Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…
…we wszystkich filharmoniach i operach. Co to będzie, co to będzie? Tego nie wie nikt.
Z początku wydawało się nam, że wystarczy trochę poczekać, że może to potrwa parę tygodni (pamiętam z czasów licealnych epidemię jakiejś bardzo złośliwej mutacji grypy, kiedy zwolniono nas ze szkoły właśnie na parę tygodni). Potem – że parę miesięcy. Zostaliśmy w domu i coraz bardziej odczuwamy nierealność, wręcz surrealizm tej sytuacji. Ale to jeszcze nic. Wielu zaczyna ona boleśnie dotykać finansowo, a to będzie się tylko zwiększać. Wiele dziedzin gospodarki staje przed sytuacją tragiczną. Także niestety kultura, w tym nasza ukochana muzyka.
Oczywiście muzyka jako taka nie, bo ona jest wieczna, ale muzycy. A i publiczność. Z dnia na dzień coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że to draństwo, które nas napadło, jest o wiele bardziej wredne niż się wydawało. Primo, bo strasznie zaraźliwe. Secundo – bo nigdy nie wiadomo, czy przejdzie się to bezobjawowo, czy się od tego padnie; po prostu loteria. Tertio – bo nie znamy jeszcze do końca właściwości tego wirusa i nie mamy na niego lekarstwa (jakieś tam się stosuje metodą prób i błędów) ani szczepionki – trwa wyścig, a prognozy są takie, że być może będzie gotowa dopiero za rok w najlepszym wypadku (choć naukowcy z Oxfordu mówią o wrześniu, ale to chyba mało realne). I co w tym czasie?
O ile można sobie jeszcze wyobrazić muzyków na scenie grających utwory kameralne w bezpiecznej odległości od siebie, to jak grałaby orkiestra w maseczkach? I to zwłaszcza wielka orkiestra, z trudem mieszcząca się na scenie? A co z widownią? To chyba jeszcze mniej realne. Siedzieć co drugie miejsce od siebie? A jeszcze na dodatek większość publiczności abonamentowej, nie tylko w Polsce, to ludzie znajdujący się w grupie ryzyka, tak się bowiem niestety składa, że ten cholerny wirus jest jeszcze na dodatek obrzydliwie ejdżystowski. Do tego stopnia, że słychać już pomysły, by seniorów powyżej 60-ki przetrzymać w domu parę miesięcy dłużej niż wszystkich innych, a może nawet aż do wynalezienia szczepionki. Tu zresztą też jest loteria, bo słyszymy nawet o stulatkach, którzy przetrzymali wirusa, ale z drugiej strony kto, nawet dziarsko się czujący, jest pewien, że nie ma jakichś bezobjawowych czynników, które sprawią, że przejdzie chorobę ciężej?
Nie ma więc sceny, nie ma widowni, a w przypadku opery nie ma też możliwości tworzenia całej reszty. Nie sposób planować kolejnych sezonów, festiwali, konkursów (obawiam się, że i na Chopinowski nie ma szans), bo nie wiadomo, jak pandemia się rozwinie. A kiedy życie zamrze na dłużej, z czego artyści mają żyć?
Bo oglądamy te wszystkie cudowności w Internecie za darmochę, w prezencie od różnych instytucji czy indywidualnych artystów, co jest dla nich po prostu koniecznością, żebyśmy o nich pamiętali. To jest dobre może na te parę miesięcy, ale co dalej? Już słyszy się wieści o zwalnianiu muzyków orkiestrowych na świecie (najgorzej mają ci w Wielkiej Brytanii, gdzie w większości zespołów grają na odnawianych kontraktach). U nas dyrektor Filharmonii Narodowej zaapelował do publiczności, żeby nie żądała zwrotu pieniędzy za bilety na odwołane koncerty. Z jednej strony taki apel jest skrajnie nietaktowny (żadna inna filharmonia czy opera w kraju nie wystosowała czegoś takiego, a na instytucję narodową rząd zawsze będzie przecież miał jakieś pieniądze), z drugiej rozumiem, że szefowie filharmonii widzą przed sobą ciemność. Ale przecież nie tylko oni.
