Góreckim na imieniny i urodziny
Właśnie wychodzi (premiera 7 grudnia) nakładem Warner Music Poland płyta zatytułowana po prostu Góreccy. Obecny jest na niej zarówno Henryk Mikołaj (który gdyby żył, kończyłby właśnie 85 lat), jak jego dzieci: pianistka Anna i kompozytor Mikołaj.
To rejestracja koncertu Sinfonii Varsovii pod batutą Jerzego Maksymiuka i z udziałem Anny Góreckiej, który odbył się dwa lata temu, 16 października, w Studiu im. Witolda Lutosławskiego jako inauguracja Festiwalu Tansmana. (Nie odmówię sobie stwierdzenia, że wśród nader wielu wandalizmów dokonanych na kulturze przez obecną opcję rządzącą jednym z najbardziej skandalicznych w dziedzinie muzyki jest zniszczenie tego znakomitego festiwalu – kolejna edycja miała się odbyć w tym roku, projekt został oceniony przez ekspertów bardzo wysoko, nie dostał ani grosza.) Nie mogłam być na tym koncercie, ponieważ siedziałam w tym czasie w Poznaniu na Konkursie im. Wieniawskiego (a nie mogłam się urwać będąc w Kapitule Krytyków). Ominęło mnie więc ostatnie zapewne prawykonanie utworu Henryka Mikołaja Góreckiego.
Nastawiona pozytywnie po prawykonaniu w 2014 r., czyli cztery lata po śmierci kompozytora, IV Symfonii „Tansman-Epizody”, ale zdegustowana rok później kolejnym pośmiertnym prawykonaniem dzieła Góreckiego – oratorium Sanctus Adalbertus, nie spodziewałam się jakoś bardzo wiele po Dwóch Preludiach Tristanowskich i Chorale. Teraz już wiem, że niesłusznie. Po dzisiejszym spotkaniu w Studiu U22, na którym słuchaliśmy fragmentów i komentujących wypowiedzi, jak również otrzymaliśmy samą płytę, przesłuchałam ją już parę razy, zwłaszcza właśnie tego utworu.
Andrzej Wendland, dyrektor Tansman Festival i inicjator tego koncertu, ułożył program konsultując się z Mikołajem Góreckim i zapraszając do udziału w nim Annę Górecką. Na płycie nie ma jedynego utworu „spoza rodziny”, czyli Stèle in memoriam Igor Stravinsky Aleksandra Tansmana (ładny, ale nie pasował do koncepcji płyty – można go posłuchać na tubie). Pierwszym dziełem na płycie jest więc Orfeusz i Eurydyka – trzyczęściowy poemat symfoniczny Mikołaja Góreckiego; choć powstał w 2003 r., na tym koncercie odbyło się również jego prawykonanie. Barwne dzieło, ze skrajnymi częściami powolnymi (niektóre współbrzmienia przywodzą na myśl te ulubione przez ojca) i burzliwą w środku. Anna Górecka, obecna dziś na spotkaniu, opowiedziała ciekawą historię: że ich ojciec bardzo cenił poemat Czesława Miłosza o tym tytule, myślał nawet, by coś wokół niego napisać, a poza tym bardzo chciał Miłosza poznać. Ostatecznie takie dzieło nie powstało, choć dwaj twórcy przypadkiem kiedyś spotkali się na pokładzie samolotu ze Stanów.
Jeszcze ciekawiej pianistka mówiła o miłości jej ojca do Wagnera, którą przejawiał w ostatnich latach. Zachowały się ponoć „dzienniki radiowe” Góreckiego – prowadził je od lat 50. aż do końca lat 80., zapisywał w nich refleksje o utworach, które usłyszał przez radio – a namiętnie słuchał radia. Twórczość Wagnera jest opatrywana tam entuzjastycznymi słowami – mowa jest o wielkim przeżyciu, pojawiają się komentarze głoszące, że chyba wszyscy powinniśmy przestać pisać, bo u Wagnera już wszystko jest. Dla znających twórczość Góreckiego to uwielbienie dla autora Tristana długo wydawało się nieoczywiste – niektórzy byli zaskoczeni pojawieniem się tematu Zygfryda w IV Symfonii. Anna Górecka mówi, że dobrze pamięta, jak kiedyś ojciec w swojej chałupie w Zębie grał ten motyw na fortepianie przez pół nocy. W ogóle grywał Wagnera godzinami, miał partytury i wyciągi fortepianowe.
