Zakończenie tryptyku
Albo trylogii, bo Tryptyk śląski kojarzy się raczej z Lutosławskim. W każdym razie usłyszeliśmy wczoraj finał cyklu wspólnych dzieł Aleksandra Nowaka i Szczepana Twardocha.
Ostatnia część wróciła na Śląsk – jak libretto do pierwszej jest destylatem Dracha, tak do tej wywodzi się z wydanej w zeszłym roku powieści Pokora. Jednak wywodzi się w inny sposób. Tytuł książki jest zarazem nazwiskiem bohatera-narratora, Aloisa, i jego postawą życiową, zwłaszcza do obiektu jego obsesyjnej i masochistycznej miłości – Agnes. Ale w książce jest dynamika akcji, co więcej – w finale Alois ostatecznie z tego układu się wyzwala, choć tylko po to, by stracić wszystko, co dla niego ważne, a zaraz potem i samo życie, w sposób przypadkowy i bezsensowny.
Tu mamy tylko przedstawienie samego układu sado-maso: Agnes (Joanna Freszel, która wystąpiła w czerwonej sukni, jak to domina) powtarza co jakiś czas emfatyczny zwrot „Na kolana” i wygłasza monolog pełen nieskończonej pogardy dla swego absztyfikanta, bo przecież nie kochanka nawet. Towarzyszy jej rozemocjonowana orkiestra. Alois (Sebastian Szumski) śpiewa po śląsku i po niemiecku o swojej miłości, ale też o wojnie, o błocie, okopach i oddziale, którym dowodzi. Jemu z kolei obok orkiestry towarzyszy przede wszystkim akordeon (świetny Maciej Frąckiewicz), który ma też solowy wstęp do całości. Tyle pierwsza część. Druga to dialog między bohaterami, który rozgrywa się jakby po śmierci, jest ustaleniem tego układu, który niesie unicestwienie bohatera, ale też przypomnieniem głównej tezy Dracha – że nic nie ma znaczenia. Akompaniament jest tu wstrząsający, dzieło zapada się w jakiś straszny chłód. Śmiertelny.
W sumie więc Pokora jest bardziej zakończeniem cyklu niż samodzielnym dziełem. O ile Drach i Syrena mogą egzystować osobno, to Pokora moim zdaniem w dużo mniejszym stopniu – co oczywiście nie umniejsza jej walorów. Ze względów czysto logistycznych tegoroczny Auksodrone przedstawia całość cyklu w odwrotnej kolejności – przyznam, że taki odbiór też nie jest łatwy, ale przynajmniej dwóch poprzednich dzieł nie będziemy słuchać w serialach, jak to wcześniej miało miejsce. W sobotę 13 listopada o godz. 20 w radiowej Dwójce zostanie odtworzona Pokora, można sobie wówczas w zasadzie przestawić kolejność na właściwą, bo oprócz płyty z Drachem Anaklasis wydało właśnie płytę z Syreną. Syreny będziemy słuchać dziś – pierwszy raz usłyszę ją na żywo na sali.
Ale Auksodrone to jeszcze dwa inne nurty. O 18. są koncerty z muzyką twórców tzw. Pokolenia 51. To trójka kompozytorów również ze Śląska, która swoje pierwsze kroki stawiała na pamiętnym festiwalu Młodzi Muzycy Młodemu Miastu w Stalowej Woli. Wczoraj orkiestra AUKSO zagrała utwór Aleksandra Lasonia pod takim właśnie tytułem – Aukso, z 2006 r. To jest naprawdę świetna muzyka – po prostu muzyka, bez określeń. Lasoń jest zdecydowanym zwolennikiem muzyki absolutnej, bez tekstu, mówiącej sama za siebie. O twórczości Pokolenia 51 mawiano „nowy romantyzm” – może to było trafne w stosunku do niektórych dzieł Eugeniusza Knapika, w każdym razie nie w stosunku do Lasonia; jest tu raczej klasyczna dyscyplina, ale też termin neoklasycyzm byłby tu nieadekwatny.
