POK wraca do korzeni WOK

Byłam na pierwszej postpandemicznej premierze operowej. Tak się złożyło, że wystawione zostało to samo dzieło, które było pierwszym wykonanym przez Warszawską Operę Kameralną.

Było to 59 lat temu, dokładnie w tym samym miejscu – Teatrze Królewskim w Łazienkach. Tak jak dziś, w zespole grało 7 osób, już pod nazwą Musicae Antiquae Collegium Varsoviense. Śpiewał nie byle kto, bo Bogna Sokorska (Serpina)  i Bernard Ładysz (Uberto). Reżyserowali Joanna i Jan Kulmowie; ona też sporządziła tłumaczenie, więc śpiewano po polsku. Niemą rolę służącego Vespone odgrywał sam Bronisław Pawlik.

Czy Polska Opera Królewska planując La serva padrona Pergolesiego jako swoją pierwszą po przerwie premierę operową celowo nawiązała do początków instytucji, z której wyrosła? Trochę, ale niekoniecznie – chodziło przede wszystkim o to, by wybrać coś krótkiego, na najwyżej godzinkę (bo ile może wytrzymać publiczność w maseczkach) i z jak najmniejszą ilością wykonawców. Dodatkowy związek z historią WOK przynosiła tu Jitka Stokalska, która co prawda przyszła tam kilka lat później, lecz dziełko Pergolesiego wystawiała tam również, np. w 2008 r., potem w 2013 r. na zamku w Pszczynie (program uzupełniały wówczas utwory Haendla i oczywiście Telemanna), a później także w Warszawie. Po paru latach, kiedy ówczesny dyrektor WOK Jerzy Lach próbował odmrozić scenę marionetek, dzieło pojawiło się w tej wersji – również w Łazienkach, w reżyserii tego samego Lesława Piecki, który wystawiał to w WOK wcześniej, w 1986 r. A zza kulis śpiewali soliści.

Sławomir Jurczak uczestniczył zarówno w spektaklach w Pszczynie i potem w Warszawie, jak w owym marionetkowym. Dla Agnieszki Kozłowskiej to też nie była nowość. Nowością było, że oboje dzisiejsi soliści byli asystentami pani reżyser – zwłaszcza Jurczak podejmuje te zadania coraz częściej. Dekoracje w starym dobrym stylu (jeżdżące parawany-zasłony, pojedyncze meble, jak łóżko czy fotel, panorama Neapolu w tle) wyczarowała Marlena Skoneczko, a ruchem scenicznym zajęła się Alisa Makarenko, dawna studentka Jitki Stokalskiej. Dużą tu rolę mieli trzej mimowie (w tym kolejny weteran WOK Jerzy Klonowski) – rozmnożona rola Vespone. A zespół to była oczywiście Capella Regia Polona.

Bardzo sympatyczne jest to przedstawienie, lekkie i dowcipne, dokładnie godzinne, grane z małą przerwą na strojenie zespołu. Soliści byli wyraziści, czysta commedia dell’arte. Zwłaszcza Jurczak w roli safanduły Uberto, któremu harda służąca wchodzi na głowę, jest bardzo przekonujący. Za tydzień zagra druga obsada, złożona z młodych – Agnieszki Klimczak (zwykle zajmującej się muzyką współczesną, studentki Anny Radziejewskiej, ale też… córki dyrektora POK) i Pawła Michalczuka. Dla nich będzie to w tych rolach debiut – ciekawe, jak wypadną.

Dziś dla odmiany wybrałam się z maseczką i jest to rozwiązanie o tyle wygodniejsze, że człowiek jej sobie tak bez przerwy nie poprawia jak przyłbicy. Ale też nie jest to komfortowe. Sama nie wiem, co lepsze – na krótszą metę chyba jednak maseczka.