Fanny i Clara symfonicznie

Na swoim drugim koncercie Mozarteumorchester Salzburg pod dyrekcją Riccardo Minasiego wykonała jedyne symfoniczne dzieła Fanny Mendelssohn i Clary Wieck.

Obie artystki, pierwsza jako siostra kompozytora, druga jako żona kompozytora, były skazane na bycie w cieniu znanych członków rodziny. Nie bywały mocno wspierane w tworzeniu, choć pozytywnie odnosił się do tego zarówno mąż Fanny, malarz Wilhelm Hensel, jak i mąż Clary – Robert Schumann. Jednak w warunkach, gdy życie rodzinne i jego organizacja spoczywały na barkach kobiet, niewiele było już na to czasu i siły. Zwłaszcza w przypadku Clary, która miała z Robertem ośmioro dzieci, a ponadto zarabiała na dom kontynuując karierę pianistyczną.

Fanny żyła tylko 42 lata (to i tak o trzy lata dłużej niż jej brat Felix – on zmarł w kilka miesięcy po niej), ale była płodną kompozytorką, tyle że głównie w dziedzinie pieśni oraz utworów fortepianowych (niektóre zostały wydane pod nazwiskiem brata); napisała też znakomite trio fortepianowe. Jedyne jej dzieło orkiestrowe, Uwertura C-dur, pochodzi z 1832 r. Stylistyka jest bliska tej reprezentowanej przez brata, co nie dziwi, zważywszy to samo środowisko domowe. To taka porządna, mieszczańska muzyka, choć może brak tu tak wyrazistych tematów jak u Feliksa (Symfonia Włoska, zagrana w drugiej części koncertu, jest tu najlepszym przykładem), ale jest naprawdę dobrej jakości.

W przypadku Koncertu fortepianowego a-moll Clary – podałam nazwisko Wieck, ponieważ jeszcze wówczas je nosiła – jest zupełnie inaczej, bo to dzieło prawdziwie młodzieńcze, niemal dziecięce. W omówieniu w programie napisano, że ukończyła je mając lat 16, ale w Wiki podane jest, że miała lat 14 i przy kończeniu go pomagał jej już przyszły mąż. To z kolei może kłóciłoby się trochę z legendą, że środkowa Romanza, napisana na fortepian solo z towarzyszeniem wiolonczeli na początku i końcu, to „zapis miłości” młodziutkiej kompozytorki do pewnego wiolonczelisty. Jak było naprawdę, trudno powiedzieć, ale utworu tego nie należy rozpatrywać w kontekście twórczości Roberta, lecz raczej jako typowy wykwit stylu brillant, tych wszystkich Kalkbrennerów, Pixisów itp., których stylistykę rozwijał także młody Chopin, a których dzieła młoda pianistka wykonywała na swoich koncertach. Dużo tu wirtuozowsko-lirycznych zakrętasów i szkoda, że solistka koncertu, Luisa Imorde, zagrała go trochę blado; wyobrażałam sobie, co mógłby z tym zrobić pianista z dystansem i humorem w rodzaju Tobiasa Kocha… zwłaszcza z finałem w rytmie poloneza. Kompozytorski talent Clary rozwinął się później, także w formie pieśni, muzyki fortepianowej i kameralnej, i tak się składa, że i w jej przypadku jednym z piękniejszych utworów jest Trio fortepianowe.