Młodzi we Wrocławiu

Opera Młodych to jeden z istotnych projektów obecnej – właściwie wciąż jeszcze nowej, bo sezon mieliśmy nader skrócony – dyrekcji Opery Wrocławskiej. Dlatego w obu obsadach Così fan tutte możemy podziwiać młodych śpiewaków.

Chodzi o to, by rozpoczynający dopiero solową karierę mieli możność zaprezentować się publiczności. Dzisiejsza obsada to już ludzie z pewnymi sukcesami, nagrodami na konkursach, występami zagranicznymi. Jutro pojawi się parę osób mniej zaawansowanych w karierze. Dzisiejszy skład pojawi się jeszcze 6, 10 i 12 czerwca, a jutrzejszy – 11 i 13 czerwca.

Może właśnie ze względu na stosunkowo niewielkie doświadczenie części solistów inscenizacja nie jest bardzo wydziwiona, można powiedzieć, że to wystawienie „po bożemu”. Zwłaszcza jak na André Hellera-Lopesa, który wrocławskiej publiczności dał się poznać jako reżyser Don Giovanniego w szpitalu psychiatrycznym (ja tego spektaklu nie widziałam, ale pomysł wydaje mi się dość banalny, ileż już było tych psychiatryków w operze…), a publiczności Opery Śląskiej w Bytomiu – jako realizator młodzieńczej opery Mozarta, La finta giardiniera, który umieścił ją w bibliotece i spędził do niej wszelkich książkowych detektywów z tymi stworzonymi przez Agathę Christie na czele (też nie widziałam). W dzisiejszym przedstawieniu ekstrawagancją jest jedynie przygotowanie dwóch scenografii i losowanie monetą podczas uwertury, która zostanie pokazana. Dziś padło na wystawienie „współczesne”, co polegało na tym, że w tle pojawiły się malarskie pejzaże Neapolu z Wezuwiuszem w centrum, a w mobilnej dekoracji w stylu klasycystycznym (która zapewne służy obu wersjom) pojawiają się współczesne dizajnerskie meble o kolorystyce jak z Almodóvara (zwłaszcza z tego najnowszego filmu). Bohaterki – Fiordiligi i Dorabella – noszą sukienki dość uniwersalne, a „Albańczycy” przypominają raczej bojowników Państwa Islamskiego.

Wszyscy dziś śpiewający mieli głosy ciekawe, choć wydają się jeszcze nie całkiem doszlifowane, co dotyczy zwłaszcza sióstr Fiordiligi (Sonia Warzyńska-Dettlaff) i Dorabelli (Elwira Janasik). Słychać jednak, że mają duże zadatki. Bo co do Despiny – Marii Rozynek-Banaszak – wątpliwości nie ma: jest świetna i wokalnie, i aktorsko. Ale to już solistka bardziej doświadczona, stała członkini wrocławskiego zespołu. Gospodarzy reprezentował też Don Alfonso – Tomasz Rudnicki. Pozostali to również goście: Adrian Domarecki (Ferrando) ma tenor ładny, choć o niewielkim wolumenie, a Paweł Trojak (Guglielmo), który niedawno wygrał kilka konkursów (słyszałam go na tym w Lublinie), bardzo się przez te parę lat rozwinął.

Trochę mam pretensje do dyrygenta Adama Banaszaka (którego skądinąd pamiętam z ciekawych przedsięwzięć w Poznaniu), że momentami wręcz pędził, w efekcie czego Fiordiligi nie była w stanie w swojej arii zaśpiewać triolek, a w zakończeniu I aktu też nie wszystko zostało wyśpiewane. Rozumiem, że chodziło m.in. o to, by nie przeciągać, bo spektakl grany jest bez skrótów, [prawie – korekta] wszystkie arie są wykonywane, a wszystko razem trwa równe trzy godziny.