„Szopenoodwyk”?…

(Termin copyright by Gostek Przelotem) – w ramach takowego poszłam dziś na koncert kameralny do FN. Ale po powrocie nie wytrzymałam i włączyłam transmisję z NOSPR.

Koncert w filharmonii był świetny, ale trochę dziwnie się czułam – odzwyczaiłam się od publiczności poniżej stu osób, i to na sali kameralnej. W tym grupa seniorów, a także uczniów (i świetnie).

Messages Quartet – nazwa pochodzi od podtytułu II Kwartetu smyczkowego Andrzeja Panufnika – jest jednym z lepszych polskich zespołów młodego pokolenia. Członkinie (to kolejny wyłącznie żeński kwartet) nauczają na uczelniach katowickiej i krakowskiej, ale też intensywnie występują w różnych krajach, otrzymały kilka nagród na konkursach, wydały parę świetnych płyt – jedną z muzyką Szymona Laksa, drugą – z kwartetami Panufnika, Moniuszki i Pendereckiego. Teraz przygotowują nową płytę w kwintecie z pianistką Julią Kociuban, również cenioną i bywałą w świecie, związaną z Akademią Muzyczną w Łodzi.

Właśnie autorstwa dwojga kompozytorów urodzonych w Łodzi utwory zostały dziś wykonane. Zgodnie z zainteresowaniami zarówno pianistki, jak zespołu. Julia Kociuban nagrała dla firmy DUX z orkiestrą Filharmonii Łódzkiej pod batutą Pawła Przytockiego koncerty fortepianowe właśnie Grażyny Bacewicz i Aleksandra Tansmana. Że ma temperament i dryg do tej muzyki, udowodniła jeszcze na debiutanckiej solowej płycie, gdzie obok II Sonaty Bacewicz są Kreisleriana Schumanna oraz Andante spianato i Wielki Polonez Chopina. Zespół również ma w repertuarze zarówno klasykę, jak muzykę XX wieku i muzykę współczesną.

Oba kwintety Bacewiczówny to już klasyczny repertuar, pierwszy z nich, z 1952 r., czyli jeszcze z okresu neoklasycznego, jest przebojem (zwłaszcza Presto, jeden z najbardziej zgrabnych oberków w jej twórczości), drugi, o 13 lat późniejszy, jest grywany rzadziej – kompozytorka próbowała wówczas innej, bardziej aktualnej stylistyki, budując nastroje i tajemnicze brzmienia, by od czasu do czasu osunąć się w typową dla siebie stylistykę tanecznych rytmów i cierpkich harmonii. Oba utwory pamiętamy zwłaszcza z niesamowitego wykonania pod egidą Krystiana Zimermana; można ich nawet posłuchać na YouTube: tutaj i tutaj. Ale trzeba powiedzieć, że i dzisiejsze wykonanie było świetne, z pasją.

Bardziej jednak intrygowało dzieło nieznane chyba dotąd u nas – Musica a cinque Aleksandra Tansmana; nagranie, które artystki przygotowują na nową płytę, będzie pierwszym. Utwór pochodzi z 1955 r., a więc z czasu, gdy kompozytor wrócił już do Paryża z wojennej amerykańskiej emigracji. Dlatego też zapewne w wolniejszych częściach utworu można wysłyszeć pewien posępny cień. Ale te szybkie – to typowy dla kompozytora rytmiczny pęd z barwnymi, jazzowymi harmoniami. Zarówno Bacewicz, jak i Tansman to były osobowości pozytywne, o naturalnym optymizmie, wiele ich stylistyki łączyło. Cieszę się więc z tej zapowiadanej płyty.

A kiedy wróciłam do domu – koncert trwał niedługo, bo bez przerwy – oczywiście nie wytrzymałam i włączyłam transmisję z NOSPR, ale cofnęłam ją od razu do początku, żeby posłuchać Evy Gevorgyan. I stwierdzam, że i słuchana z komputera jest znakomita. Zwłaszcza przy ostatniej części Sonaty b-moll, tych podmuchach wichru, ciarki chodzą. Bruce też pięknie, choć najwyraźniej już trochę zmęczony, ale swobodny, wciąż ten jego Koncert żyje. Jak przeżyje ten maraton, to już będzie dobrze.