Opera w zawieszeniu
Chciałam wcześniej zrobić ten wpis, żeby was namówić jeszcze do obejrzenia Lohengrina na stronie Semperoper, ale niestety dopiero wrzucono na stronę ”P” wywiad, do którego też chcę się odnieść, a zaraz chyba wideo zdejmą.
Wywiad idzie tylko w sieci, nie na papierze (tak się złożyło), nie wiem więc, czy jest płatny, ale polecam tak czy owak. Rozmawiałam z Piotrem Beczałą parę tygodni temu, dokładnie – w majówkę, pretekstem była premiera jego nowej, werystycznej płyty. Wspomniałam w wywiadzie, że zaskoczył mnie emocjami, jakie są w tych jego interpretacjach słyszalne; podobnie zresztą było z Halką (najpierw wiedeńską, potem warszawską). Wydaje mi się, że ten repertuar właśnie emocjonalnie bardzo go otworzył. To już nie jest tylko pokazywanie pięknego głosu, ale prawdziwe wcielanie się w postać.
Jako Lohengrina słyszałam go w Bayreuth, o czym tu oczywiście opowiadałam. Nie dotarłam jednak na ową wcześniejszą realizację drezdeńską – już nie pamiętam, z jakiego powodu. Teraz nadrobiłam więc zaległość. Sama inscenizacja jest zupełnie z innego gatunku – ta w Bayreuth była wysmakowana plastycznie (w końcu scenografię zaprojektował wybitny artysta), ale niedopracowana i dość enigmatyczna. W Dreźnie rzecz wystawiono w sposób tradycyjno-eklektyczny, wszystko jest tu jednoznaczne i oczywiste, nawet toporne. Beczała tu zadebiutował w tej roli i był to debiut naprawdę udany; dobrze też wypadały duety z Anną Netrebko, z którą są prywatnie zaprzyjaźnieni od lat. Ona co prawda z początku mnie jako Elsa nie zachwyciła, później jednak brzmiało to coraz lepiej. I tu także, jak w Bayreuth, rolę Telramunda wykonywał Tomasz Konieczny, tu jednak bez wątpienia był znakomity, świetnie też zagrał tę postać człowieka niezwykle ambitnego, zawistnego i agresywnego, a zarazem poddającego się wpływowi żony. W Bayreuth jego rola była jakoś pechowo ustawiona, trudno mi powiedzieć, co właściwie było nie tak, ale w wersji drezdeńskiej było naprawdę dobrze.
Do Beczały wracając. W wywiadzie zastanawia się, od kiedy wróci do pracy. Parę dni po naszej rozmowie odwołany został festiwal w Peralada w Hiszpanii. W Salzburgu intensywnie myślą o okrojonej wersji, decyzję ogłoszą 30 maja. A co z Met? Na stronie wisi następny sezon jeszcze bez uwag, ale Lebrecht podaje, że prawdopodobnie do końca roku w nowojorskich teatrach nic nie będzie się działo. Zobaczymy. Tymczasem na stronie Met można do jutrzejszego wieczora oglądać Rigoletta. Także z Beczałą.
Komentarze
A ja namawiam wszystkich do obejrzenia i posłuchania Bożeny Bujnickiej w szczecińskim „Guru” na vod ON. I mam nadzieję, że przed nią kariera międzynarodowa na którą zasługuje.
Dostęp do wywiadu z Beczałą jest darmowy dla prenumeratorów Polityki. Na szczęście mam prenumeratę.
Ciekawe, że już nie nagrywa dla DG…Sądziłem, że się związał kontraktem tzw. ekskluzywnym.
