Dokąd idzie Andrzej
To zdanie, które padało we wszystkie strony podczas jednej z sekwencji sobotniego spektaklu Komuny Warszawa, dotyczyło co prawda Andrzeja Bieżana, ale odniosłam je sobie dziś do młodszego o 6 lat i również zmarłego przedwcześnie jego imiennika, Andrzeja Krzanowskiego.
Tego wybitnego kompozytora i akordeonistę zawał zabrał od nas w wieku zaledwie 39 lat. W ostatniej dekadzie swego życia tworzył głównie na akordeon, w tym mnóstwo literatury pedagogicznej, i jakby zapomniało się wówczas trochę o jego innej stronie. Mam w związku z tym prywatne wspomnienie: w cyklu koncertów-portretów kompozytorów, które Związek Kompozytorów Polskich organizował wówczas w Piwnicy Wandy Warskiej, zaplanowano jego portret i poproszono mnie o napisanie o nim stroniczki. Napisałam, co wiedziałam na podstawie znanych mi utworów. Po koncercie Andrzej podszedł do mnie i powiedział w charakterystyczny dla siebie, łagodny, ale zdecydowany sposób: „Wiesz, to zupełnie nie tak”. Zrobiło mi się głupio, że go mimo najlepszych chęci nie zrozumiałam, a później jeszcze bardziej głupio, bo jakoś zaraz potem umarł.
Dopiero w ciągu ostatnich kilku lat poznajemy prawdziwego Krzanowskiego i możemy tylko sobie wyobrażać, co by było np. gdyby zaraz po powstaniu wykonano jego utwór dyplomowy, I Symfonię, która okazała się dziełem wybitnym. Dokąd poszedłby Andrzej? Kto wie.
Podobnie można by się zastanawiać po wysłuchaniu/obejrzeniu Audycji V, pokazanej 9 września w katowickim NOSPR, a 23 września w warszawskim Studiu ATM – to były pierwsze wykonania dzieła, które powstało 40 lat temu. Dokąd idzie w tym utworze Andrzej i gdzie by zaszedł, gdyby wykonano to wówczas, gdy powstało? Ale tu już jest trochę łatwiej. Przecież wykonywane były wcześniejsze Audycje Krzanowskiego – formy charakterystyczne dla niego, słowno-muzyczne, w których tekst i muzyka traktowane są równorzędnie. Ta największa, piąta właśnie, powstała częściowo do tych samych słów Jacka Bierezina, co pierwsza z cyklu (proza poetycka Pociąg), druga (Drwal) i trzecia (Emigracja) oraz Zbigniewa Doleckiego (wiersz Sofrosine) – czwarta. Tu dochodzą jeszcze teksty Mrożka oraz Mieczysława Stanclika (nie mówiąc o włączeniu fragmentu własnego Salve Regina). Język muzyczny częściowo też już był znany: syreny, fleksatony, tam-tamy. Ale w Audycji V wszystko to się zagęszcza. To jakby summa wszystkich poprzednich. Plus multimedialność: kompozytor przewiduje tancerzy odgrywających scenki, przezrocza, rozpylanie zapachów, rzucanie kartek, rozdawanie cukierków – różne rzeczy, które do muzyki nie należą. W partyturze (wydanej już przez PWM) jest to nawet dość dokładnie opisane; we współczesnym odtworzeniu zamiast przezroczy są filmy (czarnobiałe, jak to bywało w tamtej epoce), Paweł Hendrich oprócz nagrania taśm z recytacją danej poezji zrobił od siebie krótki wstęp elektroniczny. Ale to muzyka Krzanowskiego robi największe wrażenie. Tym bardziej, że w znakomitym wykonaniu: Joanny Freszel, Cameraty Silesii i Orkiestry Muzyki Nowej pod batutą Szymona Bywalca.
Czy z Audycji V dowiedzieliśmy się o Krzanowskim czegoś nowego? Na pewno o jego umiejętności operowania większym zespołem wykonawczym, choć tu większą niespodzianką była jednak I Symfonia. Zapewne los zarówno kompozytora, jak muzyki polskiej, mógłby przedstawiać się odrobinę inaczej, gdyby miał on możliwość tworzenia na duże zespoły. Bo jeśli chodzi o widowiska multimedialne, nie on jeden miał podobne pomysły; przypomnieć można np. wydarzenia organizowane przez grupę kompozytorską KEW i poszczególnych jej członków. Ale był w tym bardziej literacki, bliski słowu mówionemu i sensom przez nie niesionym. Właśnie sensom, nie brzmieniom (ciekawe, że solowa partia sopranu w Audycji V jest jedynie wokalizą). Tym się odróżniał. I skłonnościami do mistycyzmu.