Ktoś, kto zna nie tylko III Symfonię, ale też np. III Kwartet smyczkowy, nie zdziwi się fascynacji Góreckiego Tristanem. W Postludiach przywołuje spotęgowane jeszcze po swojemu wagnerowskie zatrzymanie czasu. Trwaj, chwilo. Tonalne zwroty skręcają po pewnym czasie w inne harmonie, co brzmi jak niepostrzeżone przeniesienie się w inny wymiar. Gęste, leżące brzmienie smyczków po pewnym czasie przecinane jest pojedynczymi uderzeniami dzwonów. W drugim Postludium pojawia się wręcz niemal dokładny cytat z Tristana. Chorał jest krótką konkluzją, komentarzem zmieniającym nastrój, biorącym w nawias to, co było. Ciekawostka: utwory ojca i syna trwają z grubsza tyle samo, ale partytura syna ma 120 stron, a ojca – 8.
Ten utwór, choć jak IV Symfonia zachował się w formie wyciągu fortepianowego, to w przeciwieństwie do niej nie miał zapisanych wskazówek, jakie instrumenty powinny w nim grać, ale Mikołaj Górecki w przesłanym nam specjalnie z tej okazji udzielonym wywiadzie twierdzi, że tak dobrze znał pisanie ojca, że nie miał wątpliwości.
I my też przestajemy je mieć, kiedy słuchamy ostatniego utworu na płycie – Małego requiem dla pewnej polki. Bo choć jest tam owa tytułowa niemal cyrkowa, sarkastyczna polka, to przecież są i momenty uspokojenia, kontemplacji. I takie właśnie jak w Postludiach pojedyncze uderzenia dzwonów.
Komentarze
„czas ucieka
wieczność czeka”
– w tych słowach najczulej (nieraz najgwałtowniej, a nieraz najspokojniej, a nieraz tak… tak „cyrkowo” właśnie) przegląda się ta tak osobista nuta „drania z Zębu”…
to „zatrzymanie czasu. Trwaj, chwilo” – od pierwszego wysłuchania wtedy na festiwalu w Warszawie (rzeczywiście potraktowanego dziś w właściwą z kolei sobie ignorancją obecnych „władców”) odnajduję też wciąż i wciąż w tym najbardziej chyba znanym fragmencie Mahlera… i jakoś wciąż i wciąż do niego mnie prowadzi ten nieznany dotąd utwór Henryka Mikołaja… ideowo… bardzo dobrze, że jest ta płyta! a że lubię też bardzo 🙂 się powtarzać to czekając na nową książkę o Henryku Mikołaju się powtórzę 🙂 pa pa! m
H – harmonia; E – emocja; N – naturalność; R – respekt; Y – można powtórzyć za pewnym generałem, że „w języku polskim nie ma słowa zaczynającego się i na tę literkę”; K – kotwica; M – matka; I -iskierka; K – kółko, kółeczko, koła; O – olśnienie; Ł- łamigłówka; A – akord; J – jedność (choć labilność); G – góry; Ó -ósmy dzień…; R – refren; E – entuzjazm; C – człowiek; K – Kotwica… I – idea.
Nowa książka już jest, właśnie usiłuję na raty przez nią przebrnąć (nadmiar zajęć…). Autorka, podobnie jak w przypadku swojej poprzedniej książki – o Kilarze, zrobiła przyzwoity risercz, choć nie ustrzegła się błędów.
Sonoryzm, znaczenie brzmienia – także Penderecki doceniał zasługi Wagnera w tym obszarze.