Cóż, kontrakt na wyłączność nie oznacza, że nie można go rozwiązać…
On chyba każdą ze swoich płyt wydał w innej firmie 🙂
Bożenę Bujnicką pamiętam, rzeczywiście jest niezła. Próbuje też sił w dziedzinie reżyserii, co niekoniecznie daje wybitne efekty, ale na pewno rozwija 🙂
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2019/09/15/haendel-wsrod-praskich-ziomali/
Guru pewnie obejrzę, ale już nie dziś, bo o 20. słucham Collegium 1704 na żywo:
https://festival.cz/en/
Tradycyjnie:
https://www.musicalamerica.com/news/newsstory.cfm?storyid=45140&categoryid=1&archived=0
Dziękuję PK za Collegium 1704. Jednak udaje się na żywo, w pandemii, choć wyglądało to kosmicznie:-)
No tak, ale bardzo miło. Ciekawe wnętrze – Pražská křižovatka, czyli centrum kulturalne w zdesakralizowanym kościele św. Anny, zainicjowanym ponoć przez samego św. Wacława, blisko Mostu Karola. (Jak ja tęsknię za Pragą, miałam tam być w tym roku dwa razy… 🙁 ) Muzycy jak zwykle świetni. Ciekawe, że prowadzący i solistka – nasza ulubiona Hana Blažíková – bez maseczek, a cała reszta i owszem. Ale wyglądało to tym razem bardziej pogodnie niż na tamtym koncercie w Rudolfinum – maseczki albo białe, albo z motywami roślinnymi (chyba?).
No i pięknie dobrany program. Responsoria na Wielki Tydzień Zelenki otoczone dwoma motetami Bacha i młodzieńczą Glorią Haendla.
Zabawne trochę rozmowy prowadzącego z Luksem, aż się uśmiechnęłam na to pytanie, czy Zelenka jest czeskim Bachem, czy Bach niemieckim Zelenką 🙂 Ale najbardziej mnie ubawiło, jak pan Havelka powiedział coś w tym rodzaju: dobrze, no to, Vašku, do roboty 😆
Pojutrze nadają z Brna, tym razem muzykę współczesną.
Tym razem maseczki wygladaly jak fartuszki kuchenne, z tymi czerwonymi wstazeczkami 🙂
Spiewanie w maseczkach jest zapewne dosc uciazliwe.
Nie oglądałam, niestety, całego, bo miałam wirtualny niemiecki w drugim pokoju:-) Ale nie, przygnębiające przez te maseczki to nie było, tylko takie odrealnione.
Po rekomendacji PK mieliśmy jechać na koncerty Schiffa. Byłam w Pradze tylko raz, jako nastolatka. Ale co tam, ile to osób całe życie spędziło w miejscu swojego urodzenia i byli szczęśliwi. Czytam sobie teraz właśnie o Ensorze, który tak mieszkał w Ostendzie. A, że Ostenda odrobinę przypomina, albo przypominała kiedyś, Sopot, to bardzo mi się podoba:-)
Na pewno. A już zwłaszcza Bacha, gdzie trzeba się nagimnastykować… Wspominałam sobie właśnie słuchając, jak śpiewałam Jesu, meine Freude – jeden z najukochańszych przez nasz chór utworów.
Lubię Ensora, taki teatralny.
W Pradze byłam kilka razy w różnych okresach życia. Pierwszy raz – jeszcze za głębokiej komuny, w czasach studenckich, też na Praskiej Wiośnie. Miałam wtedy zaszczyt być na recitalu Benedettiego… Pamiętam z tych czasów pusty Most Karola – przypomniałam sobie ten widok, w ostatnich latach niemożliwy, gdy pan Havelka prowadził inaugurację Praskiej Wiosny z dachu Rudolfinum. Bo ostatnio też był przecież pusty.
Ale teraz już mogą sobie nawet pójść na piwko 🙂
A jesteście pewni, że Collegium nagrywało dźwięk na tej właśnie filmowanej sesji, a nie wcześniej, bez maseczek? 🙂
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=8959QOu6zGI
@PK,
o, nie wiedzialem, że B. Bujnicka też się bierze za reżyserowanie. Zaskakujące, bo zwykle za reżyserowanie śpiewacy się biorą gdy się zaczynają problemy z głosem (ostatnio chyba Villazon najsłynniejszym przypadkiem) a Bujnicka to przecież młoda śpiewaczka dopiero na początku kariery wokalnej chyba…
Szanowne państwo już się zapewne zapoznało z wytycznymi dla instytucji kultury na najbliższe okresy bliżej niesprecyzowane (od precyzowania jest inny minister, ale on czegoś ostatnio przygasł jakby )?
https://www.gov.pl/web/kultura/instytucje-artystyczne
Czy ja coś mówię? Ja nic nie mówię. 🙂
Może tylko jedno pytanie: co ma mierzenie temperatury do danych osobowych i ich ochrony oraz przetwarzania? Czy chodzi o to, że będą mierzyć temperaturę w, excuses, odbycie? Chociaż to może być najmniej śmieszne w opisanym tam cyrku.
