Zniewolone umysły
Obejrzałam w końcu Guru Laurenta Petitgirarda – prawykonanie w szczecińskiej Operze na Zamku, które można jeszcze obejrzeć do 23 maja. Myślę, że warto.
70-letni Petitgirard jest dyrygentem (prawykonanie Guru zresztą też poprowadził sam) i dość płodnym twórcą – napisał mnóstwo muzyki do filmów i seriali, ale też niemało muzyki symfonicznej i kameralnej. Opery – jak dotąd dwie; ciekawe, że i w przypadku tej pierwszej, Joseph Merrick dit Elephant Man, prawykonanie odbyło się na wschodzie Europy, czyli w Pradze. Guru miał być wystawiony w Nicei, ale ostatecznie trafił do Szczecina. Jaka może być tego przyczyna, trudno zgadnąć – czy w swojej ojczyźnie nie miał wystarczającej siły przebicia? Możliwe.
Muzyki słucha się dobrze. Jest bardzo francuska w kolorycie, harmonie miejscami przypominają Messiaena. Nie jest – przynajmniej mnie się tak wydaje – trudna, głównie dlatego, że jest bardzo dramatyczna (lata praktyki przy muzyce filmowej na pewno miały tu niemały wpływ); opisuje w końcu nader tragiczne wydarzenia. Inspiracją do libretta było słynne zbiorowe samobójstwo 909 członków sekty Świątynia Ludu w Jonestown z 1978 r. Autorzy (kompozytor jako pomysłodawca i Xavier Maurel, który libretto opracował) chcieli pokazać, w jaki sposób mogło do takiego samobójstwa dojść, ale też historia przez nich opowiedziana różni się od historii Jonestown, choć Guru z opery przypomina trochę Wielebnego Jonesa.
W operze Guru i jego kumple, Victor i Carelli, założyli sektę mając zbrodniczy i cyniczny zamiar pozbawienia jej członków majątku, by go sobie przywłaszczyć, a następnie doprowadzenia ich do zbiorowego samobójstwa w imię idei. Jednak Guru z czasem zwariował i rzeczywiście uwierzył w głoszone idee, a także w swoje posłannictwo. Próbuje z nim walczyć Marie (rola mówiona), próbuje przekonać ludzi, że są oszukiwani, jednak manipulacja ich umysłami okazała się na tyle skuteczna, że przekonać się nie dali i tym chętniej zażyli truciznę. Wcześniej jeszcze Guru morduje swoją matkę, Marthe, która również w ostatniej chwili przejrzała na oczy, a także Victora, który został przyłapany podczas ucieczki, oraz zszokowanego Carellego. Wreszcie zabija się sam, zostaje tylko Marie.
Widziałam recenzję, w której wytknięto inscenizacji Damiena Crudena statyczność – mnie się wydaje, że niesłusznie, że właśnie taka hieratyczność jest tu dobra, nie ma przegadania. Dobre też są głosy – Hubert Claessens w roli tytułowej (najwięcej roboty), tenor Paul Gagler (Victor) i bas Guillaume Dussau (Carelli), Marthe (Gosha Kowalinska), ale przede wszystkim Bożena Bujnicka jako Iris – matka dziecka Guru (który doprowadza do jego śmierci). Jej lament nad utraconym dzieckiem był jedynym miejscem w operze, kiedy publiczność próbowała klaskać, ale nie dało się, bo muzyka natychmiast popłynęła dalej. Zdecydowanie lepiej, żeby pani Bujnicka śpiewała niż reżyserowała…
Petitgirard pisał tę operę z poczuciem misji. Czy poczuliśmy się ostrzeżeni? Myślę, że ten spektakl obejrzeli lub będą oglądać ci, którym takie zniewolenie umysłów raczej nie grozi. Ale dobrze pamiętać, że sekty są wśród nas, a manipulatorów jeszcze więcej…
Komentarze
Mam podobne wrażenia jak PK po obejrzeniu. Wydaje mi się , że opera jest też dobrze napisana na głosy: śpiewacy mogą się popisać i mieć komfort, że wymogi partytury nie zniszczą ich instrumentów.
