Smutek szary
Wracam do Wajnberga za sprawą dwóch śpiewaczek: sopranistki Aleksandry Kubas-Kruk i mezzosopranistki Anny Bernackiej oraz pianistki Moniki Kruk, które wystąpiły dziś w Filharmonii Narodowej w cyklu Scena Muzyki Polskiej.
Artystki dały już koncert z tą muzyką we wrocławskim NFM, mają też wystąpić z nią w Filharmonii Łódzkiej. Bardzo szkoda, że w FN pominięty został cykl Akacje op. 4, napisany w 1940 r. w Mińsku, czyli niemal zaraz po ucieczce z Warszawy. Zamiast tego były Uty japońskie Piotra Perkowskiego i Do snu Zbigniewa Popielskiego, owszem, rzeczy wartościowe, ale właśnie wczesne pieśni Wajnberga szczególnie by mnie ciekawiły.
Zostanę więc przy Wajnbergu. Z czterech wykonanych dziś cykli pieśni Biblia cygańska (1956), Wspomnienie op. 62 (1957-8) oraz Stare listy op. 77 (1962) są do tekstów Juliana Tuwima; jeszcze były Trzy pieśni op. 22 do słów Adama Mickiewicza z 1945 r. Tuwim był poetą, który wydaje się najbliższym kompozytorowi: oprócz czterech wymienionych cykli Wajnberg napisał jeszcze Słowa we krwi op. 90 z 1965 r., które takie wrażenie wywarły na nas na tegorocznych Chopiejach, kantatę Piotr Płaksin op. 91 (1965) – nie wiem, czy w ogóle była kiedykolwiek wykonywana, no i dwie symfonie: ósmą, czyli słynne Kwiaty polskie (1964) i dziewiątą ze słowami Tuwima i Broniewskiego.
Brawo dla obu śpiewaczek, ponieważ rzeczywiście tych rzeczy na świecie raczej się nie wykonuje, z prostej przyczyny: są po polsku. Rosjanie śpiewają raczej to, co jest po rosyjsku, a w wielu miejscach próbuje się śpiewać przede wszystkim pieśni w jidysz, z bardzo różnym zresztą skutkiem. Wybiera się to, ponieważ wciąż widzi się przede wszystkim żydowskość i rosyjski kontekst Wajnberga, a zapomina się o polskim, równie silnym – i to jest właśnie dla naszych śpiewaków zadanie. W sumie jako całość to chyba powyższe cykle rzeczywiście w całości zostały u nas wykonane w NFM po raz pierwszy. Jednak pieśni Wajnberga mogły być też wybierane na ostatnim Konkursie Moniuszkowskim i wybrało je kilka osób, słyszałam więc wówczas Kusego i dwukrotnie przejmującego Żydka z Biblii cygańskiej oraz dwa razy uroczą Balladę starofrancuską ze Starych listów.
Poezja Tuwima towarzyszyła Wajnbergowi szczególnie intensywnie w latach 50. i 60., kiedy jeszcze silne były wspomnienia z poprzedniego życia. Ale nie były one bynajmniej wyłącznie sielankowe. Ton wierszy Tuwima najpewniej uderzył dokładnie w ton wspomnień kompozytora, w melancholię (a czasem i grozę) międzywojnia, przetykaną zjadliwym czasem humorem, jak w przypadku właśnie np. Ballady starofrancuskiej. Opowieść w tych wierszach/pieśniach, kiedy już jest, ma właśnie taki skręt, czy też bywa nagle upiornie złamana bez powodu, jak w Balladzie o śmierci Izaka Kona (podkreśla to zwłaszcza pogodna z początku muzyka, przy której już zaczynamy lubić bohatera, i nagle spotykamy się z jego śmiercią – i „opowieść skończona”). Melancholia jednak dominuje – tytuł tego wpisu jest cytatem z pieśni Zegary biją, która napisana jest do wiersza Humoreska (sic).
Bardzo wyraźnie widać rozwój języka Wajnberga w kolejnych opusach, najpóźniejszy już ma w sobie tę suchość i chłód okolic Pasażerki. Co do wymagań wokalnych, w każdym przypadku są duże. Sprawiło to zresztą, że koncert zakończył się dramatycznie – Aleksandra Kubas-Kruk przed wykonaniem ostatniej pieśni z cyklu Stare listy, który był zresztą świetny, zemdlała. Wzięła na siebie zbyt forsowną robotę, biorąc pod uwagę jej tzw. poważny stan. Zaczekaliśmy chwilę (mało nas było, ze 40 chyba), by doczekać się wyjścia pozostałych artystek i zapewnienia, że nic złego się nie stało. Oby. Co zaś jeszcze do artystek, muszę wspomnieć również o pianistce: Monika Kruk była dla obu solistek prawdziwą partnerką, po prostu współtworząc tę muzykę.