Jerzy Maksymiuk wybrany został niedawno przez melomanów trzecim największym krajowym wykonawcą muzyki w historii, po Zimermanie i Rubinsteinie, więc płytę nabyć podwójnie warto.
PS. Świetny był ten występ parę lat temu orkiestry Maksymiuka w repertuarze Michała Urbaniaka, prawdziwe święto muzykowania.
W ogóle, a może lepiej… w szczególe… to myślę sobie, że i Górecki i Maksymiuk mają przynajmniej jedną, acz ponadpodstawową, cechę b. wspólną. Nazwałbym ją totalność w dążeniu do prawdy ukrytej w dźwięku… I teraz tak… najostrzejsze nawet słowo skierowane do drugiego w tej muzycznej (i około muzycznej) podróży (wiemy chyba, że ich nie brakło na drodze obu mistrzów) 🙂 nie wydaje się być jakoś niszczycielsko niegrzeczne… a z kolei najcieplejsza pochwała li tylko pochwałą grzecznościową… Jak to mówił płk Kwiatkowski: „tylko stanowczość; Malec”… 🙂
I to również nie było oszustwem…
A Maks wszędzie gdzie ost. nie może dotrzeć pozdrawia nas (w sensie uczestników danego zdarzenia), że jest myślami z nami… telefonuje np. tak było też ost. w studio u22. no wiec chciałem dziś tylko powiedzieć, ze my też jesteśmy myślami (i nie tylko wtedy w tych muzycznych chwilach) z Maestro… pa pa! m
I rzeczywiście, jak Pani pisze, III symfonia i Tristan, i ta forma bardziej pojemna, sztuka totalna, i przeżycie liryczne a graniczne.
Górecki był raczej cholerykiem, w każdym razie Penderecki unikał rozmów, choć cenił twórczość. Tak, prawda w dźwięku to coś co najlepsi słuchacze odbierają
UWAGA!
Patriotyczna zmiana tematu.
Teraz TY TEŻ MOŻESZ SIĘ NAJ….Ć NA POŻEGNANIE OJCZYZNY:
http://www.polmos.bielsko.pl/produkty/wodki-czyste/oginski/
Powiększa to jeden z moich prywatnych mini projektów – poszukiwanie alkoholi muzycznych. Chopinie, nie bądź smutny. Nie jesteś już sam.
Już dawno nie jest sam – wiele innych znakomitości mu towarzyszy 😉
Nie myślcie sobie: „Ogiński Vodka to wybitnie czysta wódka tworzona w rytm zasad perfect composition”. Nie byle co 😛
Tak, „idealna kompozycja”. Główki w marketingu pracują ciężko po nocach…
Myślę, że raczej zażywają to i owo 😈
@satrustequi – cóż to za ranking, z Zimermanem, Rubinsteinem i Maksymiukiem na czele? Można prosić o jakieś detale / właściwy link do strony? 🙂
OK, zapewne chodzi o to: https://www.polskieradio.pl/8/5745/Artykul/2197126,Rozstrzygniecie-plebiscytu-Wielcy-polscy-artysci-muzyki-powaznej-na-plytach
Zimerman, Paderewski i Rubinstein na podium. Obce mi tego typu rankingi, ale gdybym musiał głosować, pewnie zaznaczyłbym J. Hofmana albo W. Landowską, ich wpływ na globalne dzieje XX-wiecznej sztuki dźwięku, w tym dyskografię, był chyba największy.
O rany, to jakieś chore.
Precz z rankingami.
A co ci alkoholicy tak się kompozytorów czepili? Nazwiskiem jakiegoś polityka by nazwali. Zamiast pomnika.
Nie wiem, czy ktoś chciałby to pić… 😛
@Trazom
Tak, plebiscyt melomanów ze słynnej Dwójki. Nie przeceniam, więc nie podawałem szczegółów, z którymi zresztą google sobie poradzi w serczu:)
Nie lekceważyłbym tego typu badań socjologicznych – bo w ten sposób można na to spojrzeć – ale absolutnie nie nazywałbym tych badań rankingami, a jeśli już to trzeba by koniecznie doprecyzować ranking czego konkretnie użytkownik wyrazu ranking ma na myśli. Jeśli jakości to błąd, jeśli popularności w najlepszym tego słowa znaczeniu to OK, itd. Wielu melomanów nie zna nut, więc nie są w stanie ocenić jakości wykonań dzieł muzycznych.
