Polifonia nowoczesności

Powyższe sformułowanie wzięłam ze wstępu do programu autorstwa twórców festiwalu Kody – Jerzego Kornowicza i Mirosława Haponiuka, którzy przytoczyli je za Zygmuntem Baumanem.

Hasłem tegorocznej edycji była Wieża Babel, ale zakładany program, do którego to hasło pasowało, musiał ze względów finansowych ulec odchudzeniu. Wieżyczka była więc całkiem nieduża, ale była, choć trochę gdzie indziej niż można było się spodziewać.

Kody są od samego początku „festiwalem tradycji i awangardy muzycznej”, które czasem się mieszają. Tak było pierwszego festiwalu – później już każdy z gatunków pojawił się w stanie czystym: we czwartek nie było muzyki tradycyjnej, w piątek – awangardy. Nie będę się specjalnie rozwodzić nad koncertem sympatycznych Amazonek z Afryki (a obecnie z Francji), śpiewaczek-feministek, które pokazały afrykański pop zaangażowany i bardzo żywiołowy, ani nad trwającą jeszcze być może Nocą Tańca, gdzie wesołe kołomyjki (i nie tylko, ale akurat je słyszałam) grają muzycy z Ukrainy. Wrócę do dnia awangardowego, który zaczął się improwizowanym monodramem Marcina Krzyżanowskiego na wiolonczeli elektrycznej (ponoć jego forma oparta była na wzorze V Symfonii Mahlera), a później, w projekcie #EchoChamber zrealizowanym przez Hashtag Ensemble z doproszonymi muzykami, mieliśmy do czynienia z Wieżą Babel inspirowaną internetem.

„#EchoChamber to zjawisko wynikające z działania internetowych algorytmów i polegające na stopniowym zamykaniu użytkownika w kręgu określonych opinii, wartości światopoglądowych, a także informacji i wyników badań naukowych, przez sieciową bańkę filtrującą (filter bubble). (…) #EchoChamber domyka się wraz z kolejnymi wyborami treści ze strony użytkownika, który bezpowrotnie traci możliwość dostępu do innych źródeł informacji i odmiennych opinii” (z omówienia w programie). Brzmi to przerażająco i ja sama nie do końca wierzę w to domykanie, choć to, że każdy z nas tkwi w swojej bańce, jest oczywiste, a nawet pod pewnymi względami możemy te bańki mieć częściowo wspólne. Ale nawet jeśli wydaje nam się, że jesteśmy bardziej otwarci, to kiedy zdać sobie sprawę z tego, że każde pokolenie ma swój internet, każda płeć, każde środowisko i w ogóle każda osoba, to trudno nie mieć refleksji, że to dopiero jest prawdziwa Wieża Babel. Widać to zresztą bardzo boleśnie w dziedzinie życia polityczno-społecznego. Bańki każdej z partyjnych stron tak się zhermetyzowały, że nawet niektóre słowa mają różne znaczenia dla każdej ze stron.

Pomysł, by tę sytuację uczcić działaniami muzycznymi (ponoć jego autorem był kompozytor i gitarzysta Wojciech Błażejczyk), wydał mi się jednak działaniem naciąganym. Otóż skonfrontowano nas z następującą sytuacją: symultanicznie, w trzech różnych pomieszczeniach, wykonano trzy różne utwory, potem można było się przemieścić, by posłuchać innego utworu, ale trzeciego już nie można było. Ten wybór miał ilustrować właśnie to, co się dzieje w bańce, to, że każdy wybiera po swojemu. Wydaje mi się, że analogia była tu nieadekwatna, zwłaszcza że nie wiedzieliśmy, który utwór gdzie grają. Były to utwory Jennifer Walshe, Niny Fukuoka i Artura Zagajewskiego. Gdybym wiedziała, co jest gdzie, dokonałabym rzeczywiście świadomego wyboru i zapewne poszłabym na drugi i trzeci, bo z oczywistych względów ciekawią mnie dzieła młodych polskich kompozytorów (tym samym zamknęłabym się w bańce polskiej). Nie żałuję oczywiście, że usłyszałam utwór Walshe, który właściwie był improwizacją, ale inspirowaną tekstem i graficzną partyturą kompozytorki, która namawiała wykonawców do włączenia do przygotowań jazdy na deskorolce, dzięki czemu można było nauczyć się pewnej płynności, swobody, świadomości ruchu. To rzeczywiście było widoczne, choć jeśli ktoś nie wiedział o tych deskorolkach, nie domyśliłby się. O utworze Niny Fukuoka, który miał też w sobie element wizualny, można by napisać o wiele więcej (tam była prawdziwa gęsta polifonia tematów i spraw), ale o dziele Artura Zagajewskiego siłą rzeczy nie mogę powiedzieć nic, choć później pokazano jednocześnie rejestrację wszystkich trzech utworów na ekranach. W każdym razie moja bańka tego wieczoru mogła być zupełnie inna.