Dyrygentka na koniec
Philharmonia Orchestra, Viktoria Mullova jako solistka, a za pulpitem dyrygenckim Alondra de la Parra. Czy to był wielki finał Kultury Natury? Połowicznie.
Kobiecy temat katowickiego festiwalu dopełniła orkiestrowa kompozycja meksykańskiej twórczyni Gabrieli Ortiz Teenek – Invenciones de territorio. Tytuł wywodzi się od nazwy szczepu Indian meksykańskich i wyraźnie nawiązuje do muzyki ludowej (rodzice Ortiz byli muzykami folkowymi), choć jest bardziej wyrafinowana. To forma trzyczęściowa ze skrajnymi częściami żywiołowymi i rytmicznymi i środkową spokojniejszą, refleksyjną – w sumie bardzo efektowna. Dyrygentka też jest Meksykanką, choć urodziła się i wykształciła w Nowym Jorku, więc ta muzyka była jej wyraźnie bliska.
Gorzej z Koncertem skrzypcowym Sibeliusa. Mullova jest oczywiście bardzo dobrą skrzypaczką, zagrała świetnie, co miała zagrać, tyle że wszystko to było zimne jak lodowiec, a jest to cecha zarówno samej solistki, jak utworu (choć co do tego drugiego zapewne nie wszyscy się ze mną zgodzą). Do tego w orkiestrze było niestety trochę bałaganu. Odnosiło się wrażenie, że dyrygentka niezbyt nad całością panuje. Akompaniowanie nie jest łatwą sztuką.
V Symfonia Czajkowskiego była już jednak o wiele lepsza (zapewne jest to jeden z utworów, które orkiestra dobrze zna), choć Alondra de la Parra sprawiała wrażenie, jakby cały czas była za zespołem. Przypomniało mi się, jak ciężko było jej zapanować nad Czarodziejskim fletem w berlińskiej Staatsoper (choć tu i tak było lepiej). Kładłam to wtedy na karb nagłego wrzucenia do opery osoby zajmującej się raczej dyrygenturą symfoniczną, a przy tym trudności samej inscenizacji, w której potrzebna jest niezwykła precyzja. Jednak to chyba nie był jedyny jej problem. Ale Czajkowski w sumie zabrzmiał efektownie – to w końcu prawdziwy samograj.
Komentarze
Jak to się dzieje, że wybitna orkiestra gra z przeciętną dyrygentką? Zapewne wynika to z jakichś pozaartystycznych powodów. Parytet płci? Atrakcyjność przystojnej artystki? Układy i znajomości? Tak samo było przez kilkadziesiąt lat z orkiestrą Amadeus, na przykład. Świetni muzycy i średnie osiągnięcia.
Liczyłem na wspaniały koncert, ale – podobnie jak Pani Kierowniczka – nie odczułem zachwytu. Brakowało mi przekonującego budowania dramaturgii, różnicowania brzmienia, pomysłów w zakresie ujęcia formy (powtarzane motywy były prezentowane bez żadnych zmian brzmieniowych i odcieni ekspresyjnych). Miałem wrażenie, że ta świetna orkiestra gra bez polotu i przekonania, a wystudiowane ruchy dyrygentki nie wynikają z żadnych głębszych intencji wykonawczych. Jasne, że V Symfonia Czajkowskiego to samograj, ale tym bardziej można by liczyć na jakiś pomysł czy kreację. Szkoda.
A Mułłowa jest właśnie takim typem precyzyjnej i chłodnej perfekcjonistki. Surowy charakter Koncertu Sibeliusa nie wyklucza jednak emocjonalnej interpretacji, której bym chętnie posłuchał. Trzeba jednak zauważyć, że i owa „lodowcowa” propozycja miała logikę i mogła się zapewne niektórym podobać.
https://youtu.be/Xjg3UlwAynk
Hmmm… 🙂
Taka lista pojawiła się kilka dni temu:
https://www.classicfm.com/discover-music/instruments/conductor/best-women-conductors/
Nie jestem w stanie tego zrozumieć.
