Góreckim na imieniny i urodziny

Właśnie wychodzi (premiera 7 grudnia) nakładem Warner Music Poland płyta zatytułowana po prostu Góreccy. Obecny jest na niej zarówno Henryk Mikołaj (który gdyby żył, kończyłby właśnie 85 lat), jak jego dzieci: pianistka Anna i kompozytor Mikołaj.

To rejestracja koncertu Sinfonii Varsovii pod batutą Jerzego Maksymiuka i z udziałem Anny Góreckiej, który odbył się dwa lata temu, 16 października, w Studiu im. Witolda Lutosławskiego jako inauguracja Festiwalu Tansmana. (Nie odmówię sobie stwierdzenia, że wśród nader wielu wandalizmów dokonanych na kulturze przez obecną opcję rządzącą jednym z najbardziej skandalicznych w dziedzinie muzyki jest zniszczenie tego znakomitego festiwalu – kolejna edycja miała się odbyć w tym roku, projekt został oceniony przez ekspertów bardzo wysoko, nie dostał ani grosza.) Nie mogłam być na tym koncercie, ponieważ siedziałam w tym czasie w Poznaniu na Konkursie im. Wieniawskiego (a nie mogłam się urwać będąc w Kapitule Krytyków). Ominęło mnie więc ostatnie zapewne prawykonanie utworu Henryka Mikołaja Góreckiego.

Nastawiona pozytywnie po prawykonaniu w 2014 r., czyli cztery lata po śmierci kompozytora, IV Symfonii „Tansman-Epizody”, ale zdegustowana rok później kolejnym pośmiertnym prawykonaniem dzieła Góreckiego – oratorium Sanctus Adalbertus, nie spodziewałam się jakoś bardzo wiele po Dwóch Preludiach Tristanowskich i Chorale. Teraz już wiem, że niesłusznie. Po dzisiejszym spotkaniu w Studiu U22, na którym słuchaliśmy fragmentów i komentujących wypowiedzi, jak również otrzymaliśmy samą płytę, przesłuchałam ją już parę razy, zwłaszcza właśnie tego utworu.

Andrzej Wendland, dyrektor Tansman Festival i inicjator tego koncertu, ułożył program konsultując się z Mikołajem Góreckim i zapraszając do udziału w nim Annę Górecką. Na płycie nie ma jedynego utworu „spoza rodziny”, czyli Stèle in memoriam Igor Stravinsky Aleksandra Tansmana (ładny, ale nie pasował do koncepcji płyty – można go posłuchać na tubie). Pierwszym dziełem na płycie jest więc Orfeusz i Eurydyka – trzyczęściowy poemat symfoniczny Mikołaja Góreckiego; choć powstał w 2003 r., na tym koncercie odbyło się również jego prawykonanie. Barwne dzieło, ze skrajnymi częściami powolnymi (niektóre współbrzmienia przywodzą na myśl te ulubione przez ojca) i burzliwą w środku. Anna Górecka, obecna dziś na spotkaniu, opowiedziała ciekawą historię: że ich ojciec bardzo cenił poemat Czesława Miłosza o tym tytule, myślał nawet, by coś wokół niego napisać, a poza tym bardzo chciał Miłosza poznać. Ostatecznie takie dzieło nie powstało, choć dwaj twórcy przypadkiem kiedyś spotkali się na pokładzie samolotu ze Stanów.

Jeszcze ciekawiej pianistka mówiła o miłości jej ojca do Wagnera, którą przejawiał w ostatnich latach. Zachowały się ponoć „dzienniki radiowe” Góreckiego – prowadził je od lat 50. aż do końca lat 80., zapisywał w nich refleksje o utworach, które usłyszał przez radio – a namiętnie słuchał radia. Twórczość Wagnera jest opatrywana tam entuzjastycznymi słowami – mowa jest o wielkim przeżyciu, pojawiają się komentarze głoszące, że chyba wszyscy powinniśmy przestać pisać, bo u Wagnera już wszystko jest. Dla znających twórczość Góreckiego to uwielbienie dla autora Tristana długo wydawało się nieoczywiste – niektórzy byli zaskoczeni pojawieniem się tematu Zygfryda w IV Symfonii. Anna Górecka mówi, że dobrze pamięta, jak kiedyś ojciec w swojej chałupie w Zębie grał ten motyw na fortepianie przez pół nocy. W ogóle grywał Wagnera godzinami, miał partytury i wyciągi fortepianowe.

Ktoś, kto zna nie tylko III Symfonię, ale też np. III Kwartet smyczkowy, nie zdziwi się fascynacji Góreckiego Tristanem. W Postludiach przywołuje spotęgowane jeszcze po swojemu wagnerowskie zatrzymanie czasu. Trwaj, chwilo. Tonalne zwroty skręcają po pewnym czasie w inne harmonie, co brzmi jak niepostrzeżone przeniesienie się w inny wymiar. Gęste, leżące brzmienie smyczków po pewnym czasie przecinane jest pojedynczymi uderzeniami dzwonów. W drugim Postludium pojawia się wręcz niemal dokładny cytat z Tristana. Chorał jest krótką konkluzją, komentarzem zmieniającym nastrój, biorącym w nawias to, co było. Ciekawostka: utwory ojca i syna trwają z grubsza tyle samo, ale partytura syna ma 120 stron, a ojca – 8.

Ten utwór, choć jak IV Symfonia zachował się w formie wyciągu fortepianowego, to w przeciwieństwie do niej nie miał zapisanych wskazówek, jakie instrumenty powinny w nim grać, ale Mikołaj Górecki w przesłanym nam specjalnie z tej okazji udzielonym wywiadzie twierdzi, że tak dobrze znał pisanie ojca, że nie miał wątpliwości.

I my też przestajemy je mieć, kiedy słuchamy ostatniego utworu na płycie – Małego requiem dla pewnej polki. Bo choć jest tam owa tytułowa niemal cyrkowa, sarkastyczna polka, to przecież są i momenty uspokojenia, kontemplacji. I takie właśnie jak w Postludiach pojedyncze uderzenia dzwonów.