I pewnie dużo zbliżeń i montaż neutralizują ewentualną statyczość inscenizacji. Ale trzeba przyznać, że aktorsko wszyscy są przyzwoici.
Ciekawa historia z wystawianiem „Guru”…Czytałem, że w Nicei wszystko już było dopięte, ale zmieniła się dyrekcja. W paryskim TCE też już zaczeli przygotowania i projekt upadł. Jest za to nagranie firmy Naxos z tym samym wykonawcą roli tytułowej.
A odnośnie opery współczesnej to przed pandemią byłem w Deutsche Oper na światowej prapremierze „Heart chamber” Czai Czernowin. Świetna sprawa. Liczę, że dadzą w końcu streaming.
Chaja Czernowin (imię przez ch) jest świetną kompozytorką, choć na temat tej ostatniej opery słyszałam mieszane wrażenia. Też bym chętnie obejrzała, żeby się sama przekonać.
Następny utwór z nagrywanego albumu przez Chrisiana Li
Co za dzieciak !!!
https://www.youtube.com/watch?v=4A_fzZTpl8Q
@PK a tak, oczywiście, przez ch. Mnie się podobała całośc, bo i wykonanie zapewniono znakomite. Moim zdaniem jedyne do czego można się przyczepić to libretto. Sam koncept świetny, ale jednak trochę przegadany. Zdaje się, że libretto napisała sama kompozytorka.
Szalone Dni odwołane…
Czy Warszawska Jesień oficjalnie też?
Na platformie TW ON pojawił się „Anhelli” z Poznania
A ja dość przewrotnie napiszę na tym blogu, że dziś wieczorem żadna poważka. Słucham Trójki, na której nie ma dziś LP3. Są za to stare polskie piosenki i wielka bezradność i smutno bardzo.
Dobrze, powiem szczerze, siedzę i trochę płaczę, bo piosenki nie są wybrane przypadkowo np:
Nauczyli nas regułek i dat.
Nawbijali nam mądrości do łba.
Powtarzali, co nam wolno, co nie.
Przekonali, co jest dobre, co złe.
Odmierzyli jedną miarą nasz dzień.
Wyznaczyli czas na pracę i sen.
Nie zostało pominięte już nic.
Tylko jakoś wciąż nie wiemy, jak żyć
I nie ma żadnego głosu, bo nikt się chyba nie chciał podjąć. Sama muzyka.
O Warszawskiej Jesieni jeszcze nie słyszałam. Ale Szalone Dni Muzyki – owszem. Przełożone na przyszły rok, bo będzie Beethoven – jak wcześniej w tym roku.
Anhellego też chętnie posłucham.
A ja też dziś nie poważkę i też w związku z śp. Trójką – słuchałam rozmowy Manna i Trzaskowskiego (na fb tego ostatniego). Świetne to było! A że RT ma dużą wiedzę na temat, to dla mnie nie zaskoczenie, przecież wiadomo, kto był jego ojcem.
Frędzelki cytują Turbo…. do czego to doszło.
Obawiam się, że muzyka puszczana teraz w PR3 (w sensie dziś, w piątek wieczorem) jest przejawem ohydnego cynizmu, tak samo jak obrzydliwe i wymiotliwe było posiedzenie komisji senackiej. Ale może wreszcie coś drgnie.
A ja oglądam protest pod Trójką live. Właśnie teraz się kończy.
Będzie oczywiście podobnie za tydzień, bo powinna być LP3 no 2000….
To wszystko nie mieści się w głowie – szczególnie kiedy się jest już bardzo daleko od kraju. W najkoszmarniejszych snach nie wyobrażałam sobie, że może przyjść taki czas horroru.
Ale może coś drgnie…
Nie odczuwam Gostku, żeby to było cyniczne. Tam chyba duże zamieszanie. Myślę, że jest dokładnie jak w PRLu. Teksty są tak skrojone, żeby każdy mógł zinterpretować po swojej myśli, ale żeby też cenzura przepuściła.