Melomani to nie wiem, ale ja jestem w stanie.
To raz, a dwa, że to nie było ani badanie, ani socjologiczne. Z powodu braków metodycznych, z których za mała i niewłaściwie dobrana próba jest jest brakiem najważniejszym i wyklucza dalsze rozważania. Można spokojnie lekceważyć. 😎
Nie, nie, powinniśmy okazać odpowiedni szacunek melomanom muzyki poważnej słuchającym najlepszego – tak? – programu radia.
Ja wiem z doświadczenia że jest ogromne lobby subiektywistów właśnie alergicznie reagujących na wszelkie przejawy intersubiektywizmu, być może podejrzewają go o zapędy obiektywizmu, niesłusznie, w każdym razie ja sobie ogromnie cenię zbiorową mądrość dyrygentów i pianistów – profesjonalistów! – którzy dla BBC wybierali…
Czymże są wybory laureata Nagrody Nobla, literatura?:) To też potępimy?:)
Więc imho trzeba po prostu cieszyć się wraz z wyróżnionymi – że zostali wyróżnieni i że teraz wielu ich kunszt poznawać będzie – w żaden sposób nie poniżając niewyróżnionych… Ot i cała kultura nagród powiedzmy Nobla.
No i teraz odrobina syntezy – może się nie podobać w pokazanym tu w linku (nie przeze mnie) całym „rankingu” ta przykrość jaką organizatorzy niekulturalnie sprawili tą publikacją wielu wybitnym wykonawcom z końca listy wybitnych… Tak. Wystarczyło podać nazwiska laureatów… Jakże upada empatia, nawet w kulturalnych kręgach przemysłu informacyjnego…
https://www.youtube.com/watch?v=bc_mOQkoJ2Y
dla mnie genialna chwila w tym filmie to ta między 9, a 10 minutą…
jedna z wielu możliwych i dostępnych wielu ludziom odpowiedzi… podpowiedzi… o wielu zresztą mistrzach, z lat kiedy sztuka była sztuką… (jak to napisał Wojtek M „nad naszymi głowami, radościami, troskami… jakie były i będą…”)
więc nie przesadzałbym z muzykologami w tej materii, jak nie przesadzałbym z prof. „wysokich katedr” filmoznawstwa w przypadku filmów Tarkowskiego…
ta sztuka zaczyna się bowiem tam, gdzie nie trzeba już niczego mierzyć, odmierzać, podpowiadać nam, na jakiś wykresach coś tam kreślić, wykreślać… podkreślać…
i co b. ciekawe – nie da się jej powtórzyć w skali 1:1, to znaczy jasne, ze się da 🙂 tylko, że będzie to artystyczne działanie skazane od razu na (dla odmiany) porażkę wielką… m
@mp
Tak, ta muzyka Góreckiego rozpuszcza cierpienie, jest medytacją
Wracając do plebiscytu Dwójki – no to jest quasi gwałt bo wybrano bez pytania o zgodę na uczestnictwo w competition, competition bodaj 100 ludzi i potem opublikowano nawet ostatnie nazwisko… Przed publikujemy 100 wyróżnionych nominacją, po tylko kilka nazwisk laureatów, no podstawa…
Pamiętam kilkanaście lat temu, czytałem na Amazonie wypowiedzi ludzi którzy wysłuchali 3.Symfonii, i pisał człowiek jak zjechał z drogi na pobocze słuchając jej w radiu nie od początku jak to się słucha w radiu w samochodzie i zadzwonił do radia amerykańskiego pytając o tytuł dzieła, które tak bardzo go poruszyło…
Zdecydowanie jest to ranking POPULARNOŚCI, a więc tego, jaka jest świadomość głosujących i kto jest aktualnie obecny w umysłach dwójkowych melomanów. Tylko tyle. To, że brakuje tu paru nazwisk zapewne też zauważyliście – taki truizm zawsze się powtarza w kontekście w rankingów. Gdzie są choćby Rowicki, Skrowaczewski czy Rodzinski? Patrzmy na to z dużym przymrużeniem oka 🙂
A nie, ci trzej dyrygenci to tam byli pamiętam z pamięci, nawet Rodziński właśnie! A już Skrowaczewski… Dyskutujemy o jakichś słabych danych znalezionych przez Ciebie Trazom:)
@satrustequi 10 XII 10:32
„Wielu melomanów nie zna nut, więc nie są w stanie ocenić jakości wykonań dzieł muzycznych.”