Audycja V jest dzieckiem swoich czasów i do nich należy. Ale bardzo dobrze, że ją w końcu pokazano światu.
Komentarze
szuka słów
ma świeży chuch
z tym chuchem chce
do druhów biec
dziękować i
pożyczyć im
– moja ballada
wszędzie tam
gdzie sobie trwam
raz bliżej wód,
dwa wyżej ciut
zielono gra
bo tak już ma…
czy składa się,
czy nie składa…
Najlepszego! Śpiewam to do „po katastrofie” – czyli jednego z… 37 🙂 mych ulubionych tematów K. Ale ważniejsze jest dziś to, że wszystkiego dobrego PK życzę! I co by się składało! m
Ech, no zawsze znajdzie się ktoś z przypominajką… Dziękuję bardzo 🙂
Pani Kierowniczko, szampan urodzinowy?
Dzis na klasycznie
https://www.youtube.com/watch?v=k1oqWKAp1N8
😉
😀
Trzeci! 🙂 No to ja bardziej tak romantycznie…
https://www.youtube.com/watch?v=ZGf0w0zghFI
Szczęścia, zdrowia i słodyczy
Całe Podkarpacie życzy….
Czwarta, duetowo 🙂
Przy okazji, Wesolych Szalasow 🙂
Piękne dzięki 🙂 i wzajemnie, lisku!
Moc muzyki dla Szanownej Pani!! 😉 pozdrawiam. t.
I ja się przyłączam do życzeń z nadzieją, że będzie mi dane gdzieś PK spotkać w realu. A przy okazji mam pytanie poza tematem wpisu. Czy wiadomo kiedy się pojawi program Festiwalu Beethovenowskiego w Warszawie?
Ach jeszcze zdążyłam. Wciąż pachnące latem, ale już kolorowo jesienne, wielu dobrych chwil!
I ja rzutem na taśmę zdążyłam przed zakończeniem dnia podziękować za pamięć 🙂
Zastanawiałam się, co podrzucić na podziękowanie, i wpadło mi do głowy to:
https://www.youtube.com/watch?v=XMRNuZwjdis
Co do pytania Roberta2, nie znam odpowiedzi, na razie Stowarzyszenie ma Festiwal Pendereckiego na głowie (w listopadzie).
Ziemia ślunska, ślunskie fany
robią gryfne tarabany.
Skuli świnta noszej Pani
my som chyba narąbani
– dyć z okazji Geburtstagu
kożdy z nas se dał po szlagu:
piwo – z wurstem – i gorzołka
a na kuniec czyrstwa bołka.
Kierowniczko nasza cudno
Byz Wos ganz jest tukej nudno.
Co za niespodzianka, 60jerzyku 🙂 (A może: Jorgu?) Wielkie dziynki 😉
No a jo… o godzine z zyceniami urodzinowymi sie spóźniom. Ba z okazji tykze urodzin piknie Poni Dorotecce zyce syćkiego najpikniejsego – i tamok, ka muzyke grajom, i tamok, ka nie grajom, ba tyz wozne rzecy sie dziejom! 🙂
Hej, hej, Owcarecku! 🙂
Wróciłem na śląski swój cichy zaułek – i tylko patrzę, gdzie drzwi. By je znowu otworzyć, wyjść i iść, iść – tam gdzie słońce, światło, powietrze.
Banał, wiem. Ale dla jednych to istota i cel bycia. Dla innych codzienność, powszedniość. Dla wielu już tylko wspomnienie.
Dla mnie wszystkiego po trochu.
Ot, dziecko szczęścia.