Pani Doroto, w sprawie Studio 600 z marca… właśnie w programie nocnym BBC odtwarzano Officium Defunctorum Guillaume-Gabriela Niversa w wykonaniu Pani i Pani zespołu. Wszystkim polecam to wykonanie. Przepiękne…
https://www.bbc.co.uk/programmes/m000j7kk
No faktycznie… 2:01:08. Niesamowite. Dzięki, alexxx!
Bardzo proszę 🙂
Spiker zapowiedział, że utwór wykonuje polski chór, i dobrze, że Pani wspomniała o swoim zespole na blogu, bo bez tego to bym oczywiście tego nie znalazł…
@Frajde – nie. Wtedy był cały wspólnie myślący zespół. Teraz nie został nikt.
Moja osobista solówka jest o 2:26:43 – Libera me (górny głos). Poza tym wszędzie śpiewam najniższe doły 🙂
Gostku, jeśli naprawdę nie został NIKT, to masz rację. Trójka to był mój świat w dzieciństwie i czasach nastoletnich. Od kiedy słucham poważki już nie wracałam, aż do teraz. Ale po co by układali taką playlistę, żeby powiedzieć, że oni– Ci, którzy zostali – nie tacy źli.
Miał być jeszcze znak zapytania na końcu.
Nie wiem, czy absolutnie nikt już tam nie został, może zostało jeszcze parę osób, które np. mają dzieci i kredyty…
Jeszcze a propos Studia 600, to dokładnie rzecz biorąc miał on dwie kierowniczki: Aldonę Czechak i Dorotę Kozińską. Ja byłam tylko szeregowiec, więc zwrot „mój zespół” może tu mieć zastosowanie tylko w znaczeniu „zespół, w którym śpiewałam” 😉
Czasem się zapomina, że zanim „Dwójka” okrzepła jako stacja wyspecjalizowana w kulturze wysokiej – „Trójka” miała mocne osobowości radiowe prezentujące muzykę klasyczną. Pamiętam „bzika” Małgorzaty Pęcińskiej na punkcie Mozarta, audycje Piotra Orawskiego, Krzystofa Lipki… Wydaje mi się, że był tam też legendarny Jan Weber, który komentował konkursy chopinowskie. To chyba się nazywało „Trójka pod Księżycem” – pamiętam, że w podstawówce (jeszcze czasy PRLu ew. przełomu) sporo muzyki poważnej słuchalem i poznawałem właśnie w programie 3. Piszę o tym, bo można odnieść wrażenie, że legendę tej stacji tworzyła tylko LP, Niedzwiecki i redaktorzy od lekkiej muzy. Pózniej gdy powstała Dwójka w aktualnym kształcie muzyka klasyczna chyba zniknęła z Trójka a ja przestałem być jej słuchaczem.
Był też Piotr Nędzyński i jego „Opera tygodnia”. Codziennie kwadrans opery o 22.15. W nieosiągalnych dla zwykłego słuchacza nagraniach. Dzięki p. Piotrowi poznałam „Giovannę d’Arco” z Caballe, Domingiem i Milnesem… A dziś w „Domówce z Dwójką” Andrzej Filończyk, któremu z powodu pandemii nie udało się zostać najmłodszym polskim debiutantem w Met (na razie ciągle pozostaje nim Mariusz Kwiecień).
A no właśnie – pandemia także jemu zmieniła los… I chyba już nie będzie miał szans odebrać Kwietniowi tytułu.
Pamiętam „Operę tygodnia”. A czy program „Wielkie duety – wielkie wykonania” (nie jestem pewien czy taki był tytuł) też był w Trójce?
A swoją drogą: co się dzieje z Mariuszem Kwietniem? Mam wrażenie, że jego kariera, niezależnie od pandemii, jakoś mocno przystopowała…
Jakby pobutka:
https://www.youtube.com/watch?v=XI9Or8rE_Dc
Piękne 🙂 I pokaz prawdziwej fachowości, w każdym calu. Właściwie dalszy film już jest niepotrzebny…
Mariusz Kwiecień chyba w zeszłym roku znów miał jakieś kłopoty zdrowotne. No, a teraz pandemia, wiadomo.