A czym my się tu mamy zająć? Cóż, chyba długo jeszcze sieć będzie głównym miejscem odbioru naszej ukochanej sztuki. I chyba tylko o tym, jeszcze może ewentualnie o płytach (ale chyba starych…) przez dłuższy czas będzie można tu pisać. I podrzucać sobie linki, np. takie jak ten (zapdejtowany zestaw z Musical America). Dobre i to.
Komentarze
Zbiór nieszczęść. 😥
A największe władzunia.
Nowe nagrania się jeszcze pokazują, ale to rzeczy zrealizowane wcześniej.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=rMrDm0LJUCM
Bytowanie w maseczkach niestety niesie ze sobą wiele niedogodności, które bardzo utrudniają, jeśli wręcz nie uniemożliwiają wykonywanie różnych czynności.
Choćby osoby w okularach lub mające kłopoty z oddychaniem…
No ale nic, wczoraj przyleciało ileśtammilionówton maseczek i kombinezonów (jakby to, nomen omen, kartofle były) kosztem iluśtammilionówdolarów, a zaraz będą procedować o dożywotności urzędu tego tam co na przeciwko ASP….
Chyba jesteśmy uratowani 👿
Bez okularów nic nie widzę, w okularach i maseczce bardziej.
Zupełnie zaparowane.
I z trudem oddycham.
Noszę w sklepie.
Na ulicy będzie dramat.
Myślałam, że ta zielona kufa to wściekłość, a ona się śmieje.
Mnie nie do śmiechu.
Staram się odnajdować w tej sytuacji, choć łatwo nie jest. Świat, w którym do tej pory żyliśmy był światem nadmiaru. Nadmiaru towarów i usług. Może takie przejście będzie swojego rodzaju Katharsis. Zniknie to, co niepotrzebne, a ostanie się to, co trwałe.
Właśnie usłyszałem o kolejnej ofierze pandemii: Lee Konitz, jeden z moich ulubionych saksofonistów.
A jeszcze nie tak dawno mogliśmy go podziwiać na Starówce…
Och… on był genialny! Pamiętam też jego niesamowite występy w Bielsku sprzed 10 lat:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/11/27/konitz-i-wiecej-nic/
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/11/28/wieczor-z-wielka-klasa/
Drodzy, chciałam zasięgnąć waszego zdania w kwestii nowego layoutu blogów „Polityki”. Tu jeszcze ten „wirus” nie dotarł, ale jest już np. na blogu Łasuchów:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/
Oni strasznie płaczą. Rozumiem dobrze ich ból, bo choć niby jest to takie śliczne, jak cała nasza obecna strona internetowa (dopasowane do niej), to jednak mało czytelne, zwłaszcza w komentarzach.
A co wy na to?
Bardzo malutki ten druk, nie dla starszych oczu.
Dlaczego litery nie mogą być większe?
Zawsze co dobrze funkcjonuje trzeba „poprawić”?
A margines na połowę strony i kalendarz wielki.
Dlaczego? On tu jest główną atrakcją?
Każda nowa strona razi. Ta też. Ale jak się przyjrzeć… Może nie jest tak źle?
@mt7 Wielkość liter samemu powiększa się (z własnej klawiatury) a z kalendarza wygodnie można przechodzić na wpisy zamieszczone danego dnia.
Tak jak nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek pozytywnie odebrał jakąkolwiek zamianę dobrego na tzw. lepsze, tak teraz nawet byłbym skłonny. Nic mi nie przeszkadza, nawet kalendarz, marginesów prawie nie ma. Może to kwestia oprogramowania? Fakt, na razie zachwyciłem się tylko w telefonie, muszę sprawdzić w komputerze.
Pewnie, że można powiększać sobie litery, ale to zawsze jedna czynność więcej.
Dla mnie też mankamentem jest zniknięcie całego drugiego blogrolla, gdzie są np. odnośniki do innych blogów albo do innych moich tekstów, albo też do zdjęć. Trochę on jest w tej chwili nieaktualny, muszę zrobić z nim porządek, ale nie chcę go tracić.
