Pojedynek kontratenorów

Michał Sławecki i Rafał Tomkiewicz byli głównymi bohaterami dzisiejszego koncertu na Zamku Królewskim w ramach Festiwalu Oper Barokowych.

Obaj soliści wyszli z warszawskiej uczelni muzycznej z klasy prof. Artura Stefanowicza. Michała Sławeckiego oglądamy na scenie nieco dłużej, we wspólnych koncertach z kolegami albo właśnie w spektaklach Festiwalu Oper Barokowych. Tomkiewicz jest trochę młodszy, skończył studia w zeszłym roku, pokazał się ostatnio na paru konkursach wokalnych, bez specjalnego sukcesu zresztą, ale z tymi konkursami nawiasem mówiąc też różnie było.

Sławecki bardziej idzie w stronę sopranu – głos ma jaśniejszy i nieco wyższy, sięgnął w porywach powyżej g dwukreślnego. Tomkiewicz – bardziej altowy, bardziej wyrównaną ma barwę w poszczególnych rejestrach, a najwyżej dojechał do g dwukreślnego. Ich program był listą hitów głównie z oper Haendla i Vivaldiego. Śpiewali na przemian, a parę razy w duecie: słynne Sound the Trumpet Purcella i duet z Gloria e Imeneo Vivaldiego. Towarzyszył im młody zespół z Łodzi – Altberg Ensemble, założony przez klawesynistkę Ewę Mrowcę i wiolonczelistę Jakuba Kościukiewicza, wykładowców tamtejszej uczelni. Członkowie zespołu również się z niej wywodzą. Z przyjemnością patrzyło się na frajdę, jaką mieli młodzi muzycy z gry, zwłaszcza pierwsza skrzypaczka, kiedy udawała ptaszka w arii Se in fiorito z Giulio Cesare.

Koncert nazywał się „duello”, czyli pojedynek. Który z kontratenorów go wygrał? Wydaje mi się, że Rafał Tomkiewicz. Michał Sławecki śpiewał zbyt często głosem wysilonym, przeszarżowanym, a już słynne Venti turbini z Rinalda było najwyraźniej dla niego za trudne. Na drugi bis, po ponownym zaśpiewaniu Sound the Trumpet, soliści wykonali razem owo Venti turbini i tu znów Tomkiewicz wypadł lepiej, był pewniejszy siebie.

Ogólnie było miło, ale nie na jakimś wstrząsająco wysokim poziomie, raczej nie na stojaka, który jednakowoż miał miejsce, jak również entuzjastyczne okrzyki. Czemu? Po prostu repertuar jest bardzo dynamiczny, energiczny, to taka trochę muzyka na sterydach, dobrze się jej słucha. Po drugie, było w tym muzykowaniu niemało humoru, a to zawsze jest przyjemne.