Robercie, były „Słynne arie, różne wykonania” a później duety, ale to w Dwójce. Kwiecień nadal ma ten sam problem zdrowotny, co jednak nie tłumaczy jego nieobecności nawet na galach „At Home”. Jedną arię mógłby chyba zaprezentować, kłopoty nie dotyczą głosu. Zwłaszcza, że śpiewak juroruje, uczy.
Ogląda może ktoś Annę Radziejewską z Krzysztofem Trzaskowskim na żywo z Teatru Królewskiego w Łazienkach? Na yt POK. W programie Rossini.
https://www.youtube.com/watch?v=7FV9Lf9yDko
Skończyło się. Ale nadal wisi, nie wiem, czy zostawią – może tak. Warto – ona jest wspaniała! I barwnie komentuje.
Za tydzień Polska Opera Królewska organizuje kolejny streaming o tej samej porze, z tego samego miejsca – w programie duety mezzosopranowe Brahmsa i Dvoraka, śpiewają Aneta Łukaszewicz i Monika Ledzion-Porczyńska.
A jutro o 16. znów możemy się wirtualnie spotkać z panią prof. Lidią Grychtołówną. W programie tym razem Schubert, Chopin, Debussy, Schumann/Liszt. Jak zwykle na kanale yt Art and Progress Foundation.
Od razu zajrzałem. Wspaniały Rossini.
Zaiste śliczne. No i miło sobie przypomnieć anegdotki…
A w przyszłości chętnie posłuchałbym też duetów (np. Tankreda i Amenaidy) 🙂
Jan Weber stworzył i prowadził w Trójce swoją legendarną audycję „Reminscencje muzyczne”.
Tu będzie prof. Grychtołówna:
https://www.youtube.com/watch?v=RKc6TamgowA
Na razie znów mają jakiś kłopot z połączeniem.
Aktualny: https://www.youtube.com/watch?v=oDCyQPxvwJI&feature=youtu.be&fbclid=IwAR37khf5jX6ogfZkhb-gi4F7xyaaLOXL0FPUmV7RgBG4UDtwv7D8nFDU5fY
Czy to na serio, czy dla jaj? Paisibles?!
https://www.youtube.com/watch?v=Q4jy2wrjESQ
https://www.youtube.com/watch?v=OZm79_8qOGs
Zycze przyjemnej przechadzki – zachowujac dystans i umiar 😉
Widzę, że komentatorzy lekko zboczyli z tematu 😉 Wracając do Guru – świetne! Inscenizacja powiedziałabym dość „tradycyjna” (jak dla współczesnej opery) i dość bezpieczna (może właśnie dobrze, że bez „eksperymentów” skoro to prawykonanie). Muzyka genialna. Dużo słyszałam dobrego o odtwórcy głównej roli, ale wyszłam absolutnie zachwycona młodą sopranistką Bożeną Bujnicką! Bardzo mnie poruszyła. Zaciekawiona jej twórczością wybrałam się na wspomniany przez Panią spektakl w jej reżyserii. I ośmielę się z Panią nie zgodzić. Bardzo odważny, ale i niezwykle prawdziwy. Uderzyła mnie tragedia młodych ludzi, skrzywdzonych przez olbrzyma – tam dyrektora szkoły. Ciekawy zabieg. Z początku byłam zadziwiona, ale z biegiem czasu i wnikliwości w libretto odnalazłam niesamowitą głębię. Nie doczekałam się tylko tej debaty dla młodych ludzi. Szkoda. Szczytna idea, bardzo nowatorskie. Nie wiem dlaczego zdecydowano, że spektakl jednak od 16 roku życia… Moim zdaniem właśnie idealny dla młodzieży, bardzo aktualny. Oby więcej takich inicjatyw!
@ schwarzerpeter – no, w końcu to współczesny taniec dzikusów 😉
Mi się pierwsze „Forêts paisibles” dość spodobało, ale to też dlatego, że Sabine Devieilhe lubię.
Sabinka jest świetna 🙂
Własnie tylko dlatego – „Sabine Devieilhe lubię; płyta z Kossenka kreci sie na okragło” 😉 – na to zwrociłem uwagę!
Ukłony z – wreszcie wiosennego – Toronto.
Jak juz mowa o operze inaczej 😉 https://www.youtube.com/watch?v=4ZEzVbGzbNg
PS Dzis urodziny Beverly Sills.