Podziały kolorystyczne dla kolejnych tekstów, światło (odstępy) między liniami, no i cała bogata historia w zwartym szyku, łatwo dostępna.
Może w telefonie to wszystko jedno, ale w komputerze nie.
Zobaczyłam na komórce – jak na mój gust jeszcze gorzej. I co z tego, że można sobie powiększać teksty komentarzy, jak i tak żeby go przeczytać w całości, trzeba przesuwać w lewo i prawo. W obecnej formie też czcionka jest mała, ale jednak trochę większa i czytelniejsza.
Tamte było lepsze. Tzn. jest, bo tu się nie zmieniło. Może to nowe estetyczne, ale mało funkcjonalne.
A propos loterii:
Secundo – … po prostu loteria.
Proba odpowiedzi https://www.lemonde.fr/planete/article/2020/04/16/jean-laurent-casanova-les-cas-graves-inexpliques-suggerent-l-existence-de-facteurs-genetiques_6036776_3244.html
To jest dobre może na te parę miesięcy, ale co dalej?
Za kałużą słyszałem nawoływanie w jednym z muzycznych programów radiowych aby kupować więcej CD-ków z muzyką ulubionych twórców, no ale zaraz wywiązała się dyskusja o tym jak mały procent z zapłaconej ceny trafia do artysty.
Ad nowa skórka, layout czy tam co:
Czemu to miało służyć?
(Pytam ja, która podśmiechiwałam się mocno (pod nosem) z histeryjek na punkcie kodów captcha, logowania, zmian layoutu by wygodniej było na urz. mobilnych, … — trzeba się było przyzwyczaić, ale wiadomo było, po co…)
A teraz?
Chodzi chyba o wyeliminowanie sensowniejszych, staranniej wyedytowanych wypowiedzi na rzecz przywabienia hordy (oby się nie przeliczył ten, kto wziął kasę i ci, co ją wydali 😈 kasę na domniemaną hordę) anonimowych narwańców, plusujących-minusujących co tylko wlezie, by zaraz pobiec na kolejne plusowanie-minusowanie (o ile się zorientują w sąsiedztwie; spis blogów POLITYKI też znikł 🙄 ).
Estetyczne?
Te powierzchnie skaczące, migające na powitanie, te różnice w fontach bez ładu i składu (a wielkości akurat odwrotnie, niż intuicja, wygoda podpowiada), te wciąż nie rozwijające się archiwa (jak kolubryna… nb, właśnie to należało już dawno unowocześnić, gdy niektóre blogi trwają prawie półtorej dekady, miesiąc w miesiąc)…
Oczywiście natychmiast sprawdziłam w komórce, czy tam dostałam jakieś wodotryski… – żadnych…
Ech, szkoda klawiatury!… 😆
PS, przykład rozwijanego archiwum jest np. tu:
https://basiaacappella.wordpress.com/
– na samiutkiej górze po prawej.
Nb, jest to ta sama skórka od 2007 (miały ją na początku także blogi POLITYKI) i nie sprawia żadnych kłopotów na urządzeniach mobilnych (w żadnej z wersji, ani pełnej, ani skróconej).
A estetycznie może być dla jednego trącąca myszką, dla drugiego przeźroczysta, bo nie o skórkę autorce chodzi.
Generalnie…
— if it ain’t broke, don’t mend it for mending sake! 🙂
Niech Kierowniczka Rejtanem się położy i nie dopuści psujów.
Na marginesie – kibole wreszcie szczęśliwi – teraz mogą być gangsta w majestacie prawa.
Jak ja się mogę położyć Rejtanem w epoce lockdownu… Chyba na własnej podłodze.
Kolejna bezsensowna rzecz: w nowej wersji linki nie odróżniają się od tekstu. Dopiero trzeba na nie najechać. A jeżeli ktoś podłoży link pod fragment wypowiedzi, nikt tego nie zauważy. Totalny idiotyzm.
Tak widziałam.