O 19:30 jest nurt jazzowy – wczoraj bardzo ciekawy, bo Piotr Orzechowski (Pianohooligan) pokazał po raz pierwszy w opracowaniu z udziałem orkiestry (wcześniej był to utwór na solistę, kwartet jazzowy, kwartet smyczkowy i elektronikę) Missa sine verbis, czyli mszę bez słów. Na spotkaniu z publicznością powiedział, że oddaje ona trochę stan, kiedy siedząc na mszy jej uczestnik odpływa czasem gdzieś myślami. I rzeczywiście jest to kolaż kilku stylistyk, różnych powracających motywów, a nawet cytatów z dzieł Pendereckiego, Góreckiego, Kilara i Szymanowskiego, choć są one zakamuflowane i tylko baczny słuchacz, a zarazem znawca twórczości tych ostatnich, jest w stenie je wysłyszeć. Bardzo to ciekawe; radiowa Dwójka odtworzy utwór w najbliższy wtorek o godz. 18 w paśmie Teraz jazz.
W Tychach publiczność dopisuje nadspodziewanie, ludzie jak widać stęsknili się za żywą muzyką. Na sali odstępy są zachowywane, z maseczkami jest różnie, ale i tak nieźle w porównaniu z innymi miejscami.
Komentarze
Dziś na Auksodrone znów pięknie. Pokolenie 51 – II Symfonia (ale tylko na 13 smyczków) Andrzeja Krzanowskiego – czysta poezja. W paśmie jazzowym tym razem Krzysztof Herdzin, który napisał specjalnie na tę okazję suitę Wanderer’s Notes i są to notatki pogodnego podróżnika. Wreszcie Syrena Nowaka/Twardocha, po raz pierwszy z publicznością. Pisałam już o tym rok temu:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2020/11/14/morska-opowiesc/
ale zupełnie inaczej słucha się na sali, więcej niuansów się słyszy, nie mówiąc o prawdziwych brzmieniach. Na płycie też pewnie będzie dobrze (mam dobre kolumny, więc z przyjemnością będę odsłuchiwać), ale to nie to samo. Jednak i minusy wychodzą, np. że obie partie damskie są dość niewygodne i w związku z tym nie bardzo można zrozumieć tekst – całe szczęście, że były napisy (ale dykcja kontratenora z kolei była bez zarzutu). Soliści byli ci sami, z jednym wyjątkiem: na fortepianie Piotra Sałajczyka zastąpił Tymoteusz Bies. I to brzmienie docenia się też dopiero na sali.
Mam nadzieję posłuchać Krzanowskiego na TRZY-CZTERY pod koniec listopada.
A jeszcze wracając do JAPK – to był zwykły muzyk kiedyś. Orkiestra Ósmego Dnia, fidola Fischera, współpraca ze Ścierańskim – miłe, nienarzucające się brzmienia.
Chętnie usłyszałbym opinii uczonych frędzelków na temat muzyki „poważnej” Kaczmarka w zestawieniu z Dębskim, Rubikiem…
Dębskiego wyłączyłabym z tej kategorii, to jest naprawdę wykształcony i bardzo sprawny muzyk, który napisze, co tylko trzeba napisać i jeszcze zinstrumentuje jak trzeba. Nie da się go zestawić z muzycznymi amatorami.
OK, przyjąłem 🙂
Ja rozumiem, że Dębski ma „odpowiednie” wykształcenie, tyle że mimo wszystko kojarzę go przede wszystkim z muzyką niepoważną, więc może pochopne go wrzuciłem do tego worka.
No i już po ostatnim dniu Auksodrone.
Z Pokolenia 51 słuchaliśmy tym razem dwóch utworów Eugeniusza Knapika: Corale, interludio e aria (1979) i Wysp (1983). Kompozytor na spotkaniu przypomniał, że ta łagodna i bardzo przyjemna w słuchaniu muzyka była w swoim czasie wyrazem wielkiego buntu przeciwko awangardzie. Ale dziś jest to po prostu już klasyka XX wieku.
