Oresteja – tylko taka!
Podobnie jak w przypadku Bildbeschreibung, Oresteja Agaty Zubel nie potrzebuje właściwie inscenizacji. Wszystko jest w muzyce.
Utwór był wynikiem zamówienia, jakie Opera Narodowa w ramach istniejącego wówczas cyklu Terytoria, poświęconego operom współczesnym, a także mniej znanym dwudziestowiecznym, złożyła duetowi Agata Zubel – Maja Kleczewska. Było to konsekwencją wspólnego projektu Between na głos, elektronikę i tancerzy (2008 r., premiera w 2010 r.; głos dała oczywiście sama kompozytorka), a wystawiono ten utwór w jednym spektaklu z Sudden Rain Aleksandra Nowaka (pisałam o tym tutaj).
Miała więc powstać „dramatoopera”, jak obie artystki to określiły. Stało się inaczej: muzyka została zepchnięta na margines, a na pierwszy plan wyszło… no, co? Czytając recenzje z tego spektaklu (premiera odbyła się w 2012 r.) widzę, że miałam szczęście, że się na to nie wybrałam, patrząc nawet na same tytuły: „Okropeja”, „Oresteja Kleczewskiej, czyli wymiot teatralny”, „Wiele hałasu o nic”, „Patologia w domu Atrydów”… Krytycy zjechali to od góry do dołu, a wgłębiając się w treść recenzji dowiedziałam się, dlaczego. Wszyscy uznali, że to najgorsza realizacja tej reżyserki, ale przy tym wszyscy podkreślali walor muzyki i uważali, że szkoda jej na takie przedstawienie.
Jedynym więc dla niej ratunkiem były wykonania koncertowe. Jedno odbyło się w Studiu im. Lutosławskiego w 2017 r. i zostało wyemitowane na antenie radiowej Dwójki w maju zeszłego roku. Jesienią wykonano też Oresteję we wrocławskim NFM. Dziś zagrano ją w mojej ulubionej (pustej) sali, czyli NOSPR (bardzo się stęskniłam, nie byłam tam już ponad rok…) pod batutą Szymona Bywalca. Niestety była to tylko transmisja na żywo, nie można już tego koncertu obejrzeć – ale było warto. Nie tylko słuchać, ale i oglądać – światła też były zaprojektowane z myślą o pokazie online.
W niesławnej pamięci spektaklu reżyserka dodała uwspółcześnioną warstwę, w tym wiele wulgaryzmów w słowie i obrazie. Po wyrzuceniu tego wszystkiego i pozostawieniu samych tekstów z Orestei oraz muzyki Zubel pozostał (wreszcie) czysty, prawdziwy dramat, który już właściwie sceny teatralnej nie potrzebuje, a jeżeli, to tylko takiej, która by szła za muzyką i tekstem. Szepty i krzyki chóru (znakomity Chór Polskiego Radia), splecione z perkusją i elektroniką, a na tym tle śpiewacy i przede wszystkim recytująca, ogromnie sugestywna Danuta Stenka, w I akcie wcielająca się w rolę Klitajmestry, a w drugim – Orestesa. Muzyka osaczająca, gęsta, budująca napięcie. W drugim akcie do tego niezwykły efekt osiągnięty prostym środkiem – delayem, tj. sytuacją, gdy solistka, solista czy chór są w kanonie sami ze sobą, czyli ze swoim nagraniem; to daje jeszcze większe zapętlenie emocji.
Niestety jedyna ilustracja muzyczna, jaką mogę tu dać, to wideoklip, który powstał dwa lata temu (nie ma on nic wspólnego ze spektaklem Kleczewskiej ani z wersją koncertową, ale soliści i chór ci sami). I jeszcze malutka próbka dźwiękowa ze strony kompozytorki.
Jutro Agatę Zubel czeka kolejne ważne wydarzenie: prawykonanie utworu Triptyque w wykonaniu Ensemble Intercontemporain (to już trzeci jej utwór dla tego zespołu) w ramach paryskiego radiowego festiwalu Présences. Koncert zostanie odtworzony 24 marca we France Musique i w naszej radiowej Dwójce. Dla frankofonów tutaj wywiad z tej okazji z kompozytorką.