Trzeba rozmawiać z osobami wprowadzającymi zmiany.
Tak jeszcze wracając do głównego tematu wpisu – perspektywy powrotu do jakiejkolwiek formy życia koncertowego na żywo wydają się w tej chwili bardzo odległe, ale z drugiej strony, w bliżej nieokreślonym czasowo „czwartym etapie” znoszenia restrykcji mają w jakiejś formie wrócić teatry i kina. O filharmoniach nikt w tym kontekście mówi, w sumie nie bardzo wiadomo, dlaczego – być może z niewiedzy, że takie coś istnieje? Może więc ktoś zacząłby się przy różnych okazjach upominać również o naszą działkę? Przynajmniej na poziomie dziennikarskich pytań?
No właśnie, też o tym myślę. Ale nie bardzo wiem, kto mógłby odpowiedzieć.
Może nowa dyrektorka IMiT? Wprawdzie A. S. Dębowska opisała ją dzisiaj w Wyborczej bez entuzjazmu , ale w jej CV są punkty świadczące jednak o jakimś obyciu (ChiJE, Santander Orchestra)…
Ją akurat znam, obycie ma, i owszem.
Właśnie rozpoczął się koncert na żywo Francesca Piemontesiego i Tabei Zimmermann:
https://www.schinkelpavillon.de
Dzieki, Frajde 🙂
:-)))
Jest coś takiego, jak Zrzeszenie Filharmonii Polskich. Nikt nie słyszał? A, no właśnie. To mają teraz okazję przemawiać i upominać się. Dlaczego miałaby to robić pani dyrektor IMiT, nie bardzo mój ciasny, prawniczo uwarunkowany rozumek ogarnia. 🙂 Wesprzeć i wyrazić poparcie, tak, być może, ale robić za rzecznika? 😯
Co zaś do nowego layoutu, to rzeczywiście, jak już się robi coś „mobile first”, to za konieczność przewijania ekranu na boki po powiększeniu powinni ucinać łapy. Nie znają się koledzy na swojej robocie aż tak, jak chcieliby. No i ten kalendarz – chyba tak było domyślnie w tym, na czym pracują, bo widziałem to już w wielu niedorobionych miejscach. Za pomysł z plusikami i minusikami z kolei obciąć co trzeba działowi od PR, bo to się samo nie zrobiło, musiał ktoś zaproponować. To przyciąga chorych psychicznie, jeśli o to chodziło, to gratuluję.
Te plusiki i minusiki w poprzedniej wersji były łapkami. Oceny wprowadzono swego czasu na blogach politycznych, dzięki temu komentarze z odpowiednią ilością łapek w dół zwijały się i nie musiało się ich czytać.
O ile tam to jeszcze ma sens, to na blogach społecznych i kulturalnych – żadnego.
Co zaś się filharmonii tyczy (i oper też), właśnie przeczytałam wywiad z „Tagesspiegel” w podobnej sprawie. Berlin, miasto kultury – tam się o tym wszystkim myśli i naprawdę chciałoby pomóc. Pozazdrościć. Choć też z paru rzeczy można się uśmiać. Choćby z tytułu 🙂
https://www.tagesspiegel.de/kultur/klaus-lederer-zur-oeffnung-der-kultur-es-gibt-auch-instrumente-die-man-mit-mundschutz-bedienen-kann/25749746.html
Ale wnioski podobne jak w moim wpisie – prędko do filharmonii czy do opery zapewne nie pójdziemy.
Właśnie donoszą, że zmarł Kenneth Gilbert, lat 88. Szybko to zleciało.
No, Zrzeszenie ma nawet stronę. I raz na rok wpis. Cieślaka artykuł bardzo ciekawy w Rzeczpospolitej o kulturze polskiej. Nawet policzyłem frekwencję. Wychodzi mi, że minimalnie do instytucji wyższej kultury we Wrocławiu rocznie ok. 500000 ludzi przychodzi. Takich miast jest 5 w Polsce, w Warszawie pewnie więcej będzie, ale są i prężne mniejsze. Cały sezon ekstraklasy piłkarskiej rocznie to 1,5 mln kibiców…
Zasłużona postać.