Zabawne było na tym spotkaniu zetknięcie dwóch bardzo różnych kompozytorów/pianistów, czyli właśnie Knapika i Dominika Wani. Knapik inspiruje się literaturą, Wania plastyką; dziś przedstawił kilka impresji wokół obrazów Zdzisława Beksińskiego. Ale oświadczył, że fortepian według niego nie jest instrumentem doskonałym i wielu barw nie można na nim oddać, czemu mocno sprzeciwił się Knapik.
W sobotę zapomniałam wspomnieć, że koncertu Herdzina będzie można posłuchać w Dwójce we środę o 18. w paśmie jazzowym, a we czwartek o tej samej porze – koncertu Dominika Wani.
Na koniec powrót do początku, czyli Drach Nowaka/Twardocha, pokazany tu już dwa lata temu: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2019/10/06/drach-w-muzycznej-pigulce/
Jeszcze bardziej uderzył mnie dziwny chłód tej muzyki, choć gęstej od emocji. Ale te emocje, jakby powiedział Drach, nie mają żadnego znaczenia. Mocna rzecz.
Ciekawe, czy ktoś by się podjął wystawienia całej trylogii…
Jeszcze na rzecz Krzesimira:
https://www.youtube.com/watch?v=kjawXry1aUg
Sam napisał i sam zinstrumentował, naprawdę. Może to nie Britten, ale wystarczająco daleko od amatorów. 🙂
Off topic dla fanów PA:
Interview z obecnego tournée po Japonii. Tylko pytania trudno zrozumieć, trzeba się domyślać:-)
https://www.youtube.com/watch?v=10B9ATd0jnU
@Frajde
To jest tylko tłumaczenie na japoński tego, co mówi PA 🙂
Tak, domyśliłam się, ale wydaje mi się, że pomiędzy wypowiedziami padają jeszcze pytania, które są napisane na ekranie. Niestety również tylko po japońsku:-)
Google Lens Twoim przyjacielem. Czasami wyniki są humorystyczne, ale na szybko bardzo pomocny.
Ach, ta technika. Zatrzymałam się na poziomie Google Translator. Może niech te pytania pozostaną w domyśle, to takie przyjemnie tajemnicze. Ale dziękuję za wskazówkę:-)
Z tematów okołomuzycznych: Rzepa bije w obchody 120-lecia FN: https://www.rp.pl/muzyka-klasyczna/art19083271-filharmonia-narodowa-trzech-dyrektorow-i-kicz
@chemou75
Z recenzji: „Chwilę później geniusz Pendereckiego został jednak brutalnie skonfrontowany z prymitywnością dnia dzisiejszego za sprawą utworu…”
A może właśnie w tym rzecz? Może tak miało być? Prymitywnie i bez sensu?
Już w Warszawie.
Drogie Blogownictwo, czy ktoś chciałby zostać zabrany na recital Jakuba Kuszlika we środę o 19. w Studiu im. Lutosławskiego? Proszę o szybką odpowiedź, bo muszę podać organizatorom, czy mają rezerwować mi jedno miejsce, czy dwa 😉
@Gostek
Nie brałem udziału w tym wydarzeniu, ale ton Rzepy wydaje mi się na tyle ostry, że może działać płosząco na niezdecydowanych czy wybrać się czy też nie do FN na koncerty typu jubileuszowego.
Za późno się zgapiłam z Pani Kierowniczki ogłoszeniem. Ale już sobie kupiłam bilecik:-) Jeszcze były. Wahałam się, bo się trochę boję iść w tłum, zwłaszcza, że dziś usłyszałam, a właściwie spotkałam osobiście, kolejną zaszczepioną osobę, która właśnie wyszła ze szpitala po Covidzie, ale trudno zaryzykuję. Jak te liczby będą tak szybować, to więcej nie pójdę.
@Frajde
Jeśli już się pisze o „kolejnej zaszczepionej osobie, która wyszła ze szpitala po Covidzie” to warto dopowiedzieć czy przypadkiem to nie była osoba zakażona tuż po zaszczepieniu lub między 1 a 2 dawką. Po co dawać wodę na młyn antyszczepionkowcom? Badania pokazują, że w grupie zaszczepionych, którzy zachorowali, większość stanowią osoby, ktore się zainfekowaly w trakcie cyklu szczepień lub po prostu takie, które olały wszelkie zabezpieczenia.
