Jak zgrzyt żelaza po szkle…

Od kilku lat modne są na YouTube filmiki nawiązujące do tzw. ASMR. Dziś do tej mody dołączył się Royal String Quartet w ramach Sacrum Profanum.

Cóż to jest ASMR? Poprzez szepty (na bliskim mikrofonie) i szmery z pocierania, gniecenia i drapania różnych przedmiotów próbuje się wywołać „mrowienie mózgu” i wynikający z niego efekt odprężenia. Ludzie szukają tych filmików, żeby się zrelaksować. Ale nie wszyscy reagują na to tak samo – te dźwięki bywają drażniące. Np. dla mnie. Posłuchawszy trochę tych filmików zrozumiałam określenie mojej siostry, jeszcze bardziej wrażliwej w tej dziedzinie niż ja: drapanie po nerwach. Zastanowiłam się, czemu mnie nie drażnią różnego rodzaju szmery na koncertach muzyki współczesnej, ale tych na żywo, a w sieci i owszem – i doszłam do wniosku, że to przez słuchawki, które wywołują efekt szkła powiększającego. Ten godzinny koncert wytrzymałam, ale dość mnie znużył.

ASMR-owe były właściwie tylko dwa środkowe utwory: Mikołaja Laskowskiego Deep Relaxation vol. 8: Do It To Yourself, napisany specjalnie na tę okazję, oraz wcześniejsze Liminal Studies. Part 2 Wojtka Blecharza. Zwłaszcza ten pierwszy, wręcz w konwencji filmików ASMR-owych: najpierw kompozytor (bo chyba to był on – przekształcona komputerowo „gadająca głowa” pojawiła się na tle siedzących przy stole instrumentalistów) wyszeptał kilka zdań wstępu, namawiając do przygotowania przez słuchacza określonych przedmiotów typu gąbka czy szczoteczka do zębów (przyznam się bez bicia, że nie zrobiłam tego, bo musiałabym przecież zdjąć słuchawki i udać się do łazienki), a później powtarzania jego ruchów, z którymi kontrapunktowały dźwięki wydawane przez muzyków w równie niekonwencjonalny sposób. Gąbka, grzebień, pędzel i różne tam takie, powtarzające się w tego typu filmikach, wywołały we mnie refleksję, że chyba to wszystko wzięło się stąd, że ktoś chciał zbadać, dlaczego ludziom jest tak przyjemnie u fryzjera. Utwór Wojtka Blecharza był już czysto dźwiękowo-szmerowy, bez słownych wstępów.

Ciekawe było zestawienie tych dwóch kompozycji z Quartetto per archi młodego Pendereckiego (1960), zagranym na początku, w opisie koncertu nazwanym „meta-ASMR” – niby coś w tym jest, bo też składa się ze szmerów, stukań w pudła rezonansowe, zgrzytów po strunach, ale jednak to jest zdecydowana, zwięzła konstrukcja. Całkowite przeciwieństwo pojawiło się na zakończenie – Navigations for Strings Alvina Luciera, czysto minimalowa kontemplacja w obrębie sekundy. I tak przez cały kwadrans.

Trochę wypadłam z opisywania Sacrum Profanum z powodu najpierw pisania tekstu, a potem słuchania Nowaka oraz smutnych wiadomości, i nie wspomniałam o paru koncertach: świetnym solowym występie flecistki Ewy Liebchen z elektroniką i multimediami, ironiczno-ekologicznym koncercie zespołu Kompopolex i ćwiczeniach Barbary Kingi Majewskiej z Marcinem Maseckim (dosłownie: każde z nich grało czy śpiewało ćwiczenia, raz tylko przez chwilę wykonali razem pieśń Richarda Straussa). We środę – Formy żeńskie, wersja koncertu z Warszawskiej Jesieni z dodanym jeszcze nowym utworem Teoniki Rożynek.

PS. NOSPR wprowadza kameralny cykl Koncerty w porze lunchu, czyli o 13 – pierwszy koncert jutro. Grają muzycy orkiestry. Będzie można go posłuchać tutaj.