Indes Galantes w wersji Krump bardzo mi sie podobaja, wyjatkowo adaptacja z sensem 🙂
Krotkometrazowy film w tej choreografii , nakrecony w 2017 przez rezysera Clémenta Cogitore, zdobyl rozne nagrody, o ile zrozumialam to zainspirowalo pomysl przedstawienia w ten sposob calej opery
Choreografia Bintou Dembélé.
(I znow myslalam o Wodzu, Indes Galantes mi sie podobaja? podoba? Pewnie mozna tak i tak? 🙂 )
COC puscilo Arabelle z Wall, Archibald i Koniecznym. Bylismy na zywo. 🙂
Mozna obejrzec do [naszej (GMT-4)] polnocy w srode, 27 V.
https://www.coc.ca/Vault?ref_src=wfbutton&utm_source=wordfly&utm_medium=email&utm_campaign=20-21VaultWeeklyE1-WiderPublic&utm_content=version_A
Daje jakies pojecie o wystawieniach w COC.
A wracając jeszcze do Sabinki, to pięknie towarzyszy Alexandre Tharaud w jego najnowszej płycie „Versaille”:
https://www.youtube.com/watch?v=KJ4d6HwkAqQ
Ja tu od straszenia Lisków jestem? 😳 Tak sądzę, można tak i tak, byle to potem powiedzieć lepiej, niż pan od muzyki filmowej w Dwójce w niedzielę. Konkretnie znęcał się nad kompozytorem o nazwisku Desplat. Francuska języka też trudna. Wszystko trudne, wszędzie idioci – to taka refleksja zawodowa związana ze środowiskiem muzycznym, bo w nim ostatnio robię. Bardzo przepraszam, już nie będę. 😛
W nazwiskach nie ma reguł i czasem wymawia się tak, jak noszący je tego pragnie, a nie tak, jakby się wydawało 😉
Obejrzałam tę Arabellę z COC, fajnie grana i śpiewana, inscenizacja też w porządku, tylko trochę to było męczące w oglądaniu, bo to jest właściwie czysto techniczna dokumentacja, kręcona jedną nieruchomą kamerą z oddali i z niezbyt satysfakcjonującym dźwiękiem niestety 🙁 Ale jakieś z grubsza pojęcie to dało.
Streamingi na następny tydzień:
https://www.musicalamerica.com/news/newsstory.cfm?storyid=45193&categoryid=1&archived=0
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=04EOUH3a8nQ
🙂 Raczej dobranocka zważywszy na tytuł, jeszcze przy tym wyrazistym ziewnięciu na słowie baillir… A głosik zabawny.
Ta pani właśnie, jak się okazuje, miesiąc temu zmarła (88 lat).
Wreszcie nie warczą mi za oknem! Może uda mi się dziś więcej posłuchać.
Pobutka, dobranocka, bez różnicy, przy obecnej pogodzie przysypiam co dwie godziny 🙂
To może energetyczna (przynajmniej z tytułu) nowość do posłuchania
https://www.youtube.com/watch?v=KghFbZSnj5g
Cień dziadka słyszalny 🙂
Nastepny koncert Filharmonikow Berlinskich 30-go maja: A tribute to Daniel Stabrawa
Tutaj o tym:
https://www.berliner-philharmoniker.de/en/titelgeschichten/20192020/daniel-stabrawa/
Pan Daniel niedługo idzie na emeryturę…
Dziś na Praskiej Wiośnie kolejny koncert na żywo – tym razem zagra tamtejsza Radiówka. Program czesko-polski: Pavel Haas, Krzysztof Penderecki, Dvořák i Janáček. A pojutrze jedyny chyba koncert, który został z poprzedniego programu (miałam na nim być), tak jak miało być – w Rudolfinum i z Mahanem Esfahanim jako solistą (mieszka w Pradze).
No i obejrzałam – ładnie. Tym razem muzycy grali już bez maseczek. Natomiast parę osób, które siedziało z boku (chyba realizatorzy), było w maseczkach. Dlaczego ci tak, tamci siak – trudno powiedzieć.