Z tego wszystkiego jeden smutny wniosek. Jeszcze długo się na koncertach nie spotkamy. O operze już nic nie mówię, bo to totalnie przegrana sprawa.
Wodzu, mierzenie temperatury a dane osobowe i ich ochrona – moze dotyczy to pytania co wolno zrobic mierzacemu jesli wykryje u kogos goraczke. To zdanie dotyczy „uczestników wydarzenia artystycznego”, tz ludzi ktorych tozsamosc jest znana organizatorom, a nie publicznosci.
A własnie, że nie.
Przez uczestnika w niniejszym dokumencie rozumie się członka publiczności, widowni, gościa wydarzenia artystycznego.
🙂
Będą legitymować przed czy po wetknięciu? 👿
Ale nie traktujmy tego jak źródła prawa, gdzie wszystko trzeba jakoś zinterpretować. To tylko takie uzasadnienie istnienia zespołu do spraw nadzwyczajnych.
Bendom legytymować po uzyskaniu odczytu wskazującego na spożycie pieronawirusa. Zawsze można spróbować „na fotoradar”:
Panie, a ten termometr to certyfikat GUM to ma?
Właśnie obejrzeliśmy rozpoczęcie Bergen International Festival:
https://www.fib.no/en/
Udaje się na żywo i to nawet bez maseczek, ale też i, niestety, bez publiczności. Dziś było kilka utworów zapowiadających. Wygląda ciekawie. Kompozytorem tej edycji jest Jörg Widmann. Będą też koncerty, podobnie jak dzisiejszy, z udziałem Leifa Ove Andsnesa.
O, zostawili to, będzie można obejrzeć. Nie wiem tylko, jak długo. Ja obejrzałam koncert Praskiej Wiosny z Brna w wykonaniu tamtejszej Orkiestry Muzyki Współczesnej. Też już bez maseczek (i bez publiczności oczywiście), w hallu tamtejszej opery. Ciekawy program – muzyka Olgi Neuwirth, Pascala Dusapin, Erkki-Svena Tüüra i młodego kompozytora czeskiego (34) Jana Ryanta Dřízala, który napisał na zamówienie festiwalu utwór Dzikość serca – tytuł inspirowany oczywiście Davidem Lynchem. Tak sobie słuchając tego myślałam, co też będzie w tym roku z Warszawską Jesienią. Może też będzie parę podobnych internetowych koncertów w wykonaniu polskich artystów, których w tej dziedzinie mamy naprawdę fajnych.
Nawiasem mówiąc, właśnie wspominałam wyżej, że bracia Czesi już mogą sobie na piwko iść, a tymczasem znów podniósł im się poziom zakażeń. Tak jak i u nas 🙁
Widzę, że wciąż wisi (Collegium 1704 zdjęli), to jak kto ciekawy, to może zajrzeć. Też pewnie zdejmą.
Idę spać. Teraz codziennie warczą mi za oknem od ósmej rano (poza weekendami) aż do 17. Trochę uciekam z domu, ale nie zawsze się da, bo trzy razy w tygodniu mamy firmowe zebrania zoomowe, no i poza tym robię sobie obiadki. Jakoś muszę przetrwać ten najbliższy miesiąc.
Wszystkie wydarzenia festiwalu norweskiego są darmowe, było to podkreślone. Norwegowie lubią inwestować w kulturę. Myślę, że zostanie.
Współczuję remontu i też kurzu z tym związanego. Dobrej nocy:-)
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=Lyzsps-nUv8
A dzisiaj na żywo z Carnegie Hall, wieczór poświęcony pamięci Lynna Harrella. Bardzo wielu wybitnych wiolonczelistów będzie brało udział, chyba ze swoich domów.
https://www.carnegiehall.org/Calendar/2020/05/21/Live-with-Carnegie-Hall-A-Tribute-to-Lynn-Harrell-0200PM