Finał w Nowym Sączu

Zakończył się właśnie XVIII Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Ady Sari. Ogłoszone zostały jego wyniki. Jutro koncert laureatów.

Kolejne ciekawe doświadczenie: przyjechałam dopiero na finały, nie znałam więc produkcji finalistów z poprzednich etapów i mogę tu tylko polegać na relacjach kolegów. Interesujący też jest na tym konkursie system oceniania, wypracowany przez lata przez jego twórczynię prof. Helenę Łazarską. Jury punktuje poszczególnych uczestników, punkty idą do sekretarza jury i zostają tam podsumowane, a w efekcie wiadomo, kto na podstawie tej punktacji dostał się do następnego etapu, ale jurorzy nie wiedzą, kto ma ile punktów, nie sugerują się więc tym. To bardzo upraszcza sprawę, bo nie ma dyskusji i kłótni. Na sali jurorzy nie siedzą nawet obok siebie, tylko są nawzajem oddzieleni od siebie o jeden pusty fotel. Oczywiście i w takim systemie mogą zdarzyć się pewne nieporozumienia, ale widać już tak musi być. Zdarzyło mi się też parę zdziwień, dlaczego ktoś zaszedł tak wysoko. Może nie dziwiłabym się tak, gdybym słyszała poprzednie etapy… a może też bym się dziwiła.

Wyjdę może od wyników. Zwyciężczyni kategorii żeńskiej, zaledwie 24-letnia warszawianka Gabriela Gołaszewska, ma rzeczywiście przepiękny głos. Pełny, mocny, o urodziwej barwie. Ale przed nią wciąż duża praca nad sceniczną osobowością. Na razie, wydaje mi się, jest to dopiero materiał, ale znakomitej jakości. Jej Mimi była sympatyczna, ale trochę sztywna. Za to laureatka II nagrody, mezzosopranistka Elwira Janasik, również absolwentka warszawskiej uczelni, to już prawdziwa osobowość dużego formatu scenicznego – przy jej Stride la vampa ciarki przechodziły. W barwie głosu, zwłaszcza w niskich rejestrach, ma coś z Ewy Podleś. Przy tych dwóch solistkach trzecie miejsce Irlandki Sarah Shine trochę dziwi. Sopranistka ta ma sceniczny wdzięk, wie, jak się zachować, ale z głosem dużo gorzej, a w arii Gildy nawet z intonacją. Trochę też intonacyjnych problemów miała laureatka wyróżnienia, Diana Alexe z Rumunii.

W kategorii głosów męskich zwyciężył 30-letni baryton Łukasz Karauda. W finale (Wagner i Bizet) ponoć wypadł trochę bardziej blado niż w poprzednich etapach, a także konkursie pieśni, który również wygrał. Ma nie tylko głos, ale i prezencję. Podobnie laureat II nagrody, o rok młodszy Ukrainiec Danylo Matviienko, który też zmagał się (ale skutecznie) z drobną chrypką. Trzeciej nagrody w tej kategorii nie przyznano, za to wyróżnienie otrzymał sympatyczny Chińczyk Hongyu Chen (o dziwo, jego rosyjski w arii Jeleckiego dało się nawet zrozumieć), a jedyny bas w finale, Michał Rudziński (ładna, ciepła, trochę w rosyjskim gatunku barwa, ale nieco sztywny), dostał nagrodę za najlepsze wykonanie utworu polskiego (Sonaty Belzebuba Włodka Pawlika).