Muzealny clubbing

Nazwa wskazywałaby na coś podobnego do opisanego niedawno przeze mnie Yellow Lounge. Jednak w krakowskim wydaniu to po prostu krótkie koncerty kameralne w różnych miejscach miasta, między którymi się chodzi.

W niektórych z tych miejsc można też posilić się napojami, ale siedzi się grzecznie jak na sali koncertowej. Clubbing kameralny na Sinfonietta Festiwal odbył się po raz trzeci, a po raz drugi we wnętrzach związanych z Muzeum Narodowym. Tematem były tym razem miasta.

W tym roku doszła nowa lokalizacja i tam skierowałam swoje pierwsze kroki. To otwarte parę lat temu po gruntownej renowacji Europeum w Spichlerzu na pl. Sikorskiego – nie byłam tam wcześniej, a warto, bo umieszczono tam cenne dzieła sztuki europejskiej z kilku wieków. Kolekcja trochę eklektyczna, ale jest parę prawdziwych rodzynków. Najwspanialsze jest to. I przed nim właśnie zasiadł – cóż za zaszczyt – kwartet Cordes Classiques złożony z członków Sinfonietty Cracovii, by przedstawić Paryż. A więc Le plus que lente Debussy’ego, Kwartet Ravela i Nokturn Es-dur op. 9 nr  Chopina (który chyba nie tylko ja przezywam „nokturnem pendolino”).

Z Paryża udałam się do Katowic, przedstawionych przez Kwartet Dafô w dawnym hotelu Cracovia, będącym dziś własnością MNK, trudno powiedzieć po co. (Każdy z zespołów wykonał trzy koncerty o tym samym programie, w tym samym miejscu.) Rzecz odbyła się w dawnym lokalu biura podróży, które mieściło się na parterze i po którym została pamiątka – mozaika ceramiczna przedstawiająca różne miasta świata (Katowic wśród nich nie ma). Znakomity zespół z pasją wykonał I Kwartet smyczkowy „Już się zmierzcha” Henryka Mikołaja Góreckiego, a z intensywną zadumą – Relief dla Andrzeja Aleksandra Lasonia, poświęcony zmarłemu przyjacielowi, również kompozytorowi, Andrzejowi Krzanowskiemu. Nawet nie spodziewałam się, że akustyka będzie naprawdę przyzwoita. Może też pogłos był większy, bo publiczności było mniej? Na pierwszym z ich występów podobno było pełno, na drugim – kilka osób…

Potem odwiedziłam kolejne nieznane mi dotąd miejsce: Pawilon Józefa Czapskiego, oddział MNK na ul. Piłsudskiego. A ściślej – Kawiarnię Kultury w tym pawilonie, nowoczesnym, ulokowanym w głębi ogrodu Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego. Tam z kolei wystąpiła obiecująca młodzież Sinfonietty Cracovii – Sinfo Quartet, przedstawiając Petersburg poprzez utwory Szostakowicza – III Kwartet smyczkowy i Walc z II Suity na orkiestrę jazzową. Siłą rzeczy nie dałam więc rady obejrzeć jeszcze jednego koncertu, który odbył się (też trzy razy) w Domu Mehoffera: Quartetto Con Flauto, czyli trzech smyczkowców Sinfonietty Cracovii ze znakomitą młodą flecistką Jennyfer Fouani grali Kwartet amerykański Dvořáka i suitę z West Side Story Bernsteina. Do Domu Mehoffera dotarłam na finał w ogrodzie, czyli trochę muzyki bałkańsko-klezmerskiej w wykonaniu Etnos Ensemble. Ten program zgrał się z rozpoczynającym się właśnie w Krakowie Festiwalem Kultury Żydowskiej, którego w tym roku również nie odwiedzę. Jutro wyjeżdżam ze Stołecznego Królewskiego Miasta i wracam do stolycy.