Byłam nawet kiedyś na zjeździe tego Zrzeszenia w Szczecinie (nowa filharmonia jeszcze wtedy się budowała). Było ciekawie, pisałam o tym nawet i na papierze, i na blogu. Ale to było osiem lat temu – prehistoria.
Sympatyczny news: pani prof. Lidia Grychtołówna szykuje się do drugiej transmisji internetowej, która odbędzie się jutro:
https://www.facebook.com/events/156645915702761/
Interesujący i wzruszający tekst Alexa Rossa o Brahmsie.
https://www.newyorker.com/culture/cultural-comment/grieving-with-brahms
Mnie najbardziej uderzyła jego środkowa część, gdy podejmuje on zagadnienie relacji pomiędzy muzyką i emocjami. Pisze, że obdzieramy muzykę z godności, gdy traktujemy ją jako narzędzie do regulowania naszych emocji. Przywołuję przy tym też opinię innego autora. Bardzo to radykalnie sformułowane, w sprzeczności do chyba dość powszechnej przeciwnej opinii, że powołam się tylko na polskie powiedzenie „Muzyka łagodzi obyczaje”.
Ale przemawia do mnie takie ujęcie, zmusza do zastanowienie, jaki jest mój stosunek do muzyki.
To, co według Rossa, czyni z nami muzyka, to nie kanalizuje emocje, ale uwrażliwia, wystawia na ich oddziaływanie, na ból, nostalgię, działanie pamięci. Ciekawe.
„Muzyka łagodzi obyczaje” to nie jest polskie powiedzenie, tylko parafraza Arystotelesa.
Ross chyba trochę przesadza, ale cóż, każdy ma swój punkt widzenia i każdemu prawdopodobnie muzyka służy do czegoś innego. I dobrze.
Filharmonia Szczecińska zaproponowała chyba melomanom zakup wołczerów po 50 i 100 zł i jak ktoś taki taki talon to wtedy można wymienić w nowym sezonie na wybrane koncerty. To chyba lepsza forma wsparcia niż apelowanie o rezygnację ze zwrotu za bilet na koncert, który się nie odbył? Rozumiem jakieś oddolne projekty kulturalne z małymi budżetami walczące o przetrwanie, ale jednak instytucje kultury państwowe czy samorządowe mają, umówmy się, jakąś poduszkę finansową.
https://www.youtube.com/watch?v=cx_qEXdTNVU&feature=youtu.be
Odsłuchane. Takie wydarzenie naprawdę podnoszą na duchu:-)
Oj, tak. Piękne te Sceny dziecięce, zwłaszcza ostatnia. No i Brahms był – pomyślałam sobie o tym felietonie Rossa. Czy Brahms jest dobry na żałobę? Akurat Intermezzo A-dur jest pogodne, to drugie już bardziej pasuje do jego tezy. Jest u Brahmsa wiele cudownej melancholii, jak w Intermezzu g-moll czy h-moll, a trochę też depresji, cichej rozpaczy jak w Intermezzu es-moll czy pieśni Immer leiser wird mein Schlummer…
@PK 16:07
Recital zaczyna się w 36 minucie (!)
Tak, też pomyślałam sobie o tym felietonie. Odkrywanie późnego Brahmsa dopiero przede mną. Niesamowita jest ta wczesna płyta Radu Lupu, której słuchał Ross. Subtelne przejścia od siły do delikatności.
W tekście zatrzymałam się jeszcze na tym wątkiem, gdy Ross opisuje Brahmsa poprzez jego życiowe wybory. Fakt, że całe życie był niezależny, sam, nie ożenił się i cenił sobie swoją osobność. Mierzył się z nieodwracalną transformacją natury w wieku pary i prędkości. Wydaje mi się, że takie wybory ani wówczas, ani teraz nie są łatwe, ale na ich gruncie może powstać coś wyjątkowego.
Gostku, potem to obetną, jak poprzednim razem. Jeszcze nie zdążyli.