Nie znam pierwszej pozycji. Mirga – znakomita, Equilbey – też (świetna specjalistka od muzyki chóralnej), ale Alondra zaraz po nich? Za co? Nie wiem. Fińska dyrygentka była na Festiwalu Beethovenowskim, ja na tym koncercie akurat nie byłam, ale ponoć bardzo dobra. Marin Alsop, Simone Young – znane sławy od lat. Fallettę też znamy. I w tym układzie Alondra na 4 pozycji?
Nasza Marzena Diakun czy Ewa Strusińska są lepsze, ale nie mają widać jeszcze tak dobrych kontaktów…
Widzę, że w zeszłym roku była nawet na trzeciej pozycji 😯
https://makingmusicmag.com/top-women-conductors/
Anglicy mają przedziwne kryteria wyboru. To widać w recenzjach płyt, recenzjach sprzętu grającego, tego rodzaju listach itd.
Nie traktowałbym tej listy jako referencyjnej.
Ciekawe natomiast, że (chyba od stosunkowo niedawna) dyrygentek jest coraz więcej. Nawet sąsiadka wspomniała, dość sceptycznie, że jej córka myśli o studiach dyrygenckich, ale ja to gorąco poparłem 🙂
Będziesz się za to smażył w piekle. 👿
@WW
1. W piekle na pewno spotkam wielu ciekawych ludzi, więc wolę tam, niż na górze. (Jeżeli w ogóle gdziekolwiek mnie wpuszczą bo papiery mam dość słabe).
2. Widzę za 10 lat analityczne prace o łagodzącym wpływie kobiecej dyrygentury na utwory typowo męskie – IV Piotra Ilicza, V Ludwiga v itp.
Ad 1 z pewnością, zaś ad 2 być może. Za to na pewno dziewczyna może zdobyć jakiś inny zawód, który będzie mogła a) wykonywać, b) z pożytkiem. Zresztą gdyby była synem sąsiadki, powiedziałbym to samo. Czy wiesz, ilu co roku produkuje się u nas magistrów sztuki o specjalności „dyrygentura symfoniczno-operowa” i jak to się ma do liczby miejsc pracy? Już dawno temu, kiedy produkowano jakieś 5-6 razy mniej, nie w każdym roczniku ktoś miał tyle sprzyjających okoliczności, że zostawał dyrygentem. Statystycznie łatwiej „prawnikowi” po studiach wieczorowych w Pułtusku zostać adwokatem, niż absolwentowi dyrygentury zostać dyrygentem.
A tymczasem na 500 dni przed KCh pokazano zwycięski oficjalny plakat konkursowy. Niedługo potem dorzucono w gratisie uzasadnienie jury bo plakat wywołał szeroki odzew. Można dzieło oglądać na stronie NIFC. Trochę bardziej na Warszawską Jesień niż na Chopka moim zdaniem no ale to tylko ja. Ciekaw jestem opinii i interpretacji, bo że jest tam klawiatura i korpus fortepianu w kształcie serca to w miarę jasne ale reszta elementów, hmm? Czy to jakieś nawiązanie do Żelazowej Woli, kolumna z dworku, ogród, zarys budynku (to szare) i nowej przybudówki (żółte). Generalnie całość na pierwszy rzut oka wygląda dość nieporadnie i dopiero na drugi ewentualnie można zacząć się zastanawiać co twórca miał na myśli.
No jakże, to przecież najwyraźniej porozrzucane części fortepianu: po lewej noga, po prawej pulpit…
Ale też jakoś bardzo zachwycona nie jestem.
Ach to zielone to byłby pulpit, ok 🙂 bo nogę to brałem pod uwagę ale w końcu zarzuciłem nie mogąc nijak spasować z tym zielonym.
czyli to modernistyczne nawiązanie do „Fortepianu Chopina” jakby. Tylko czy ludzie z zagranicy to zakumają?
Dobry wieczór,
czy ktoś słyszał, co zagra MA na Chopin i Jego Europa? Program tego dnia dość dziwny, 9. Beethovena, 2 orkiestry i w tym wszystkim Martha?
TWON ogłosił repertuar na nowy sezon (nikt nie zauważył czy nie ma czego komentować?).
