Granie u Księżnej Daisy

Zwiedzałam kilka lat temu zamek w Książu, a piękną Salę Maksymiliana oglądałam tylko z zewnątrz. A tu właśnie odbywają się koncerty Festival Ensemble – w tym roku już po raz piętnasty.

Festiwal stworzył Marek Markowicz, ten sam, który swego czasu zorganizował w Krakowie Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Rodziny Grobliczów (wspominałam tu o nim przy różnych okazjach). Konkurs nie przetrwał, a tymczasem syn jego założyciela, Marcin, skrzypek (dziś koncertmistrz NFM, członek Kwartetu im. Lutosławskiego i kompozytor), pojechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych i zachwycony słynnym festiwalem kameralistyki w Marlboro namówił ojca na organizację podobnej imprezy w Polsce. Marek Markowicz doprowadził do ustanowienia festiwalu w Książu i niestety po pierwszej edycji zmarł. Marcin wraz z żoną Katarzyną poprowadzili festiwal dalej i doczekali się właśnie jubileuszu piętnastolecia oraz wiernej wałbrzyskiej publiczności. Ale wierni są też pedagodzy z kraju i z zagranicy, część przyjeżdża tu co rok. Zasada jest taka, jak w Marlboro: pedagodzy przygotowują ze studentami kolejne utwory i wspólnie grają je na koncertach.

Trochę jest więc podobnie jak na opisywanych przeze mnie w zeszłym roku kursach w Lusławicach, ale tamte mają zaledwie czteroletnią tradycję. Tu warunki nie są może tak idealne jak tam, gdzie wszystko jest podporządkowane muzyce, jej ćwiczeniu i uprawianiu, a w Książu jest przecież wciąż pełno turystów – to w końcu środek sezonu. Zajęcia odbywają się w zamkowych komnatach, których tu przecież jest mnóstwo i nie wszystkie się zwiedza. A barokowa Sala Maksymiliana to piękne miejsce koncertów, o całkiem niezłej akustyce.

Poza muzyką kameralną w ramach Festiwal Ensemble są również od pewnego czasu warsztaty aktorskie prowadzone przez Beatę Fudalej i Zbigniewa Zamachowskiego, a od tego roku jest kolejna nowość – warsztaty jazzowe prowadzone przez Marcina Maseckiego. Od kilku lat też stałymi gośćmi są Danuta Gwizdalanka i Krzysztof Meyer – autorka Przewodnika po muzyce kameralnej jest szczególnie predestynowana do opowiadania o tej muzyce słuchaczom, a kompozytor-erudyta uczestniczy w programowaniu festiwalu.

Na inauguracyjnym koncercie prezentują się zwykle pedagodzy. Tym razem koncert miał charakter, by tak rzec, patriotyczny – wyłącznie muzyka polska. Bardzo różnorodna: po Kwintecie smyczkowym Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, tym samym (z hymnami), który słyszeliśmy niedawno na Chopiejach – jeszcze raz mogłam stwierdzić, jaka to świetna muzyka – zafundowano słuchaczom mały szok: awangardowego Pendereckiego (I Kwartet smyczkowy). Złagodzono później efekt Źródłem Aretuzy Szymanowskiego i Subito Lutosławskiego (Jakub Jakowicz i Paavali Jumppanen), jeszcze był późniejszy Penderecki – Preludium na klarnet (Roman Licznerski), a także La Strada Pawła Mykietyna. Totalnie przełamał konwencję Marcin Masecki improwizując na tematy polskich międzywojennych przebojów, ale w swojej stylistyce „estetyki pomyłek”, a na koniec festiwalowa orkiestra zagrała jeszcze Orawę Kilara. Długo było, ale publiczność wytrzymała (częściowo zresztą uzależniona od autobusu, który zabiera ją z powrotem do Wałbrzycha). W sumie szkoda, że będę tu jeszcze tylko dwa dni, bo zapowiada się bardzo sympatycznie. We wtorek pierwszy koncert „studencki”, m.in. z prawykonaniem napisanego specjalnie na tę okazję nowego utworu Andrzeja Kwiecińskiego.