Komentarze
W momencie , kiedy polscy melomani wciąż delektują się pokonkursowymi występami laureatów i będą się chyba delektować przez następne miesiące i lata ( tzn. do momentu pojawienia się ….nowych laureatów), u nas w Nowym Jorku miał wczoraj miejsce lokalny debiut 20 letniej Avery Gagliano, którą wielu spośród czytających ten blog na pewno zapamiętało z ostatniego Konursu. Pragnę podzielić się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami i komentarzem, który postrzegany być może nawet jako recenzja.
Przypuszcam, że byłem jednym z dwojga osób ( drugą była dyrektorka administracyjna Fundacji Chopinowskiej w Miami) , które sześć tygodni wcześniej słyszeli tę pianistkę podczas Konkursu Chopinowskiego. Jak wielu z nas pamięta zrobiła swoimi występami w pierwszych trzech etapach pozytywne wrażenie swoją dojrzałą, wysoce muzykalną i – jak wszyscy dziś młodzi pianiści – demonstrującą doskonałe opanowanie klawiatury. Jej chopinowskie interpretacje przyniosły jej w 2020 zwycięstwo w Miami podczas tamtejszego krajowego konkursu chopinowskiego i ta wygrana zaowocowała nowojorskim debiutem w recitalowej sali Carnegie Hall. Bez względu na to, jak wymagający emocjonalnie i jak stresujący może być nowojorski debiut, to nie chce mi się wierzyć, iż jest on trudniejszy od występu na Konkursie, podczas którego oczy/uszy całego świata skierowane są na pianistę walczącego o laury konkursowe.
Program swojego recitalu pani Gagliano poświęciła nie tylko Chopinowi, ale również dziełom Bacha i Beethovena. Już chciałem się zapomnieć i napisać, ze „drugą część recitalu poświęciła Chopinowi”, ale obecnie zaostrzenia administracyjne wielu sal koncertowych w Nowym Jorku, włączając w to Carnegie Hall, nie dozwalają artystom, aby posiedli moment na odpoczynek pomiędzy częściami programu. Oczywiście nie ma również ani joty dowod, że te rygory uratowały komuś dotąd życie, które podwójnie szczepiony nieszczęśnik stracił wychodząc – W MASECZCE!!!!- na przerwę. Ale nie o absurdach miałem pisać, tylko o muzyce, które w dzisiejszych czasach medycznym/ politycznym absurdom niestety też podlega. Tydzień wcześniej słyszałem Koreańskiego pianistę , który cały ogromny, półtoragodzinny program wykonał nie tylko bez przerwy, ale też w maseczce. Samotny na scenie, bał się Covida, albo…..naśladował Trifonova. Ten znany nam wszystkim pianista podczas pandemii grywał bowiem solowe recitale, bez publiczności, samotny na dużej estradzie ….i przyodziany w przepisową maseczkę . Po angielsku nazywa się to „virtue-signaling”, czyli „patrzcie jakim jestem wspaniałym i przestrzegającym przepisy obywatelem!!!!!”. Takich jak on, chodzących w maseczkach po pustym parku u nas nie brakuje……
Na szczęście Avery nie nosiła na scenie maseczki i miała dodatkowo moment przerwy pomiędzy pierwszym segmentem swojego recitalu, na który składały się Suita angielskiej a-moll Bacha i Sonata E-dur op.109 Beethovena a drugim, wypełnionym kompozycjami Chopina i kilkoma krótkimi bisami. Tutaj małą przerwę wypełniło wystąpienie pani Barbary E. Muze, wspomnianej wcześniej dyrektorki administracyjnej szacownej i prominentnej instytucji , jaką jest w Stanach Fundacja Chopinowska w Miami. Pani Barbara przypomniała nam nie tylko o trwającej już od pięciu lat ich współpracy pomiędzy młodziutką stypendystką, która w 2020 stała się laureatką ich konkursu, ale również o całokształcie tej niezmiernie zacnej i stawiającej na rozwój młodych pianistów instytucji kulturalnej kultywującej muzykę Chopina.
