Z proMODERN w roli głównej

Lubelskie Kody, przesunięte z maja, okrojone i pandemiczne, rozpoczęły się koncertem w sali miejscowej filharmonii.

Już kolejna edycja Kodów odbywa się poza Centrum Spotkania Kultur, które leży typowym pisowskim odłogiem. Sama sala CSK nie jest zresztą nadzwyczajna dla klasyki, ale ciekawa jest w ogóle przestrzeń tego budynku, w której wykorzystywane były różne miejsca. Z kolei sala filharmoniczna też jest niedobra, ale o włos lepsza. Wszystkie poza tym koncerty festiwalowe będzie można odwiedzać w siedzibie organizatorów – Centrum Kultury, gdzie funkcjonuje również Ośrodek Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych Rozdroża. Miejsca jest tam mniej, ale i publiczność pandemiczna jest mniejsza, choć dziś na frekwencję nie można było narzekać. No i jest jeszcze streaming w sieci, po raz pierwszy w historii imprezy.

Festiwal jest w tym roku całkowicie polski, zarówno jeśli chodzi o wykonawców, jak w kwestii programu. Ale czy to szkodzi? Mamy znakomitych muzyków, ciekawie jest też w dziedzinie kompozycji. Najbardziej ciekawi mnie projekt jutrzejszy, ale i dzisiejszy koncert intrygował także pod względem formalnym. Składał się z krótkich utworów i miedzy nimi epizodów o funkcji przerywników. Te ostatnie to były improwizacje orkiestrowe Fantomy pod kierownictwem kompozytora – Jerzego Kornowicza (orkiestra – smyczkowa część Sinfonii Iuventus w ilości 20 osób), a także przerywniki elektroniczne Rafała Ryterskiego.

Utwory pomiędzy nimi śpiewał perfekcyjny jak zawsze zespół proMODERN. Dwa z nich – to już klasyka: Ecloga VIII Krzysztofa Pendereckiego, pierwotnie napisana na męski zespół wokalny (a konkretnie dla King’s Singers) oraz urocza, niespodziewana miniaturka Lord Tennyson Song Witolda Lutosławskiego, odnaleziona w papierach po kompozytorze w Archiwum Paula Sachera w Bazylei i zupełnie dla jego twórczości nietypowa. Inne powstały na zamówienie zespołu: sky-me, type me Jagody Szmytki i Comfort Zone Wojciecha Blecharza, oba z bardzo efektownymi sposobami prezentacji głosów, z udziałem również elektroniki.

Na koniec i orkiestra, i wokaliści w utworze Zygmunta Krauzego Copernicus – Our Planet. Trochę mam z tym utworem kłopot: napisany bez dwóch zdań ze szlachetnych pobudek, jednak mnie jakoś nie przekonuje. Tekst wzięty z listu Kopernika do papieża Pawła III oraz pojedyncze słowa z tekstów porozumienia Paryskiego Szczytu Klimatycznego, wypowiadane i wyśpiewywane po polsku, rzucone na typowo „Krauzowskie”, urywane i dramatyczne motywy w orkiestrze – jak dla mnie brzmi to wszystko trochę łopatologicznie. Ale kryzys klimatyczny faktem jest i kompozytor dał w tej sprawie głos chyba jak najbardziej szczerze.