To ja przeciwstawię pogląd innego pana na Brahmsa.
https://www.youtube.com/watch?v=RM2ndQGbUBQ
@PK 20:05 – tak, ale gdyby ktoś chciał słuchać od razu… 🙂
Tak, Brahms Radu Lupu przepiękny.
Z życiem Brahmsa to nie takie proste, ponieważ zdarzało mu się w kimś zakochać (m.in. w jednej z córek Schumannów), ale szczęścia w tych miłościach nie miał. Być może to też jedna z przyczyn częstych nastrojów melancholii w jego muzyce.
A ja z uporem maniaka na ten sam temat:
„Na czwartym etapie łagodzenia restrykcji otwarte zostaną kina, teatry, opery, filharmonie oraz salony odnowy biologicznej.”
https://wyborcza.pl/7,75398,25881869,nowe-reguly-podrozy-i-zachowania-od-poniedzialku-co-sie-zmienia.html
Czyli, ktoś sobie o nas przypomniał. No, chyba że to redakcyjna nadinterpretacja…
Gostku, faktycznie dość różne to opinie, choć jedno je łączy. Bernstein mówi o dualizmie, Ross o ambiwalencji, tylko zupełnie inne wartości, dążenia podstawiają pod te pojęcia. Każdy pewnie wybierze takiego Brahmsa, z którego emocjami sam może się utożsamić.
Drodzy, jeszcze przez godzinę trwa rocznica Powstania w Getcie Warszawskim.
Właśnie zrobiłam sobie wieczór pamięci z tym koncertem z okazji Yom HaShoah – dnia pamięci o Zagładzie, który przypada też w tym okresie. Wzruszający zwłaszcza Yo-Yo Ma z utworem Ernesta Blocha czy utwór Gideona Kleina pod batutą Andrijsa Nelsonsa. Pojawia się też odtworzenie krótkiej rozmowy z Zuzaną Ruzickovą, która przeżyła Terezin, Auschwitz i Bergen-Belsen.
https://www.youtube.com/watch?v=3G5kVICqlDA
I jeszcze jedna mała okolicznościowa ciekawostka. Zdumiewa mnie zwłaszcza świetna wymowa (tylko jeden drobny błąd).
https://twitter.com/koguremiwazow/status/1251852748129107969
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=y51DLAt9NyI
@PK 22:53 Napisałabym „urocze”, gdyby nie okoliczność.
Dorota Szwarcman
19 kwietnia o godz. 22:51
A ja zamiast tu być wczoraj z Panią, byłam na blogu J. Hartmana i walczyłam tam o zachowanie powagi chwili. Podałam linki do Ravela Kaddisch, do szczególnego koncertu, który odbył się pod pomnikiem Bohaterów Getta i do programu zrealizowanego przez Arte o muzeum Polin
Ale tak trudno jest, kiedy między ludźmi, którzy czują powagę chwili, znajdą się czarne owce. Wtedy wszystko się we mnie burzy …
Dziś po południu przypomnialam tam ,że wieczorem zaczyna się Yom HaShoa i znalazlam link gdzie o 19:00 była live transmisja z uroczystości w Yad Vashem. Dołączyłam swoje zdjęcia sprzed paru lat…
Ale myślę, że tu będą miały lepsze miejsce..
I posłucham koncertu również…
https://photos.app.goo.gl/EmmfUhEDqnjpz5qU9
https://photos.app.goo.gl/c3ikostix3vWzXJV9
Przepraszam za błąd w pisowni Yom Ha Shoah
Dzięki!
A ja wrzucam coś, co właśnie dostałam – z Wiednia via Kraków – i oglądam. Są tu i nasi.
https://tvthek.orf.at/profile/Erlebnis-Buehne-Wir-spielen-fuer-Oesterreich/13891574/Erlebnis-Buehne-Wir-spielen-fuer-Oesterreich-Eine-Initiative-von-ORF-III-und-Wiener-Staatsoper/14048718
Wspaniale ! Też obejrzę zaraz 🙂
@ 22:14
Trudno to nazwać błędem, bo to transkrypcja fonetyczna, a pisanie razem HaShoah jest uzasadnione (mimo że „ha” to rodzajnik), ponieważ po hebrajsku też pisze się razem.
