Czwartkowe różności

Po południu wreszcie Franchomme w pełni doceniony przez Andrzeja Bauera i Tobiasa Kocha, wieczorem goście z Bergen (bo Leif Ove Andsnes również z tego miasta) pod batutą swojego brytyjskiego szefa Edwarda Gardnera.

O poziom popołudniowego koncertu można było się nie obawiać – Bauer znany jest z perfekcjonizmu i zaangażowania, a Koch – z klasy i poczucia humoru. Pytanie tylko było, jak to się połączy, ale połączyło się świetnie, bo i Bauerowi humoru nie brak. Ale, jak już przy perfekcjonizmie jesteśmy, to podziw wzbudziło we mnie to, że wiolonczelista nauczył się solowych utworów Franchomme’a – Kaprysów i Etiud – na pamięć. No i słusznie zresztą, bo głupio byłoby grać etiudy z nut. Z pamięci zagrał także, już z Kochem, Fantazję na temat „Czarodziejskiego fletu”, utwór w końcu wcale nie taki prosty. Ponadto w programie znalazły się transkrypcje dokonane przez tegoż francuskiego przyjaciela Chopina: skrzypcowej Sonaty a-moll op. 24 Beethovena i Etiudy cis-moll op. 25 nr 7 Chopina oraz utwory napisane wspólnie z innymi kompozytorami: z Georgem Alexandrem Osborne’em Duo concertant na temat motywu z „Anny Boleny” Donizettiego , a z Chopinem – Grand duo concertant na temat z „Roberta Diabła” Meyerbeera. Ten  ostatni utwór grał ostatnio tu też Coin z Akiko Ebi – wtedy było to dość przykre, dzisiejsze wykonanie miało właśnie pełnię wdzięku i humoru. Bisy dwa: Nokturn Paderewskiego w opracowaniu samego Bauera oraz wolna część Sonaty wiolonczelowej Chopina – jaki żal, że nie usłyszeliśmy jej w całości.

Orkiestra Filharmonii w Bergen przyjechała chyba w najpełniejszym składzie – samych kontrabasów było dziewięć. Na jej czele stoi obecnie stosunkowo młody (44 lata), dynamiczny Anglik Edward Gardner (właśnie przedłużono mu kontrakt do 2021 r.), który udziela się też w innych miejscach, a dla wytwórni Chandos w ramach współpracy z programem Instytutu Adama Mickiewicza Polska!Music nagrał serię czterech płyt z orkiestrową muzyką Lutosławskiego, z BBC Symphony Orchestra. Na dzisiejszym koncercie były, można powiedzieć, same ukłony. W stronę gospodarzy – Uwertura Paderewskiego, lekka i pastoralna w charakterze, która zabrzmiała nawet jakby ze skandynawskim posmakiem. W stronę brytyjską – Koncert fortepianowy Benjamina Brittena. Andsnes zagrał go w Polsce po raz drugi – w maju wystąpił z nim w Katowicach z orkiestrą Tonhalle z Zurychu w ramach festiwalu Kultura Natura. Tamtego koncertu słuchałam z balkonu, tego z parteru, więc siłą rzeczy wrażenia były bardziej intensywne, ale też nie jest to utwór, w którym można wiele pokazać poza efektowną wirtuozerią. Pierwsza i ostatnia część (marsz) znów skojarzyły mi się z Prokofiewem, za to druga część wydała mi się tym razem bardziej brittenowska. Ale ogólnie – nastrój przedwojennej beztroski. Andsnes nie był pierwszym na tym festiwalu, który wykonał ten koncert – zagrał go pięć lat temu Benjamin Grosvenor, którego usłyszymy i w tym roku. Ja wówczas wyjechałam już z Warszawy, a jego wykonanie Brittena usłyszałam kilka dni później w Berlinie i nie miało ono tyle charakteru, co wykonanie Andsnesa.

Na bis pianista zagrał Romanzę Sibeliusa, trochę chłodno (no i dobrze). W Katowicach mieliśmy możność podziwiać go jeszcze na recitalu, tu nie dane nam to było. Sibelius zabrzmiał jeszcze w drugiej części koncertu, była to II Symfonia, potężna w rozmiarach, ale jak na tego kompozytora jeszcze dość pogodna. I na bis znów ukłony: w stronę polską prześmieszna orkiestrowa transkrypcja Walca Es-dur Chopina dokonana przez Brittena, a na koniec w stronę własnego kraju: Śmierć Azy Griega. Na smutno więc na koniec.