Romantycznie, neoromantycznie i nieromantycznie

Przyszły rok ma być w Polsce Rokiem Romantyzmu (polskiego co prawda), ale już teraz mamy przedsmak na Eufoniach i nie tylko.

Najpierw więc wspomnę o koncercie, na którym byłam w południe w Nowej Miodowej. Był to finał projektu Musethica, który realizowany był już w wielu krajach, a teraz po raz pierwszy pojawił się w Polsce i miejmy nadzieję, że pozostanie, bo to wspaniała sprawa. Inicjatorem w 2012 r. był znakomity altowiolista Avri Levitan, pochodzący z Izraela (dziś nam powiedział, że rodzina jego matki jest z Białegostoku), ale mieszkający w Berlinie. W ramach Musethiki najpierw są warsztaty z młodymi muzykami, a potem wspólne występy w nietypowych miejscach: szkołach, domach opieki, więzieniach… Z polskiej strony patronuje projektowi Sinfonia Varsovia, zawsze bliska ideom edukacyjnym, która połączyła warsztaty z projektem Akademii Sinfonii Varsovii, w ramach którego zaprasza młodych muzyków w cyklu rocznym i daje im przedsmak pracy z orkiestrą. Dziś grała trójka młodych smyczkowców: skrzypaczka Julia Iwanciw oraz wiolonczeliści Mateusz Błaszczak i Małgorzata Bieja, a także Levitan i – w Kwintecie C-dur Schuberta – Anna Maria Staśkiewicz jako pierwsze skrzypce. Skład instrumentalny tegorocznej Akademii zadecydował o repertuarze: wybrano dzieła z dwiema wiolonczelami, a więc poza utworem Schuberta II Kwartet e-moll op. 35 Antona Arenskiego o nietypowym składzie (skrzypce, altówka i dwie wiolonczele), przepiękny utwór z nawiązaniami do śpiewów cerkiewnych w I części, wariacjami na temat chóralnej Legendy Czajkowskiego oraz finałem, w którym pojawia się temat dobrze znany z Beethovena i Musorgskiego. Bardzo emocjonalne oba dzieła, więc nic dziwnego, że podobno reakcje na koncerty w szkołach – a takich parę dali – były niesamowite.

Po południowej dawce romantyzmu – wieczorny neoromantyzm w FN na Eufoniach. A właściwie eklektyzm, bo z małymi wypadami w stronę impresjonizmu. Ludomira Michała Rogowskiego z Dorą Pejačević łączy nie tylko zbliżony wiek i styl, ale też Chorwacja, tylko że kiedy w 1926 r. zamieszkał w Dubrowniku, gdzie żył potem przez niemal 30 lat, to ona wówczas już od trzech lat nie żyła, a kilkanaście ostatnich lat życia spędziła w Niemczech. Była szlachcianką, ale nie tylko bujała w obłokach: podczas I wojny światowej pracowała jako pielęgniarka. Symfonię fis-moll napisała zaraz po wojnie, dlatego dużo w niej dramatyzmu i melancholii. Można jej wysłuchać tutaj – kawał porządnej roboty na dużej, mahlerowskiej orkiestrze. Z kolei Impresje dubrownickie Rogowskiego powstały w 1950 roku i są po prostu zbiorem miłych pejzaży – niestety w sieci jest tylko ten fragment. W tak dobrym wykonaniu jak NOSPR-u, tym razem pod batutą estońskiej dyrygentki Anu Tali, przyjemnie było słuchać.

Pomiędzy te dwa utwory wstawiono w ostatniej chwili Fratres Arvo Pärta. Ciekawostka: planowane pierwsze polskie wykonanie tego utworu miało się odbyć bodaj w 1980 r., ale władze wymusiły zdjęcie go z programu, ponieważ kompozytor właśnie „wybrał wolność” w Wiedniu – ostatecznie wykonano je dopiero 7 lat później. Historia zatoczyła więc koło i ten utwór zastąpił inny, również z powodów cenzuralnych. Trochę o co innego poszło, bo w Fratres nie było nic, co mogło zostać uznane za nieprawomyślne. A w przypadku nowego utworu Pawła Szymańskiego It’s fine, isn’t it? na flet i orkiestrę chodziło o jedną minutę, której zabrzmienia wystraszyli się organizatorzy. I ta historia już jest zupełnie nieromantyczna (utwór Szymańskiego zresztą też).

Tak sobie myślę, że w tym, iż plemię Mojżesza musiało błądzić po pustyni 40 lat, a do Ziemi Obiecanej mogli wejść dopiero ci, co już nie pamiętali niewoli, była wielka mądrość.