A wracając do Kuszlika to dzien wcześniej będzie w Szczecinie na pierwszym pokonkursowym recitalu w Polsce. Pisze tylko dlatego żeby trochę rozcieńczyć tę warszawocentryczność Blogowiska.
Daleka jestem od dawania wody na młyn antyszczepionkowcom. Osoba, o której mówię, była szczepiona dwoma dawkami Pfeizera. Nie wiem jednak, czy była tuż po zaszczepieniu i czy olała wszystkie zabezpieczenia. Wolę myśleć, że jest mały, naprawdę mały procent osób, na których szczepionka, niestety, nie działa, lub działa słabo, a że nie wiem, w której grupie jestem, chronić się. Choć w Warszawie ludziska się nie przejmują za bardzo. Próbowaliśmy w sobotę znaleźć miejsce wieczorem, żeby coś zjeść, wszędzie tłumy.
To, żeby rozcieńczyć warszawskocentryczność bloga, proszę o relację ze szczecińskiego Kuszlika. Zwłaszcza, że w Warszawie może być zmęczony po podróży ze Szczecina. Niełatwo mają teraz laureaci. Zobaczymy:-)
Oczywiście jest pewien procent osób, których organizm nie odpowiada na szczepionkę. Jednakże badania, które znam, pokazują, że szczepionki działają w przeważającej części zaszczepionej populacji. A ludziska się generalnie nigdzie nie przejmują, ale w jednych krajach coś się z tym robi a w Polsce, niestety, zupełnie nic.
A czy lauraci mają teraz niełatwo? Cóż tych przystanków koncertowych, jak się okazuje, w Polsce wcale nie jest tak dużo. Na przykład Sorita w Szczecinie był tak wyraznie wyluzowany i spragniony gry, że dał świetny recital.
1. Szczepionka (po dwóch, a nawet trzech dawkach) nie daje 100% odporności – to nie jest worek foliowy na głowę, ale nawet po zarażeniu chorobę przechodzi się lżej – żona znajomego się zaraziła po dwóch dawkach, ale w zasadzie jedynym objawem była podwyższona temperatura. Po zaszczepieniu raczej nie ma szansy na szpital, respirator itp.
2. Ponieważ osoby zaszczepione mogą jednak zachorować, występuje quasi-paradoks, że oto szczepionka jest nieskuteczna. Matematyka tego nie jest skomplikowana, ale zaszczepieni chorują zdecydowanie mniej. Niestety jak mówi Robert2 – na tle innych państw, beztroska w Polsce jest wyjątkowo beztroska 🙁
3. Pomimo tego wszystkiego, po prawidłowym założeniu odpowiedniej maseczki i przestrzeganiu podstawowych zasad – nie przecieramy oczu, nie oblizujemy palców po zjedzeniu batonika itd., myślę (mam nadzieję, że prawdopodobieństwo zachorowania nie jest wysokie.
Trzeba też pamiętać, że im więcej ludzi zaszczepionych tym bardziej ograniczona transmisja i mniejsze ryzyko mutacji wirusa. Szczepionka to przede wszystkim kwestia zdrowia publicznego a to w świadomości chyba większości Polaków (także tych zaszczepionych) to jakaś zupełna abstrakcja. I, cóż, niestety, znam sporo rodziców, którzy wprawdzie sami się zaszczepili, ale dziecka nie pozwolą.
Szczepionka Pfizera dziala bardzo dobrze poczawszy od dwoch tygodni po drugiej dawce, z tym ze z czasem skutecznosc w ochronie przed infekcja i infekowaniem innych spada ( do okolo 50% po pol roku) ale ochrona przeciwko ciezkiemu przebiegowi pozostaje wysoka. Te dane dotycza fali spowodowanej glownie wariantem delta.
https://www.science.org/doi/10.1126/science.abm0620
Nie dotykamy twarzy (oczy nos usta), nie lizemy palcow, nosimy maseczke (wymieniajac ja gdy ciut wilgotnieje), na dluzszy pobyt w zamknietej przestrzeni preferujemy ppf2 szczegolnie jesli nie wszyscy sa szczepieni . I jeszcze uwaga po obejrzeniu konkursu na YT: maseczki z zaworem (maly otwor przykryty plastikowym guzikiem) powinny byc niedozwolone – taka maseczka chroni noszacego przed innymi ale zupelnie nie chroni innych przed nim.