Wydaje mi się, że w tym momencie silną stroną tej młodej, wybitnie utalentowanej, do tego atrakcyjnej pianistki jest wciąż Chopin. Nie powiedziała nam zasadniczo podczas swego recitalu nic nowego, czego nie usłyszeliśmy podczas trzech etapów konkursu. Jej główną zaletą – i nie jest to czymś błahym – jest to, ze gra po prostu bardzo ładnie i muzykalnie, bez cienia przesady, przerysowania lub niepotrzebnego zwracania uwagi na siebie. To były czasami atrybuty wielkich pianistów, także wielkich chopinistów takich jak Horszowski czy Rubinstein. Ten ostatni może brylował czasami brawurą, ale tylko w kilku kompozycjach, które być może się o to prosiły; jej „pokrewieństwo” z Horszowskim to ładny, niewymuszony, naturalny dźwięk i podobna prostota, nie wymagająca dodatkowego „makijażu”. Mówiąc o dźwięku: już w Warszawie miałem uczucie , że jej brzmienie był niewystarczająco nośne i obawiam się, że moje uczucia zostały dziś w pewnej mierze potwierdzone. Jest to dźwięk kameralny, na małą skalę, nie bardzo nośny i może być przydatny do pewnego repertuaru, ale chyba nie do tego „wyczynowego”. To się z czasem może zmienić, jak też mogą się zmienić moje osądy. Myślę jednak, że powinna jeszcze sporo i intensywnie popracować nad produkcją znośniejszego, głębszego tonu. Część chopinowska złożona była z kompozycji słyszanych w pierwszych dwóch etapach a więc Ballada g-moll, Etiuda e-moll op.25 no.5, Nokturn H-dur op.62, trzy mazurki op.56 i wreszcie Scherzo b-moll op.39. Po wygranej w Miami i udziale w Konkursie można było przypuszczać, że program poświęcony pozostanie w całości muzyce Chopina, ale p.Gagliano poszła odważnie swoją własną drogą, nie chcąc być może być posądzana o jednostronność repertuarową.
Najbardziej spodobały mi się, podobnie jak sześć tygodni temu pełne temperamentu, ale też niezbędnej subtelności Scherzo, zagrany z uczuciem Nokturn i dobrze uchwycone, stylowe mazurki op.56. Te ostatnie należą w moim mniemaniu do najtrudniejszych chopinowskich kompozycji i być może pełna życia i energii dwudziestoletnia osoba, nie do końca będzie w stanie odczuć smutek, rozgoryczenie, rezygnacje tego muzycznego poematu jakim jest ostatni z tych mazurków w tonacji c-moll.
To prawdopodobnie może odnosić się do licznych fragmentów już w tym momencie doskonale pianistycznie opanowanej sonaty Beethovena: podziwiałem pianistkę za jej odwagę, że nie „poszła na łatwiznę” i nie zlękła się umieścić w programie debiutu nową w jej repertuarze kompozycję ( powtarzam tu słowa jej profesora Roberta McDonalda, z którym przez chwilę rozmawiałem po recitalu swojej studentki).
Jej suita Bacha była pełna energii, tempa generalnie nieco wyśrubowane, ale muzyka miała swój charakter. Pianistka i piszący te słowa mają niewątpliwie odmienne spojrzenie na pewne aspekty wykonywania Bacha na fortepianie, takie jak gra z pedałem ( ja raczej wolę „bez”), ornamentacji w powtórkach ( jeśli powtarzać to może już z większą różnorodnością), artykulacji ( w której preferuję tę bardziej instrumentalną, niż klawiszową) czy barwy ( preferuję zmianę dźwięku bez użycia lewego pedału).
Te nieco krytyczne spojrzenie w dalszym ciągu nie zmienia faktu , że już w tym momencie młodziutka i niezmiernie sympatycznie prezentująca się na scenie pianistka jest osobą, rozwój której obserwować będę/będziemy z zainteresowaniem. Jest w jej grze nie tylko inteligencja, kultura i wyrafinowanie ale wyraźny znak czegoś, co się powszechnie nazywa „mocą,siłą natury” i tego się nie da powstrzymać. Jej dotychczasowe osiągnięcia i sukcesy pianistyczne dowodzą także , iż jej droga rozwoju jest, uzywając języka muzycznego, jednym wielkim i nieprzypadkowym crescendem.
