Zabawy z hymnami

W program tegorocznego ChiJE włączone zostało kilka dzieł zawierających temat Mazurka Dąbrowskiego (wybór, bo znalazłoby się ich jeszcze więcej). Ale czwartkowy, uroczy występ Concerto Köln, znów pod batutą Gianluki Capuano, zawierał więcej różnych hymnów.

Solistą koncertu był Tobias Koch, co oczywiście dodało wykonaniom jeszcze humoru i lekkości. Na erardzie z 1838 r. zagrał aż trzy utwory na fortepian z orkiestrą, plus nadspodziewanie czwarty oraz bis.

Uprzejmie było zacząć od uhonorowania gospodarzy, więc na początek zabrzmiała uwertura do opery Alberta Lortzinga Der Pole und sein Kind. Mazurek rozbrzmiewa tu po niedługim wstępie z niewielkimi zmianami, nie jest tu głównym tematem, lecz jednym z epizodów, po którym następuje szybki odcinek kończący całość – uwertura jest dość krótka. Reszta hymnów została dziś potraktowana z większą pompą.

Johann Christian Bach, czyli „Bach londyński”, uczył gry na fortepianie samą królową i poświęcił jej cykl sześciu koncertów fortepianowych. Koncert D-dur, ostatni z nich, zawiera specyficzny ukłon: w finale pojawiają się wariacje na tematy hymnu God save the King. Został wykonany w całości, wbrew temu, co podano w programie, że usłyszymy same wariacje. Bardzo dobrze, bo dzięki temu znamy kontekst. Były one nie za bardzo rozbudowane – zaledwie wstęp do kolejnych. Bo wszystkie – poza pierwszym – opracowania hymnów były w formie wariacji. François-Joseph Gossec, który w swoim wyjątkowo długim życiu (95 lat!) miał epizod służby rewolucji, napisał strasznie napuszone i monotonne orkiestrowe wariacje do Marsylianki (pisywał również ciekawsze rzeczy, ale jakoś przylgnęła do niego łatka twórcy propagandowego), które właściwie polegają na podejmowaniu tematu przez kolejne solowe instrumenty. Za to Wielkie wariacje Es-dur do „Rule, Britannia” Ferdinanda Riesa na fortepian z orkiestrą (nie hymn to co prawda, ale prawie) to efektowne dzieło znów ze wstępem i przeróżnymi wykrętasami, bardziej więc urozmaicone.

Po przerwie orkiestrowe znów Wariacje na temat hymnu „Wilhelmus” Johanna Wilhelma Wilmsa, interesującego niemiecko-holenderskiego kompozytora, którego już wcześniej odkryłam także dzięki Concerto Köln. Wilhelmus to taki dziwny hymn, który po pierwsze ma nieregularny rytm (tak więc do potrzeb takich jak tego utworu jest zawsze zmieniany, małemu Mozartowi także się to zdarzyło), po drugie ów Wilhelm z Nassau, w którego imieniu śpiewany jest hymn, od razu na wstępie oświadcza, że jest z niemieckiego roku i poddany jest królowi Hiszpanii – ciekawe jak na znak identyfikacji narodowej… I kolejne wielkie wariacje z fortepianem, tym razem Carla Czernego – tak, tego od szkolnych etiud – na temat hymnu, który na początku nazywał się Gott erhalte Franz der Kaiser, potem Deutschland, Deutschland über alles, a teraz to Einigkeit und Recht und Freiheit – a napisał go sam Joseph Haydn. Tu wstęp zajmował już pół utworu, a wirtuozowskich pasaży było co niemiara – to już typowy wykwit stylu brillant. Tobias Koch grał go nieco z przymrużeniem oka, a do kadencji wplótł też temat Mazurka Dąbrowskiego. Wydawało się, że to już koniec jego efektownego występu, jednak zasiadł też do ostatniego w programie utworu, którym było przedziwne (autorstwa Filippa Cammarotto) opracowanie finału IX Symfonii Beethovena. Na koniec więc – hymn UE.

Koncert bardzo się przeciągnął, ale został przyjęty entuzjastycznie, zabrzmiały więc dwa bisy. Najpierw znów uwertura Lortzinga, rozpoczęta jednak z pominięciem wstępu, od razu od Mazurka Dąbrowskiego – część sali wstała, więc przy następnym, solowym bisie pianista zapowiedział, że można siedzieć, i zagrał opracowanie tegoż Mazurka przez Chopina (zachował się taki szkic), po czym powiedział po polsku: – Dobranoc.