował je dyrygent Rafał Kłoczko, i nie jestem do końca przekonana do tej wersji, nie mówiąc o tym, że wolę ten utwór śpiewany przez mezzosopran. Ale Konieczny dał z siebie, co mógł, a więcej jeszcze w bisie – jednej z Pieśni i tańców śmierci Musorgskiego, było to wręcz wstrząsające. I ten cykl muzycy wykonywali już razem w całości w różnych miejscach. Konieczny za niecały miesiąc ma debiut w Bayreuth – trzeba trzymać kciuki za pierwszego Polaka w tym miejscu.