@mtl
Noga na 100%, tyle że na plakacie ze strony NIFC nieco przycięta. Tutaj w całej okazałości: http://www.interlude.hk/front/international-fryderyk-chopin-piano-competition/
To zielone to nie jakiś tam przypadkowy pulpit, ale TEN pulpit: https://www.reuters.com/article/us-arts-chopin/chopins-piano-found-in-english-country-house-idUSL2141309320070321. Co wyklucza nawiązanie do TAMTEGO fortepianu, który przecież się nie zachował 😉
Poza tym, repertuar dostępnych „tokenów” jest dość ograniczony: wierzba, fortepian, klawiatura, pięciolinia, dłoń, profil… Grafik wykonał zadanie może nie olśniewająco, ale też nie poniżej krytyki. W końcu to tylko plakat.
Krytyka poziom troll: „wygląda na zrobione paintem”, no i oczywiście nieśmiertelne „sam bym tak potrafił”.
Niekoniecznie podoba mi się to, ale na pewno z daleka rzuca się w oczy, a to chyba dobrze…
kontynuacja dyskusji @WW:
Ja rozumiem, że jest nadpodaż i że system edukacji jest taki a nie inny itp., ale jak wszyscy pójdą robić w korpo, to skąd się weźmie następny Rowicki?
@ wajan
Pewnie jedno i drugie – musieli dopiero co wrzucić, bo jeszcze nawet nie zawiadamiali. A też i średnio jest się czym chwalić. Z premier operowych może być ciekawy i zabawny Andrzej Kwieciński, ale to Warszawska Jesień. Potem długo nic, jeśli chodzi o nowości operowe, tylko w lutym Halka Trelińskiego (czy bohaterem będzie Janusz jako mężczyzna wypalony? 😉 ) i dopiero w maju wysyp: Medea i Werther. Cieszę się też, że w styczniu wraca Ognisty anioł.
Dziś o 19. w Austriackim Forum Kultury zostanie pociągnięty temat kompozytorek – pieśni Clary Schumann, Almy Mahler, Lili Boulanger itp. Wystąpi ten duet:
https://www.youtube.com/watch?v=nQsEud6faXw
Może być ciekawie.
Widze pulpit, noge, skrzydlo i klawisze. (Nie wiem czym jest zolte, struny nie przypomina). Aby zagladac do nut na pulpicie, rownoczesnie dotykajac klawiatury, pianista zapewnie ulatuje nad fortepianem jak chagallowskie postaci 🙂
@Gostek, kontynuując dyskusję zainicjowaną przez @WW:
Jeśli przyszły dyrygent z góry zakłada, że Bersteinowi ani Kaspszykowi nigdy nie dorówna i pod tym kątem rozważa swoje jako średniaka szanse na konkurencyjnym rynku pracy, to lepiej niech od razu pomyśli o innej karierze. Jak mówi poeta, „certis medium et tolerabile rebus recte concedi” (w pewnych zawodach znieść można przeciętność i miernotę), ale dyrygentom na przeciętność nie pozwalają ani ludzie, ani bogowie, ani menedżerowie.
Sądząc po bieżącym wpisie PK, nie tylko bogowie czasem przymykają oko. Menedżerowie też 😉
MA miała chyba grać Fantazję z chórem op. 80 (albo mi się kiedyś zwidziało). A co ostatecznie wyjdzie spod jej palców – i czy w ogóle wyjdzie – któż to wie?
Ja nie widzę dziś w świecie muzyki zbyt wielu, żeby nie powiedzieć żadnych, osobowości wybitnych na miarę ww. Bernsteina, Argerich, Heifetza. Młodzi wykonawcy w ogromnej większości widzą mi się jako sprawni, nawet bardzo zdolni, ale rzadko wyraźnie wyróżniają się od innych. Trochę jak samochody – są różnice w detalach, ale ogólnie wszystkie dziś wyglądają bardzo podobnie.