A jeśli mogę zapytać, naprawdę, gdzieś szedłeś, czy to taka metafora? Pytam, gdyż jestem teraz właśnie w takim miejscu, gdzie „słońce, światło, powietrze” i nie są to góry sensu stricto. I zauważam, że chyba powraca tradycja średniowieczna chodzenia, takiego od miejsca do miejsca (nie chcę użyć słowa pielgrzymowania, choć w średniowieczu najbardziej adekwatne), tyle że obecnie raczej nie w celach duchowych, ale myślę, że w celach powolnego i świadomego doświadczania świata wszystkimi zmysłami. Choć może to wciąż moje życzenie, żeby tak było. To tak:-)
Obejrzyjcie koniecznie nowy film o PA, który już tu niedawno linkowałam, ale to teraz, przez kilka dni jeszcze (jest też wersja francuska). Jest esencjonalny i bardzo piękny wizualnie.
https://www.arte.tv/de/videos/078181-001-A/piotr-anderszewski-und-das-klavier/
Sycylia. Z jej chropawą i wciągającą urodą. Obolałą przeszłością i teraźniejszością.
Piękne dzięki. Pięknie zatem. Sycylia to jeszcze nigdy nie zrealizowany, nieustannie odkładany plan, choć jestem obecnie nie tak daleko. Słońce, światło i powietrze podobne, tylko brak zapachu pomarańczy:-)
Dzień dobry 🙂
Ja na Sycylii byłam, ale myślę, że wówczas nie było tam jeszcze aż tak obolałej teraźniejszości… Jej piękno nie wydaje mi się chropawe – może na Etnie (gdzie oczywiście też byłam). Jest bogate i wielopłaszczyznowe.
A poza tym ja też tak mam, że ledwie wracam z wojaży, chcę znów wyjeżdżać. 🙂
Na Etnę (na której celowo jeszcze nie byłem) wracam w przyszłym miesiącu. Lecz nie sam, tylko jako kwok z trzema kaczorkami. Stadko nasze będzie zarazem wyprawą quasi naukową (bo z dwoma doktorami geologii, w tym jednym wulkanologiem – mam nadzieję na skromną erupcję w pakiecie).
Frajde, jeżeli będziesz planować wypad, to sugeruję tę właśnie porę roku (lub wczesną wiosnę), gdy upały mniej dotkliwe i życie na miejscu spokojniejsze. A przede wszystkim niespiesznie, lento, lento.
O, to widzę, że złapałeś bakcyla 🙂
Podrzuciłabym tu swoje zdjęcia, ale mi gugiel zeżarł starą picasę…
@ PK, Jerzy
Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że będzie okazja jeszcze porozmawiać o Sycylii, bo to pasjonujące miejsce.
PK, jeśli się uda, to zdjęcia chętnie obejrzę po powrocie.
Jerzy, zatem długo na te drzwi nie będziesz musiał patrzeć. Wspaniale, że możesz tak żyć.
Zatem niekoniecznie wybuchowych wrażeń w zacnym towarzystwie, będziemy się w Italii mijać:-)
Teraz dalej w drogę i już bez internetu raczej.
Ano, coś tam złapałem. Zresztą nie tylko tam…
Ogólnie rzecz biorąc łapacz jestem eksploracyjny. Czasami kłapacz.
Trochę nie na temat. Wczoraj zupełnie przypadkiem trafiłem na bardzo dobry – szczególnie jeśli chodzi o stronę muzyczną – spektakl „Jenufy” w wykonaniu solistów i zespołów Narodowej Opery Węgierskiej z Budapesztu z akcentem polskim w osobie Heleny Zubanowicz jako Kościelnichy – świetna! Brak jakiejkolwiek informacji w mediach sprawił że sala Teatru Polskiego wypełniona była w ok. 1/3. Wielka szkoda bo naprawdę było warto przyjść. Dla zainteresowanych dzisiaj w tym samym wykonaniu „Wieczór prządek” Kodalya – godz. 19.00 – Teatr Polski w Warszawie.
No, to po takich życzeniach muzycznych i wygłoszonych mową przepięknie wiązaną pozostaje mi tylko skromnie dołączyć się do nich – wszystkiego najlepszego i najradośniejszego, Pani Kierowniczko 🙂
Pani Kierowniczko, ja także – mocno spóźniona – dołączam się do wspaniałych życzeń. Wszystkiego najlepszego, muzycznego, pozytywnego i szczęśliwego ! 🙂
No nie, mnie tu nie może zabraknąć.
Dobrego, muzycznego, zasobnego, szczęśliwego życia, Pani Kierowniczko Kochana. 🙂
<3
Jesteśmy spod jednego znaku 🙂