Proszę o rozwinięcie i uzasadnienie wypowiedzi.
@Gostek
Dzieło to zapis kompozytora na papierze. Aby ocenić wykonanie dzieła trzeba znać dzieło. Kto nie rozumie zapisu, ten nie zna dzieła.
PS. Oczywiście ja mówię na poziomie profesjonalnym i dlatego cenię ocenę dyrygentów którzy w locie jak szachiści w symultanie czytają różne wykonania tego samego zapisu
Amatorzy utalentowani mają też głos i szanse, pod warunkiem że są utalentowani
Czyli każde wykonanie, które odbiega od zapisu jest nieprawidłowe?
Zapis na papierze jest przepisem na ciasto. Wykonawcy są od tego, żeby upiec ciasto, a ja jestem od tego, żeby powiedzieć czy jest smaczne. Nie umiem piec ciast, ale wiem, kiedy jest zakalec, a kiedy przypalone.
🙂
Gostek napisał: Czyli każde wykonanie, które odbiega od zapisu jest nieprawidłowe?
Tak jak ja o tym myślę, to o jest o wiele ciekawiej niż w twojej mało indukcyjnej prezentacji… Może być gorzej, lepiej, lub tak samo.
Sorry, ta trójka faktycznie się tam znalazła. Co nie zmienia faktu, że parę nazwisk można by dodać, jak zwykle przy tego rodzaju ankietach. Jakiś podział na wykonywany fach by się przydał (osobno dyrygenci, pianiści etc.).
Gostek, daj spokój. Człowiek tłumaczy „na poziomie profesjonalnym”, czyli na takim, jak mamy nieprzyjemność słuchać podczas większości wykonów. A że nie ma pojęcia o czym mówi (vide to o dyrygentach), to już inna sprawa. 😎
@ satrustequi
Absolutnie nie zgadzam się, że ktoś, kto nie zna nut, nie jest w stanie ocenić jakości wykonania. Jeśli jest osłuchany i wrażliwy, siłą rzeczy będzie oceniał i jedne wykonania będzie uważał za wspaniałe, inne za kiepskie, i ma do tego prawo. Tu na tym blogu wypowiada się wiele takich osób, nader często zgadzamy się w ocenach (a przynajmniej jesteśmy w stanie dyskutować), mimo iż ja znam nuty, a oni nie.
Nie znający nut nie mogą jedynie ocenić, na ile bliskie tych nut jest wykonanie, ale muzyka to jest to coś pomiędzy nutkami 😛
@Dorota Szwarcman – I dlatego doceniamy werdykt melomanów Dwójki, mimo że wielu nie zna nut:)
No, to nie całkiem tak. Po pierwsze nie można tego nazwać „werdyktem melomanów Dwójki”, tylko „zdaniem tych, którym się akurat chciało wypowiedzieć”. Po drugie, wielu z tych, co się wypowiedziało, być może nie zna dużej części tych muzyków – przecież nie do każdego z nich można dotrzeć w sieci, o Dwójce nie mówiąc, a jeśli nawet można, to muszą być przez kogoś nakierowani. Po trzecie, w ogóle ocena muzyków działających w okresie stu lat nie może być sensowna (dlatego jestem przeciwko takim listom) – zmienia się estetyka, zmienia się wiedza o muzyce. zmienia się technika nagrań. Itd. itp.