@T.S. – na wszelki wypadek nie komentuję postawienia Lenny’ego i p. Jacka w jednym rzędzie… 😛
„Lenny” niemal na pewno miałby niejakie kłopoty w erze internetu, mediów społecznościowych i „nowego purytanizmu”, nawet jeśli rzeczywiście był taki miły…
https://standpointmag.co.uk/issues/november-2013/music-november-13-eternal-truths-of-a-megastar-norman-lebrecht-leonard-bernstein-the-letters-leonard-bernstein-letters/
https://slippedisc.com/2017/12/did-leonard-bernstein-have-a-james-levine-problem/
Dzisiejsi wykonawcy nie bez dobrego powodu sprawiają wrażenie (w mediach?) osobowościowo bardzo podobnych. Już ich agenci i prawnicy tego pilnują…Jak to się mówi, każdy kij ma dwa końce.
A ja myślę, że Bernstein bardzo dobrze by się odnalazł w dzisiejszych realiach. W odróżnieniu od wielu innych był bezpośredni i niczego nie ukrywał. To jest dziś w cenie.
Ja mam wrażenie, że młodych muzyków jest strasznie dużo, każdy marketingowo rewelacja. A przy okazji co się dzieje z Dudamelem???
Panią Diakun słyszałem na koncercie kilka miesięcy temu i byłem pod wrażeniem. Wszystko szalenie klarowne i wciągało. Nawet symfonia Francka 😉 Trochę mnie zdziwiło, że tylu muzyków wśród słuchaczy, bo nie wiedziałem, że ona we Wrocławiu kształcona.
A mnie Alondra spodobała się, przyznaję z powodów wizualnych głównie niż akustycznych, (niestety nie jestem w stanie wychwytywać niuansów) ciekawe czy na próbach było tak miło jak na zarejestrowanym fragmencie.
@ tadpiotr – Dudamel już dziesiąty rok (pomyśleć!) prowadzi Los Angeles Philharmonic i jest tam bardzo charyzmatyczną postacią.
Miałam dziś wieczorem problem, na który koncert iść – ten, o którym wspomniałam wyżej czy ten w FN z pięknym programem francuskim, w tym moimi ukochanymi Pieśniami madagaskarskimi Ravela. Wybrałam jednak artystki austriackie z powodu programu kobiecego – bardzo rzadko się te pieśni wykonuje. Publiczność była bardziej niż niewielka, ale koncert był na wysokim poziomie. Bardzo mnie ujęły zwłaszcza te pieśni Almy Mahler:
https://www.youtube.com/watch?v=mlVM8lYSAno
https://www.youtube.com/watch?v=3eeiRzqyxBQ
i piękna Lili Boulanger – jak by pisała, gdyby żyła tyle ile jej siostra? Zmarła mając zaledwie 25 lat.
https://www.youtube.com/watch?v=IhPuF-X_sII
@PK 11.59
Co do Janusza, a i całości – może być i lepiej („lepiej”), bo jak napisano w zapowiedzi, inscenizacja „dotknie ważkich i aktualnych problematów”. Ale nic to, atrakcją będzie Piotr Beczała jako Jontek, w co najmniej 3 spektaklach.
Skoro zacząłem, to niech rozmowa nie będzie aż tak niedokończona. Parę pytań mam. Po czym publiczność odróżnia wybitnego dyrygenta od średniego dyrygenta? Nie koneserzy, tylko publiczność jako taka. Czy przypadkiem nie po tym, co jej napiszą ludzie działający na rynku? Czy publiczność klaszcząca między częściami i kupująca płyty według różnych diapasonów d’or widzi u dyrygenta coś więcej, niż ogólną stylówę, że jest na czarno, często osobliwie uczesany, podskakuje i robi natchnione miny? Albo inaczej, prawie się nie rusza i jest straszliwie skupiony? Ani jedno, ani drugie nie wyklucza wybitności, bo ona się manifestuje inaczej. Zmierzam do stwierdzenia, że na rynku światowym znajdzie się miejsce dla kilku naprawdę wybitnych, będą sobie pracować z najlepszymi orkiestrami i może taki dyrygent mieć półtora metra wzrostu, być gruby i łysy, to nie przeszkadza, kiedy każdy burżua kupując bilet już wie, że zobaczy wielkiego dyrygenta. Dalej twierdzę, że publiczność sama z siebie nie zauważy u dyrygenta wybitności, choćby ta podeszła i ugryzła ją w odwłok.