Komentarze
Off topic, ale zacny. Z okazji płyty, jutro w Newsweeku (albo już dziś online) tekst–wywiad Jacka Hawryluka z Piotrem Anderszewskim:
https://www.newsweek.pl/kultura/recenzja-johann-sebastian-bach-well-tempered-clavier-piotr-anderszewski-warner/g281n68
Są tam takie smaczki, jak to sformułowanie:
„Nie rozumiem jednak dlaczego, gdy wreszcie dana nam jest chwila ciszy i spokoju, nie możemy wytrzymać jednego dnia by czegoś o sobie światu nie powiedzieć? Dlaczego w czasie przeznaczonym na refleksję koniecznie nadal musimy robić wokół siebie hałas?”
Bardzo mnie to przekonuje. W dużym kontraście, choć pewnie nie celowo, do innego znanego muzyka. Taka postawa to jeden z powodów, dla którego tak lubię i szanuję PA. Żeby żyć pełnią, trzeba mieć czas, żeby to życie przemyśleć.
Frajde, Jakie to proste i uczciwe. Ten cytat powinien stanowić motto… Już nic nie mówię.
W pełni się z tym zgadzam. Latem rozmawialiśmy też o tych dobrych stronach pandemii – możliwości zatrzymania się, refleksji nad światem, wejrzenia w głąb siebie.
Streamingi na ten tydzień: https://www.musicalamerica.com/news/newsstory.cfm?storyid=46996&categoryid=1&archived=0
A w sobotę wybieram się na pierwszą w tym roku premierę operową 😉 Oczywiście w zależności od pogody, miejmy nadzieję, że już nie będzie tak jak dziś.
Mogłabym też na piątek pojechać do Gdańska, ale na razie dam sobie spokój. Koncertowe wykonanie Fidelia w Operze Bałtyckiej będzie hybrydowe i będzie możliwość obejrzenia go również w sieci.
Panie Dariuszu, tylko nie potrafię z tonu Pana zdania wyczuć, czy Pan się z tym zgadza, czy raczej trochę ironizuje.
https://slippedisc.com/2021/02/us-tenor-in-vienna-hospital-with-covid/
Dopiero co śpiewali oboje we Wrocławiu… mam nadzieję, że to nie u nas się zaraził. Patrząc na terminy, to nie jest bynajmniej wykluczone…
Frajde, Jak najbardziej, zgadzam się z tym, co mówi Piotr Anderszewski. On jest wspaniałym artystą i nie potrzebuje dodatkowej, zbędnej otoczki i spektakularnych wywiadów podbijających statystyki oglądalności.
Nowość w sieci – portal związany z niemieckim magazynem muzycznym „Crescendo”. Dużo różności do obejrzenia i posłuchania.
https://foyer.de/
Prawie już się zadomowiłam we foyer. Tylko postałoby się w kolejce po napoje 😉 „Crescendo” miewało pomysły lepsze (numery tematyczne) i gorsze (plotkarski newsletter). Portal zalicza się do tej pierwszej grupy. Muzyczne menu – do wyboru, do koloru. Już się cieszę na kilka zapowiedzianych transmisji / programów, większość do obejrzenia o dowolnej porze. Przyznam, że przyzwyczaiłam się do elastyczności w tym zakresie, słucham dzięki temu więcej, ale niestety umknęła mi m.in. „Oresteja” w Dwójce.
Ze stałych terminów warte uwagi bywają poniedziałkowe wieczory w operze w Monachium. W ubiegłym tygodniu ujęła mnie Camilla Nylund w „Czterech ostatnich pieśniach” Straussa, dyrygował Zubin Mehta. Z pewnym sceptycyzmem za to włączyłam w piątek dość posępny program z bawarską radiówką, ale warto było dla „Kindertotenlieder z Gerhaherem, też live. W najbliższą sobotę rozterka – premiery operowe w Monachium i w Berlinie. Osiołkowi w żłoby dano 🙂
Napoje we własnym zakresie… 😉
Fakt, dużo tego dobrego. Chyba już jesteśmy trochę rozpieszczeni.