I dlatego doceniamy werdykt melomanów Dwójki, ale nie całkiem!
😆
https://www.polskieradio.pl/13/3707/Audio/985804,Piekne-slowa-Szkoda-ze-nie-moje
zarówno „znawcom i specjalistom przedmiotu” (co to nieraz czytają „jak z nut”, ale nie czytają między nutkami) 🙂 jak i tzw. „amatorom” (b. lubię wieloznaczność tego słowa)* nie zaszkodzi przypominać… jedni i drudzy mogą przecież wciąż w tej podróży w czasie zapytać: „prawda, a co to jest prawda?”…
a te piękne słowa mistrz rozbudowywał przy okazji kolejnych wyróżnień… moim zdaniem, warto i je znać… pa pa m
Ponieważ nie mam w sobie cech wodzowskich 🙂 lubię jak i o muzyce każdy mówi to, co o niej myśli… i pod czym chce się podpisać.
A ponieważ lubię i szanuję też nieodmiennie w czasie swoich ulubionych i poetów i big-bitowców 🙂 czasem również książki o nich… w jednej nich (tej rozmowie Wojtka Bonowicza z Waglem) pojawia się i pytanie „czym ogóle jest muzyka?” Pojawia się też próba odpowiedzi. „Odpowiedzi może być kilka. Mnie zawsze podobała się ta, którą przytaczał Janusz Ekiert. Zorganizowano kiedyś sympozjum muzyków Wschodu i Zachodu: koncerty bachowskie, klasyczna muzyka Indii, Japonii. Trwało chyba z tydzień. I w czasie tego sympozjum jeden z hinduskich muzykologów powiedział, że muzyka europejska jest bardzo ładna, ale zawiera elementy w zasadzie najmniej dla muzyki istotne. Zawiera melodię – a melodia jest czymś danym przez Boga i najbardziej oczywistym, bo pojawia się już wtedy, kiedy człowiek zaczyna mówić. Zawiera harmonię – a ta powstaje w naturalny sposób, kiedy rozmawiają trzy osoby. I zawiera rytm – który jest dany każdemu stworzeniu. Zapytano go, czym w takim razie według niego jest muzyka. „Muzyka jest tym wszystkim, co jest pomiędzy tymi elementami”. To bardzo mądre”.
Poza tym zobaczyłem wczoraj wreszcie ów film: https://pl-pl.facebook.com/Koncertnadwoje/
(udany, prawdziwy – i zabawny i wzruszający… a ponoć niewiele będzie kinowych okazji do jego oglądania, a telewizor (zwłaszcza ten „upojnie sylwestrowy”) wiadomo na czym buduje swój przekaz), film w sporej mierze oczywiście o „byciu w muzyce” (dla mnie, gdy Maks mówi o muzyce tam nie ma jakiegoś abstrakcyjnego… notabene… chaosu, a są „trafienia bez celowania”). I też się zgodzę (tym razem z Maestro również w tym filmie) że muzyka to NIE matematyka…
Gdyby muzyka była matematyką „Dwa Preludia Tristanowskie” Góreckiego (żeby już nie odchodzić od tego choćby tylko wątku) miałyby przecież całkiem inny – absolutnie i przewidywalny i właśnie… powtarzalno-nudny – zapis, a już Chorału podłóg teorii „rachunku prawdopodobieństwa” np. 🙂 pewno w ogóle by nie było… Czyli sumując – Jest coś pomiędzy… Jest coś poza (co jednak nie bardzo umie być pozą) 🙂 i jest coś ponad… Ale tego uczymy się (no „niektórzy, bo przecież nie wszyscy”) przez całe życie. A i jest to coś jak najbardziej wszak „zawodowego” 🙂
co tak celnie zauważał i Czechow – mądrzy to przecież i tak wiedzą, a głupich to przecież i tak nie zainteresuje… pa pa m
Jeszcze mały kamyczek do tematu wpisu.