Oczywiście częściej bywa tak, że za dyrygentem ciągnie się jakiś marketing i efekt handlowy jest podobny, a efekt artystyczny obchodzi pół procenta słuchaczy i zawsze można temu półprocentowi powiedzieć, że mantyczy i hejtuje. Przykładów mógłbym dać wiele, ale poprzestanę na bardzo drastycznym, a bliskim – znękany wiekiem i chorobami Yehudi Menuhin i Sinfonia Varsovia.
Teraz będzie trochę bolało. Co jakiś czas słyszę, że ten czy ów dyrygent zrobił wrażenie piorunujące, bo dyrygował BEZ PARTYTURY!!! Czy naprawdę fachowcy nie wiedzą, że to jest jedna z prostszych sztuczek, przyswajanych przez zdolnych studentów dyrygentury, żeby robić wrażenie na poczciwcach? Czy tak samo dziwicie się i popadacie w nabożny stupor w teatrze, bo aktor wyrąbał Wielką Improwizację z pamięci i jeszcze wiedział kiedy ma wejść, a kiedy wyjść? A reżyser to już w ogóle musiał być nadprzyrodzoną istotą, przecież aktorzy nie wleźli na scenę wszyscy naraz i nie przekrzykiwali się. Pewnie mieli jakieś próby (brzmi znajomo?). To są podstawy rzemiosła i jak ktoś tak nie umie, nie nadaje się do zawodu. Jeden patrzy cały czas w kwity, inny kładzie przed sobą, żeby leżały na wszelki wypadek, różne mają nawyki, ale sztuczkę z graniem bez partytury opanował każdy.
A teraz, jako że nie przepadam za dyskusjami prowadzącymi do absolutnego braku wniosków, jeden wniosek. Jeśli zachęcamy młodego, naiwnego i zapewne zdolnego człowieka do wejścia na „krętą ścieżkę, którą kroczą ludzie niegodziwi”*, powiedzmy też o realiach. Kiedy dwunastoletnia dziewczynka chce być piosenkarką, nie można jej racjonalnie wytłumaczyć, że to głupi pomysł. Kiedy dziewczynka ma parę lat więcej i chce być dyrygentką, można przedstawić też słabe strony i zagrożenia, licząc na to, że już ma rozum i zrobi z niego użytek.
* nie pamiętam skąd ten cytat i czy tak dokładnie brzmi, ale korzystam tylko z resztek własnej pamięci 🙂
@Wielki Wódz
uzupełniam przypis.
* Mniej więcej. Prawdopodobnie chodzi o tytuł książki René Girarda „Dawna droga, którą kroczyli ludzie niegodziwi” (La route antique des hommes pervers), wziętej z Księgi Hioba (22:15), chociaż w polskich przekładach Biblii werset ten formułowany bywa najrozmaiciej. Stosunkowo podobnie brzmi w Biblii Warszawskiej: „Czy chcesz się trzymać odwiecznej ścieżki, co nią kroczyli niegodziwcy?”.
O właśnie! Dzięki. Kilkadziesiąt lat temu pisałem za kogoś pracę zaliczeniową z filozofii, to było o Hiobie i tych trzech cwaniaczkach, i tyle mi zostało między uszami. 🙂
Ha! Dyskusja. No dobrze, dorzucę się i ja.
Bycie dobrym dyrygentem stało się dziś bardziej skomplikowane. Po pierwsze, na czym ono polega? Na efektownym poruszaniu się na scenie czy raczej na dobrej i skutecznej pracy na próbach? Kiedyś ta praca na próbach często polegała na terrorze, dyrygent był monarchą absolutnym i surowym, mawiało się, że w muzyce nie ma demokracji. Dziś już takie sytuacje są niedopuszczalne, trudno sobie wyobrazić zachowanie takie jak Artura Toscaniniego czy Fritza Reinera. Ale też nie da się być równiachą i kumplem, bo jednak potrzebny jest autorytet – w końcu każdy jest dziś mundry i ma prawo sobie pomyśleć, niby dlaczego akurat ten facet ma machać kijkiem i rządzić, a nie ja. No więc taki dyrygent musi udowodnić, że słusznie to on macha kijkiem i rządzi, a ponadto ma coś sensownego do przekazania przy pomocy orkiestry. Jeśli to wszystko się uda, powinien być tego efekt muzyczny na koncercie. I może to być facet gruby i łysy, a może to być przystojna kobieta – nieważne. Efekt jest słyszalny, a czy usłyszy go wspomniany przez WW burżua, to zależy już od tego, czy przychodzi słuchać muzyki, czy się pogapić.
