W Pradze z publicznością

No i udało mi się być chociaż na jednym koncercie Praskiej Wiosny, na którym miałam być. Co prawda wirtualnie, ale zawsze.

Tak samo miała grać w Rudolfinum PKF Praska Filharmonia, tak samo miał ją prowadzić młody zdolny dyrygent Jiří Rožeň, a jako solista miał wystąpić Mahan Esfahani. Program został trochę zmodyfikowany: zamiast późnego utworu Brittena Suite on English Folk Tunes była młodzieńcza Simple Symphony, a utwór Bohuslava Martinů Toccata e due canzoni został zastąpiony przez zgrabną II Serenadę. Tylko w przypadku pierwszego z dwóch wykonanych tego wieczoru koncertów klawesynowych zmieniono kompozytora: zamiast Haydna pojawił się Johann Christian Bach – jak dla mnie zmiana na ciekawsze. No i Koncert klawesynowy Michaela Nymana pozostał na swoim miejscu. Kompozycja programu pozostała więc interesująca, wykonanie dobre, a utwór Nymana wymagał od solisty niezłej kondycji – koncert Góreckiego w porównaniu z nim to zabawka, przede wszystkim o wiele krótszy (za to jednak chyba ciekawszy). Cały koncert na razie jeszcze wisi na stronie głównej festiwalu.

Widać pewien powrót do normalności: orkiestry grają już bez masek; podobnie było też tydzień temu na Gali Mozartowskiej. Wtedy też na widowni zasiadło z kilkadziesiąt osób – oni biedni musieli siedzieć w maseczkach. Jak tłumaczył wtedy prowadzący koncert Ondřej Havelka, ta publiczność składała się głównie z pracowników festiwalu oraz kolegów muzyków; podobnie zapewne było dziś (też z kilkadziesiąt osób) – w tej dużej sali robi to trochę smutne wrażenie, można by pomyśleć, że to próba do koncertu. Ale przynajmniej muzykom jest trochę przyjemniej, bo ktoś im wreszcie klaszcze i mają komu się kłaniać. Tak więc niby początek normalności – ale, jak się wydaje, raczej długiej nienormalności…

Nie wydaje się bowiem, że szybko powrócimy do pełnych sal; obawiam się, że nie nastąpi to przed upowszechnieniem szczepionki. A najpierw co? Modyfikacja programów, siedzenie w maseczkach i odstępach… muzyka poważna stanie się sztuką jeszcze bardziej elitarną. Wyznam też szczerze, że nawet jeśli pojawi się bardziej regularny rytm takich koncertów, to mnie jako krytykowi będzie dość głupio zabierać miejsce stęsknionym melomanom… Inna sprawa, że duża część widowni w tej dziedzinie należy do grupy ryzyka. No, sytuacja bez wyjścia po prostu. W Niemczech w czerwcu ruszają już takie koncerty – zobaczymy, jak to będzie.

Wracając jednak do Praskiej Wiosny – ujęła mnie historia Esfahaniego, urodzonego w Teheranie, mieszkającego przez pewien czas w USA, Londynie, wreszcie od czterech lat – w Pradze, gdzie zdążył jeszcze uczyć się u legendarnej Zuzany Růžičkovej. A dlaczego właśnie tu? Jak powiedział, gdzieś w końcu trzeba było osiąść. Nawet mówi już trochę po czesku. Dlatego też jako jedyny zagraniczny gwiazdor mógł tu w tym roku wystąpić. Jeszcze uchował się współczesny program zespołu z Brna, o którym tu wcześniej wspominałam – ten został wykonany bez zmian, tyle tylko, że w Brnie – oraz Podróż zimowa Schuberta w wykonaniu czeskiej międzynarodowej sławy wokalnej – basbarytona Adama Plachetki.

Koncerty są stopniowo wrzucane na kanał YouTube festiwalu. Jeśli więc ktoś nie słyszał koncertu Collegium 1704, to może go tam znaleźć, a naprawdę warto. Jeszcze kilka koncertów, w tym trochę na żywo, a trochę przypomnianych; jeśli zaś chodzi o naszego ulubionego Sir Andrása, to we wtorek zostanie przypomniany jego występ z 2008 r. Zawsze coś.