Studium na smyczki – owa kompozycja Pavla Haasa, której fragment prawykonania pod batutą Karela Ančerla znalazł się w propagandowym hitlerowskim filmie o Theresienstadt. Haas był najlepszym uczniem Janačka i w tym programie, zestawiony z młodzieńczą, jeszcze romantyzująco-klasycyzującą Suitą na smyczki swego pedagoga, był bardziej „janačkowy” niż sam Janaček, choć pogodniejszy, z reminiscencjami morawskimi. Zachwycił mnie nieznany mi Nokturn Dvořáka. No i jeszcze Penderecki, Adagio z III Symfonii w wersji na orkiestrę smyczkową.
Dlaczego ci tak, tamci siak – trudno powiedzieć
Może dlatego, że realizator to pracownik umysłowy, muzyk zaś umysłowo-fizyczny 🙂
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=HS3FZaMYckI
Lubię tę symfonię. Ciekawa interpretacja początku, z mocno wybitą partią pierwszych skrzypiec – zwykle aż tak się nie rzuca w uszy.
A tu sympatyczny koncercik: Rhapsody for your Blues by Eric Abramovitz, Associate Principal Clarinet/E-flat Clarinet TSO E-flat to Es Dur?
https://www.youtube.com/watch?v=KCyvAWhlpLs
To sie nazywa tutaj QUARANTUNES. 😉 🙂
PS @Frajde 26 maja 2020 12:12. Musze wyznac, ze Scott Ross i Jean Rondeau dosyc skutecznie zniechecili mnie do sluchania Rameau na fortepianie 🙁
Scotta Rossa nie znam. Jean Rondeau kojarzę raczej z klawesynem. Nie mam zatem skali porównawczej. Interpretacje Alexandra Tharaud po prostu lubię, zatem i Rameau mi się podoba.
Dzięki wszystkim. Trochę sobie obejrzałam – posłuchałam.
Poprawił mi się humor.
Śpijcie spokojnie z przyjemnymi snami. 🙂
@schwarzerpeter
To jest „klarnet Es” (w odróżnieniu od klarnetu „B” (czyli B-flat) i klarnetu A (na którym gra Woody Allen).
Różnice polegają (głównie) na skali instrumentu.
https://en.wikipedia.org/wiki/E-flat_clarinet
Mam wrażenie, że w tym utworze używał obu…
Tak czy siak, zdolny chłopak z tego Erica 🙂
@ Frajde – Scott Ross też klawesynista. Dlatego obaj zniechęcili schwarzerpetera do Rameau na fortepianie 😉
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=sF80IugcJ74
A to ciekawostka przyrodnicza 🙂 Tatar mieszkający w Kanadzie, a jeszcze do tego klezmer, i taka symfonia a la Prokofiew 🙂
https://en.wikipedia.org/wiki/Airat_Ichmouratov
E-flat to Es Dur? Sam sobie odpowiem 😉
E-flat major to Es dur; E-flat minor to es moll.
Nie wiem jak dotyczy to rodzaju klarnetu .
A. Ichmouratov – byl w Les Violons du Roy – ale, nie kojarze go; Bernard L. calkowicie zdominowal ten zespol, podobnie jak Yuli T. I Musici de Montréal.
Zawsze czegos sie mozna dowiedziec! 😉
E flat to dźwięk es, po prostu. Klarnetu to dotyczy w takim sensie, że na ten mniejszy od najpopularniejszego klarnetu B instrument pisze się partię o tercję wielką wyżej niż brzmi, a w przypadku klarnetu B – o sekundę wielką niżej. (Dźwięk b po angielsku nazywa się b flat, żeby było śmieszniej, bo samo b to h.)
Dziś wieczorem nie zraziłam się niechęcią do klawesynu i posłuchałam Mahana Esfahani z Praskiej Wiosny, na żywo. Była nawet jakaś publiczność w Rudolfinum. Taki koncert był możliwy, bo artysta mieszka na stałe w Pradze. Grał wprawdzie koncert Johanna Christiana Bacha, a nie Rameau oraz, co zwłaszcza ciekawe, koncert Michaela Nymana, napisany specjalnie dla Elżbiety Chojnackiej. Podobało mi się.