Co zaś do dyrygowania z pamięci, oczywiście, że dyrygent powinien znać utwór na pamięć, obecność nut na pulpicie służy przede wszystkim logistyce, ogarnięciu całości. W ten sposób można się zabezpieczyć przed nagłą dziurą w pamięci (a w końcu w tym wypadku nie gra się samemu, tylko kilkudziesięcioma ludźmi). Jeśli więc ktoś nie boi się ogarniać z pamięci symfonii Mahlera czy Święta wiosny Strawińskiego, to jest naprawdę odważny.
Czyżby zaczęto przypisywać polityczne wypowiedzi Anderszewskiemu ? https://www.youtube.com/watch?v=lDP_Af2mbE8&feature=share
Zauważyłem dwa trendy w Ruchu Muzycznym
Dobry: powrót na łamy Doroty Kozińskiej
Zły: wraz w nowym naczelnym zniknęła najwyrazniej możliwość czytania tekstów online
http://www.ruchmuzyczny.art.pl/?fbclid=IwAR1DnaNtag6GbSIaKMqGTyyerKme123PnF6pXM4oVxXmbUXxM_tVyTEvUJE
Dobry dyrygent to taki, dzięki któremu orkiestra gra lepiej niż zwykle grywa pod batutą jej etatowego dyrygenta.
Dorota Kozińska ma mieć też felieton w „RM”.
Jeśli chodzi o stronę internetową, zdaje się, że w ogóle potrzebna tam będzie przebudowa. Ta stara w ogóle padła, też coś trzeba będzie z tym archiwum zrobić. Na razie nowy naczelny nie może wykonywać większych ruchów do końca roku. Co będzie potem – zobaczymy.
Jedna niedobra strona obecnej sytuacji pisma: podległość PWM oznacza pewną trudność krytykowania pozycji i twórców związanych z wydawnictwem. To nie jest zdrowe.
@ Elżbieta Kier
A co jest złego w tym, że artysta namawia do głosowania, podobnie zresztą jak wielu innych? Przecież nie dyktuje, na kogo. A poglądy polityczne ma prawo mieć jak każdy obywatel.
PK nie bardzo się znam na tych powiązaniach, ale jak RM by tak bezposrednio podlegał obecnemu MKiDN to chyba jeszcze gorzej? Dr Daniel Cichy to chyba nieco lepsza opcja niż prof. Gliński, ale mogę nie mieć pojęcia…
@Dorota Szwarcman. Moja wina , że niezbyt dokładnie sprecyzowałam moje pytanie. Oczywiście , że może mieć poglądy polityczne. Kiedyś nawet w internecie był wywiad i Piotr mówił o sytuacji politycznej w Polsce. Jeżeli chodzi o ten tekst z linku wydaje mi się po prostu „posklejany” z kilku różnych wywiadów tak aby można go było „podpiąć” pod zbliżające się Eurowybory . Jeśli , ktoś ma potwierdzone źródło , że Piotr Anderszewski tak powiedział to chętnie przeczytam.
Dr Cichy jest podwładnym prof. Glińskiego. PWM podlega obecnie MKiDN, co powoduje wiele niezdrowych sytuacji – wydawnictwo firmuje czasem dość dziwne projekty. Bo musi.
Ano faktycznie 🙁
Ja tylko zgłoszę zdanie odrębne w jednej sprawie – Święto wiosny to nie jest najlepszy przykład partytury trudnej do ogarnięcia. To jest idealny materiał dla zaawansowanych do robienia wrażenia na publiczności. 🙂
No może i tak. Sama znam je na pamięć 😉
@Dorota Szwarcman
Poprzez Instytut Muzyki i Tańca też podlegaliby MKiDN. Próżne takie gimnastyki. Chyba że prywatna fundacja…
Byli sprywatyzowani, w 2016 r. zostali znacjonalizowani.