Przeczytałam najnowszą książkę o Góreckim autorstwa Marii Wilczek-Krupy. Risercz zrobiony solidnie, ale mimo to jest trochę błędów i niedopatrzeń, a nawet przemilczeń. Nie chcę się rozwodzić, ale tylko a propos tych postludiów (nie preludiów!) tristanowskich. Otóż autorka książki nie wiedziała chyba o ich istnieniu, a przecież, jak się domyślam, kończyła swoją książkę po ich prawykonaniu, które odbyło się dwa lata temu! Cytuje za to dokument – zamówienie złożone z bodaj Argentyny (nie zacytuję dokładnie, bo nie mam książki przy sobie) na coś właśnie takiego. Narzucało by się więc w tym miejscu stwierdzenie, że kompozytor zamówienie wykonał, tylko z jakichś powodów nie ukończył, tj. nie zinstrumentował (pewnie po prostu właśnie zdrowie mu siadło).
No tak – „Postludia”… A książka już ze mną 🙂 Z dotychczasowych książek o Góreckim najczęściej wracam do tej Pana Wendlanda – „Górecki IV Symfonia Tansman Epizody. Fenomen, Żywioł, Tajemnica”. Nawiasem jest w niej i partytura, ale i natura, i kultura, poezja, filozofia… pa pa m
Ta nowa, mała książeczka dla Góreckiego (o Postludiach Tristanowskich) i Pendereckiego (o Pieśniach przemijania) też jest podobna. Pan Andrzej Wendland trochę jakby próbuje iść w stronę tego, co robił Pociej…
W poczekalni,
We łzie
(Pod górkę,
Na górce!
Kropelce
Co drąży)
I w skale…
– Człowiek
I jego muzyka!
Nie uwięzieni…
W teoriach
Losu
Ani też
Własnym
futerale
Biografia autorstwa Pani Wilczek-Krupy – z preludium… z postludium… z czasem, miejscami, i ludźmi (i również, moim zdaniem, ciekawie formalnie… bo wcale nie tak tylko chronologicznie… wciąż obecnymi i w czasie siewu i w czasie żniw), z tą huśtawką, poczekalnią, i z tą tak pod górkę skałą i z tą i pod górkę (a i na górce) łzą, czyli tą obecną i w chwilach największego trudu i smutku, a i największego triumfu i radości, przypomniała mi na pewno dotychczasowe książki, i filmy… słowa, i myśli o Góreckim.
Wiele z tych „kadrów” (kadrów na kartach tej książki też) dopowiadać może niemało o jego nucie. Opowiedziała mi też (i jednak jakoś na nowo) że i to życie i ta muzyka to nie są byty, które można zamknąć w futerale.
Choć specjaliści, tzw. „Zawodowcy i Znawcy” (programowo głusi kompletnie na tę muzykę przed jej międzynarodowym sukcesem, a typowo chyba programowo polsko-zawistni po jej międzynarodowym sukcesie – wszak to… „sacro polo” to chyba pojawiło się na ich ustach nie w latach 70, a w latach 90.? / i w takich właśnie chwilach nie przekonują mnie wcale argumentacje np. Pana Chłopeckiego, gdy to tam tak niegdyś tłumaczył Panu Gruszczyńskiemu ILEŻ TO RAZY muzyka Góreckiego grana była w Polsce nim ją nam świat odkrył; przepraszam – i co z tego?) byli, są i będą… Jak „Post-Muzyka na nic nieznaczący 1 pusty fortepian… + 2 obgryzione klarnety, + 1 zjedzoną tubę, + 14 minut ciszy potem zwieńczone pojedynczym uszczypnięciem pierwszych skrzypiec w łydkę (ew. finalnym wysypaniem 1 kg obierków (koniecznie – po ziemniakach) na scenę)”.
Tak… W przypadku Góreckiego np. awangarda to nie umarła nigdy!
A te Postludia Tristanowskie nie są tak zupełnie w książce tej pominięte, bo to trochę taka książka… (155, 300), pa pa i dzień dobry 🙂 m