Po co naśladować?

Radosław Sobczak jest niezłym pianistą. Trochę więc dziwi, że chce udawać kogoś innego – czy to Glenna Goulda, czy Ivo Pogorelicia.

Program jego recitalu w ramach festiwalu Trzy-Czte-Ry był bardzo ciekawy i ambitny. I pierwsza jego część była satysfakcjonująca, choć trochę też dziwna. Już początek Sonaty Strawińskiego zdumiewał, ponieważ dźwięk został utopiony w pedale (a w nutach jest tam tylko legato). Ogólnie winno się grać ten utwór bardziej drapieżnie, ale też wydobywając wewnętrzną logikę. (Długo szukałam na YT dobrego przykładu i w sumie chyba najbardziej mnie satysfakcjonuje ta szalona osoba, a zarazem genialna pianistka). Uderzająca też była postawa pianisty, który a to się garbił, a to wykrzywiał palce i podnosił emfatycznie ręce. Kiedy latem słuchałam go na bardzo interesującym recitalu w trudnych warunkach, bo na Umschlagplatz, grał zupełnie zwyczajnie. A tu nagle taka poza.

Jednak starał się grać precyzyjnie (grał z nut) i jakoś się ta koncepcja obroniła jako całość. Jeszcze lepiej było z Sonatą c-moll na temat Psalmu 94 Juliusa Reubke (1834-1858), jednym z nielicznych utworów tego młodo zmarłego kompozytora, w oryginale przeznaczonym na organy (na fortepian opracował ją August Stradel). To takie solidne, romantyczne dzieło pisane pod wpływem Liszta, trochę mi przypomina także Césara Francka. I tu pianista bardzo się przyłożył i to był chyba najlepiej wykonany punkt programu. Na YT są tylko wykonania wersji oryginalnej. Ja akurat za organami nie przepadam, na fortepianie ta muzyka wydała mi się bardziej przyjazna.

Druga część koncertu natomiast była więcej niż rozczarowująca – a niestety to ona właśnie miała być daniem głównym. Nie wiem, czy to była kwestia tremy (ale przecież nic takiego nie ujawniło się w pierwszej części), czy pianista po prostu nie douczył się tak wielkiego i trudnego dzieła jak Hammerklavier. Było mnóstwo sąsiadów i wpadek pamięciowych i chwilami miało się wrażenie, że solista bardziej zajmuje się robieniem teatru niż graniem Beethovena. Naprawdę nie warto iść tą drogą. Interpretacje Goulda są dobrze znane, a przy całym swoim wydziwianiu on nigdy sobie nie pozwolił na pokazanie nieprzygotowanego utworu czy nieklarowne granie.