Tz dokladnie to co napisal Gostek tylko bardziej drętwo 🙂
Aha, jeszcze jedna rzecz, która wydaje się wielu umykać, a jest wściekle wykorzystywana przez foliarzy i płaskoziemców. To jest wirus , nie bakteria. W odróżnieniu od gruźlicy, odry, świnki itp. na wirusa nie da się zaszczepić raz na zawsze. To niestety tak nie działa (vide „zwykła grypa” 👿 ). Więc niestety, jeśli chcemy z tego wyjść, trzeba się będzie doszczepiać raz na jakiś czas.
Gostku, akurat odra i swinka to wirusy, ale niektore wirusy sa bardziej stabilne a inne jak wlasnie grypa mniej, tz ciagle sie zmieniaja (mutuja), i stad m.i. potrzeba szczepienia co jakis czas. Oprocz tego rozne choroby oraz rozne szczepionki roznia sie dlugoscia wytwarzanej odpornosci. Bedziemy sie doszczepiac, to minimalna cena za normalne zycie…
Antyszczepionkowcy to ludzie obrazeni na rzeczywistosc, troche tak jak ten krol z dowcipu, ktory dlugo przygladal sie zyrafie, po czym stwierdzil „Nie ma czegos takiego” i odszedl.
@lisek no i plama 🙁
Wcale nie . Rzeczywiscie jest zasadnicza roznica, ale w leczeniu: bardzo trudno wypracowac lek przeciw wirusom, poniewaz nie maja wlasnej chemicznej fabryczki i do zycia uzywaja naszej, w odroznieniu od bakterii ktore maja wlasne komorki z calym urzadzeniem, i dlatego wlasnie w wypadku wirusow szczepionki sa prawie jedynym rozwiazaniem, bo prawie nie ma lekow. Wyjatkami sa herpes i HIV, na inne sa rozne marne proby.
Może wytłumaczę to jeszcze prościej. Wirus w organizmie to jest jak przesolenie zupy. Można nie wiadomo co robić nawet wsypać wiele łyżek cukru a i tak od przesolonego smaku się nie uwolnimy wręcz przeciwnie. W tym kontekście bakteria jest „łatwiejsza” do zwalczenia niż wirus. I są, rzecz jasna, leki antywirusowe choć to może trochę mylące określenie, bo chodzi o to, żeby powstrzymać namnażanie wirusa.
(Do listy wyjatkow mozna dodac wiralne zapalenie watroby. )
Robercie, takich lekarstw jest wlasnie bardzo malo, ale to blog muzyczny, wiec odpuscmy
🙂
Obserwacja: zdjęcie na płycie DG Bruce Liu (która ma wyjść 19 listopada) to chyba pięknie uchwycony moment po odegraniu Wariacji nt.Mozarta (tak nazywam to sobie sama) w III etapie. Piękne zdjęcie po fenomenalnej grze. Pamiętam, że jako dziecko uczące się fortepianu zawsze starannie ten utwór omijałam. W czwartej linijce zapisu jeszcze w Introduzione (Largo) był taki diabelski tłok nut prawej ręki, że zagranie tego wydawało mi się po prostu niemożliwe. Dzisiaj to być może jeden z moich ulubionych utworów (nie do grania). Bruce Liu właśnie na koniec wykonał taki gest który – wydaje mi się – zdobi właśnie jego płytę z Konkursu.
Bardzo lubię i cenię te nagrania konkursowe. Trochę ich zebrałam i po prostu sprawia mi ogromną przyjemność słuchanie tych młodych ludzi jeszcze w ferworze Konkursu. Płytę można już zamówić w DG. Pozdrawiam.
@lisek.
Oczywiście, że bardzo mało.