‚Ha’ to przedimek okreslony (odpowiednik angielskiego ‚the’).
Przy okazji, powinno sie pisac Yad VaShem (lub Jad WaSzem) poniewaz Va to spojnik (‚and’), tez pisany lacznie.
https://www.youtube.com/watch?v=QFcv04MOq68
Dziękuję obu Paniom za informacje. 🙂
Pisownię Yad VaShem poprawię w folderach zdjęć. To istotne.
Już poprawiłam 🙂
A na dzisiejszy dzień mam jeszcze jeden album wspomnień…
https://photos.app.goo.gl/5MnqCryZQHXEQH4J6
Tak, przedimek, nie rodzajnik, przejęzyczyłam się 🙂
Byłam w Yad VaShem wiele lat temu… ech. W XXI wieku nie byłam jeszcze w Izraelu. Kto wie, kiedy się uda pojechać…
Pięknie śpiewał Schmidt. Operę też…
https://www.youtube.com/watch?v=Q1xypSVZSQw
Tylko jeszcze mniej na scenie, niż Maria Stader – z tych samych powodów : bo był malutki.
https://www.youtube.com/watch?v=99qtZM5111c
Zaiste, pięknie śpiewał. Ech!
No tak, nie każdy ma tyle szczęścia, żeby mieć i głos, i prezencję…
Malutki, lecz wielki.
Naprawdę nie była Pani w Izraelu w XXI wieku? A w Muzeum Żydów Sefardyjskich?
A czy będąc wiele lat temu, widziała Pani Panoramę Artura Rubinsteina ?
Ostatni raz byłam na prawykonaniu Siedmiu bram Jerozolimy Pendereckiego, czyli w 1997 r. Poprzedni raz – na Konkursie im. Rubinsteina w 1992 r.; zabrałam się wtedy z orkiestrą Filharmonii Łódzkiej, która grała na finałach. Wtedy pojechaliśmy też na Panoramę Artura Rubinsteina (Filharmonia Łódzka jest jego imienia).
W Muzeum Żydów Sefardyjskich nie byłam. Byłam tylko w Beit Hatfutzot i w Muzeum Izraela. W „moich czasach” jeszcze nawet opera nie istniała.
Istniala … 🙂
Jeździłam też w latach 80. – miałam tam ciotkę, siostrę ojca. Zmarła w latach 90. – kiedy byłam ostatni raz, mogłam już tylko odwiedzić grób. Mieszkała (i ja u niej) w tzw. starym Tel-Awiwie, w bardzo funkcjonalnej kamieniczce w bauhausowskim stylu.
Lisku, istniała sama opera, ale siedzibę zbudowano dopiero w połowie lat 90. W 1997 r. byłam głównie w Jerozolimie, potem owszem, wpadłam do Tel-Awiwu, ale na krótko, nawet tej nowej opery nie widziałam, bo po prostu czasu nie było.
To prawda, poprzednia, tymczasowa siedzibe mieli nad morzem. Tamten budynek do dzis jest znany jako Budynek Opery, podczas gdy ich aktualna siedziba to Osrodek Sztuk Scenicznych (obejmujacy takze teatr); taksowkarze do dzis sie myla 🙂
Ale niespodzianka! Wszystkim opowiadałam, że o Muzeum Żydów Sefardyjskich dowiedziałam się z Pani bloga. Ha!
@nowowiejska
Przepraszam, o jakim Muzeum Żydów Sefardyjskich mowa?
Łódź jest moim rodzinnym miastem ( wychowałam się w pobliżu Filharmonii)
Ostatnio byłam tam w 2018 r. po latach nieobecności. Oczywiście bardzo wiele się zmieniło. Byłam zdumiona i zachwycona ” moim ” konserwatorium na Al.1 Maja. Teraz to prawdziwa perełka.