Dlatego muszą m.in. wydawać nikomu niepotrzebne czasopismo „Napis”, nie mające zresztą nic wspólnego z muzyką.
@Dorota Szwarcman
Formalnie sprywatyzowani, a faktycznie skomercjalizowani przez przekształcenie w spółkę akcyjną należącą do Skarbu Państwa. Niestety, zgodnie z prawem gospodarczym, bez względu na misję, jaką wyznaczy sobie właściciel czy zarząd, spółka ma generować zysk. A z tym jakoś kiepsko szło. PWM nie upadło tylko dlatego, że praktycznie przestało cokolwiek wydawać, stając się spółką-rentierem, żyjącą z wynajmu składników odziedziczonego majątku. Nadzieje na pozyskanie inwestora gasły jedna po drugiej i przez kilkanaście lat nikt się nie kwapił do powoływania prywatnej fundacji, która niczym rycerz na białym koniu przybyłaby na odsiecz. Wreszcie w 2015 roku przyjęto ustawę o przekształcaniu jednoosobowych spółek SP prowadzących działalność z wykorzystaniem dóbr kultury w państwowe instytucje kultury, podpisaną przez prezydenta Komorowskiego. Co zrealizował rząd Beaty Szydło w następnym roku. Taka to „wtórna nacjonalizacja”. Bardziej przygarnięcie z powrotem niezdolnej do samodzielności córki marnotrawnej 😉
Nie tylko nikomu (poza może beneficjentami dotacji) niepotrzebne, ale nawet działające pod ukradzionym tytułem.
Pierwszy raz usłyszałem o takim czasopiśmie, więc spojrzałem z ciekawości. Ukazały się, jak piszą, 24 roczniki, ostatni w ubiegłym roku. Ani słowa o PWM nie ma. Czy dobrze rozumiem, że przekazanie do PWM to sprawa świeża i związana jakoś z kradzieżą tytułu? Czy dalej dobrze rozumiem, że do 2018 roku włącznie pismo było komuś (poza, rzecz jasna, beneficjentami dotacji) potrzebne, a teraz przestało być? Może coś jeszcze powinienem wiedzieć, aby cokolwiek rozumieć? 😯
@Wielki Wódz
Jest rocznik „Napis”, wydawany przez IBL PAN od ćwierć wieku, i nowy kwartalnik „Napis” (stąd pewnie zarzut kradzieży tytułu), tymczasowo wydawany przez PWM ze środków ministerstwa, dopóki nie przejmie go świeżo powołany Instytut Literatury (http://www.mkidn.gov.pl/pages/posts/inauguracja-instytutu-literatury-9487.php). Na razie ukazał się próbny numer kwartalnika, ale ostatecznie nowy „Napis” ma nazywać się „Nowy Napis”, co OCZYWIŚCIE może komuś nadal pachnieć uzurpacją (bo „stary” „Napis” nie ma z tym nic wspólnego). N.b., numer próbny został bardzo ostro skrytykowany (np. tutaj http://wyborcza.pl/7,75517,24275572,ministerstwo-kultury-otworzylo-napis-wlasne-pismo.html i tutaj https://www.tygodnikpowszechny.pl/naklad-w-czteropakach-155532?language=pl), do czego odnieść się merytorycznie nie mogę, bo numeru próbnego nie widziałem, ale i krytyka jest jakby bardziej personalno-ideologiczna niż merytoryczna. W każdym razie, w interesującej nas sprawie, PWM już nie będzie musiało wydawać nowego czy też Nowego Napisu.
@DS
1. „Sprywatyzowano” czyli przekształcono w spółkę akcyjną należącą do skarbu państwa, przekazując załodze i dowództwu majątek z przykazaniem „róbta, co chceta, tylko chociaż na zero wychodźta”, bo tego wymaga prawo gospodarcze. Niestety, posażna z domu panna nie znalazła chętnego do mariażu prywatnego inwestora, a żeby wyjść na zero, zaprzestała wydawania w ogóle i żyła z wynajmu nieruchomości. „Ruch Muzyczny” przejęła Biblioteka narodowa a potem Instytut Książki (też od czapy, tylko w drugą stronę, nieprawdaż 😉
2. „Znacjonalizowano”, czyli nieudaczną państwową spółkę prawa handlowego przekształcono w finansowaną z budżetu instytucję kultury na mocy ustawy uchwalonej dokładnie w tym celu jeszcze przez poprzedni Sejm.