No i na ulicy 6 sierpnia delektowalam się kuchnią restauracji Anatewka – wszystkim polecam ! Dobrze jest czasem wędrować dawnymi ścieżkami 🙂
https://photos.app.goo.gl/HW4K7f7MhdNKV46a6
Czy chodzi o to ?
Do Łodzi też miałam słabość, mój ojciec stamtąd pochodził. Jeździłam swego czasu dosyć często. Ale od śmierci Dominika Połońskiego jakoś mi się nie chce. Zwłaszcza że muzycznie już od dawna nie mam po co tam jeździć…
A Anatewka mi się naraziła – z rachunkiem dawali figurkę Żyda z pieniążkiem. Nawiasem mówiąc właściciel Anatewki jest też właścicielem węgierskiej Varoski (wpadaliśmy tam z Dominikiem na zupę rybną), w której ustanowił taki dziwny obyczaj: podchodziła kelnerka z butlą o długiej szyjce, którą zatykała palcem (miałam nadzieję, że umytym) i odtykając nalewała do kielichów strzelającym w łuk strumieniem białego wina. Twierdzono tam, że to taki węgierski zwyczaj. Kiedyś przyszliśmy tam z Piotrem Anderszewskim i spytałam go wtedy, czy coś słyszał o takim węgierskim zwyczaju. Powiedział, że nigdy w życiu 🙂
Też mam korzenie łódzkie. Pochodził stamtąd mój dziadek. Rodzina potem przeniosła się jednak częściowo do Warszawy, a częściowo do Trójmiasta. Bardzo żałuję, że nie uczestniczyłam w żadnym z festiwali organizowanych przez PA. Nie wiem, czy będą tam jeszcze koncerty, dla których warto jeździć, natomiast mają świetne muzeum sztuki współczesnej, jakiego cały czas nie ma Warszawa – MS2
Nie mam korzeni w Lodzi, ale mam tam uroczych przyjaciol… Muzeum sztuki wspolczesnej swietne (moje pierwsze abakany). Jest takze bardzo ciekawe muzeum druku.
Muzeum Ksiazki Artystycznej.
W Anatewce stołowalam się przez caly tydzień i zupa grzybowa i cepeliny śnią mi się po nocach 🙂
Ale z rachunkiem nie dawali żadnej figurki .
Byłam oczywiście na koncercie w Filharmonii. Chciałam ją zobaczyć wewnątrz, no i posłuchać orkiestry. Wyszłam po przerwie…
Już nie mówię o samych koncertach, ale sala koncertowa wyłożona marmurem to coś, co muzykowi (i melomanowi – są tam miejsca, w których nic nie słychać) może się tylko przyśnić jako koszmar. Coś tam poprawiali, ale niewiele pomogło…
@lisek. https://en.wikipedia.org/wiki/Ralli_Museum_(Caesarea) (Ralli 2)
A o Muzeum Książki Artystycznej nigdy nie słyszałam. Widzę, że takie bardziej kameralne, bo wizyty należy umawiać telefonicznie. Trzeba się będzie kiedyś wybrać.
Jeśli dobrze kojarzę, właściciele łódzkiej „Anatewki” mają w Sopocie restaurację „Bagażownia” – bardzo oryginalnie usytuowaną w budynku o takiej przeszłej funkcji, przy dworcu. Byliśmy tam kilka razy. Za każdym razem przepysznie.
@nowowiejska
To prywatna muzeo-galeria. W Ralli 1 jest zbior sztuki poludniowo-amerykanskiej bardzo sredniego poziomu, w Ralli 2 o ile pamietam nie bylo niczego, moze cos sie zmienilo.
Do Bagażowni chyba nie trafiłam, ale namnożyło się knajpek w okolicach dworca, zwłaszcza w obecnym głównym nowym budynku. Miło wspominam moje sopockie miniwakacje z zeszłego roku, miałam tam jechać i w tym, ale oczywiście nic z tego 🙁
Ciekawe nawiasem mówiąc, czy będzie możliwy Actus Humanus w grudniu. Już się stęskniłam za Wybrzeżem.
@lisek.
Zgadzam się, że tam nie ma nic ciekawego.