Co będzie – zobaczymy. Na razie MKiDN daje kasę via PWM, nie żądając chyba krwawych ofiar z przeciwników reżimu, o czym świadczy choćby powrót Doroty Kozińskiej. Z czego i ja się bardzo cieszę, a i na współpracę RM z Gospodynią tego Blogu mam nadzieję.
…ad vocem: przy „oczywiście” w drugim zdaniu poprzedniego postu musiał mi się niechcący wcisnąć capslock, bo nie zamierzałem tego wykrzyczeć.
Od niedawna pismo nazywa się „Nowy Napis” i jest wydawane przez Instytut Literatury w Krakowie.
O, ciut się spóźniłem
Dzięki za doprecyzowanie, w kwestii prywatyzacji i racjonalizacji użyłam dużego skrótu myślowego 🙂
RM przed zaistnieniem w Bibliotece Narodowej, za komuny, nie był wydawany przez PWM. Tylko na samym początku. Do BN trafił jako jedno z tzw. czasopism patronackich MKiDN – dość dziwny to był status. Chyba nie ma dobrego wyjścia dla tego pisma, bo samo się z oczywistych przyczyn nie utrzyma.
Dziękuję, teraz wiem. Czyli nic strasznego, jeśli poznać szczegóły. Lubię poznawać szczegóły. 🙂
Wygooglalbym adres tego Instytutu Literatury. Gdyby ktoś myślał, że rząd nie ma poczucia humoru…
Chłe chłe…
Nazwa ulicy jest starodawna, nadano ją zanim komukolwiek się przyśniło, z czym się będzie kojarzyć…
E tam, myślałem, że przy Kurdupli 2 się umieścili.
Pk we wpisie 266936 o tym, że Strusińska i Diakun niedoceniane.
No właśnie! O ile kariera Marzeny Diakun się rozwija (widziałem, że chyba będzie prowadziła w następnym sezonie jakąś dobrą orkiestrę w Filharmonii Paryskiej) to co się dzieje z Ewą Strusińską? Przecież ma papiery, żeby być bardzo wziętą dyrygentką a tymczasem nic o niej nie słychać od dawna. Szkoda.
Na przykład Józef Maria Ruszar 😉
https://youtu.be/fPt1kzewBVw
„on tu kiedyś wróci”…
Jeszcze. Ale jako gomulko-gierek. Po trosze…
Marzena Diakun ma bardzo ciekawy kalendarz:
http://diakun.com/kalendarium
Na koncert w Warszawie już się oblizuję 🙂
Ewa Strusińska operuje głównie w Niemczech wschodnich (zacumowała tam poniekąd), bardzo ambitnie sobie tam poczyna, jeśli chodzi o repertuar:
http://ewastrusinska.com/pl/biografia/
Ale w Wielkiej Brytanii też zdarza się jej dyrygować.
http://ewastrusinska.com/pl/koncerty/
Polski jednak w planach nie ma… ale polską muzykę i polskich solistów i owszem. Koncert fortepianowy Kofflera! A w końcówce przyszłego sezonu Wieniawskiego ma tam z nią grać Liv Migdal, córka pianisty Mariana, o którym kiedyś tu pisałam.
Wydaje się, że Ewa Strusińska jako Generalmusikdirektorin w Niemczech ma tak wypełniony kalendarz, że na inne orkiestry pewnie z trudem wystarcza czasu. Oprócz koncertów są i produkcje operowe (Fidelio, Tosca, Don Givoanni, itp., itd. – patrz kalendarz), które wymagają licznych prób…
A propos – widzę, że w Polsce będzie jednak w Narodowej w lutym!
Swoją drogą: czy jakiś Polak/Polka był/a kiedyś GMD w Niemczech???
Tak. Jan Krenz na przełomie lat 70. i 80. był GMD miasta Bonn.
O proszę – jakże zacnie! Dziękuję za informację!