Z satysfakcją muszę też odnotować, że sala wypełniona była po brzegi (czyżby moja dawno utrzymywane przypuszczenie „dajcie im Chopina, a przyjdą!” spełniło się po raz kolejny?), przyjęcie publiczności było bardzo ciepłe i że usłyszeliśmy trzy chopinowskie bisy: dwie etiudy ( f-moll op.25 no.2 i c-moll op.10 No.12) oraz jako pożegnalną czekoladkę Preludium A-dur, siódme z op.28.
Dzięki, Romku. Avery Gagliano jest pianistką kulturalną – tak bym to określiła po jej produkcji konkursowej – i oczywiście ma pewne ograniczenia, o których pisałam podczas konkursu. Nie każdy repertuar jej pasuje – ten bardziej mroczny raczej nie. Ciekawe, że na tym konkursie pokazało się wielu pianistów wyspecjalizowanych (Avery jasna, Eva mroczna, Bruce zręczny i żartobliwy itp.), o wiele mniej było bardziej wszechstronnych. Oczywiście to nie takie proste, potrzebna jest większa dojrzałość.
Dobrze, że napisałeś, przypomniałeś, żebym Ci odpowiedziała na maila 😉 Trochę teraz w piętkę gonię z powodu kompletowania nominacji do Paszportów. Ale zaraz odpisuję.
P.Romek: bardzo ciekawe obserwacje i spostrzeżenia. Kibicowałam p. Gagliano, ale nie sądziłam, że będzie w finale. Myślę jednak, że rozwinie swoją karierę pianistyczną bardzo dobrze. Dla mnie zabrakło trochę tej brawury (odrobinę), jej spokój mógł jej trochę zawadzić w bilansie emocje/kontrola nad nimi.
Kilka dni temu na koncercie symfonicznym w San Francisco była przerwa, były drinki i przekąski. Zupełnie jak normalnie – tylko jeśli nie jesz/pijesz, to maska. Na sali oczywiście maska.
Kilka dni potem w sali koncertowej w Berkeley (12 mil od SF), była przerwa, ale żadnych drinków, żadnych przekąsek. A stan w Berkeley jest taki, że 96% jest zaszczepionych, 98% po jednej dawce.
W wielu miejscach logiką nie wyjaśni się wszystkiego.
Pozdrawiam wszystkich.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=p3gPuExri3Y
O, jak miło, dawno Pobutki nie było 🙂
We Wrocławiu w NFM to chyba najwyżej 20 osób było… Wtedy jeszcze muzycy dziękowali słuchaczom, że przyszli i mówili słów kilka o muzyce. Pani Kruk skupiła się słusznie na tym, że pieśni bardzo trudne dla wykonawców i prosiła o zrozumienie.
No smutek szary doprawdy…
Ale i czas taki.
Może jakaś płyta z tego powstanie, fajnie by było.
A czy dobrze pamiętam, że swego czasu (bodajże w Elektrze wTW-ON), pani Bernacka śpiewała będąc w „poważnym stanie”?
Smutek jest szary, i są lata, kiedy wydaje się on być „w czasie niezbywalny”… Radości i uśmiechów niby nie trzeba się uczyć, a jednak trzeba się nauczyć, a już zwłaszcza od chwili, kiedy przestają one być anonimowe… Relacja Pana Romka jakoś tak naturalnie poprowadziła mnie do wspomnień dobrych (i najlepszych) chwil roku 2021, o których obiecałem (i to nie tylko sobie) nie kłapać jęzorem już nic. Ms. Gagliano mp/ww kibicuje wciąż zaś 🙂 i z takiego powodu, że urodzona 16 lipca 🙂
pa pa m
Czasami krytycy, nieomylni-we-własnym-mniemaniu okazuja sie byc omylni i to rowniez we własnym mniemaniuNagranie recitalu odsłuchane w dzień po napisaniu „sprawozdania” z nowojorskiego debiutu Ms.Gagliano (której najprawdopodobniej będę, choćby tylko jako słuchacz , kibicować bez względu na jej datę urodzenia!) uświadomiło mi, ze moja ocena jej Suity angielskiej Bacha była zbyt surowa i opierała sie w zbyt znacznym stopniu na preferencjach raczej niz na samym kwalitecie wykonania. Wiec ten kwalitet byl niepodważalny, władanie klawiatura bezbłędne, równość uderzenia absoutnie wyrównana, a więc w sumie znakomita pianistyka, która na „pierwszy rzut słuchu” jakoś do mnie nie przemówiła.Zdecydowalem, ze zrehabilituje sie- jeśli tylko we własnych oczach- i napisze troche lepiej i troche obszerniej na stronie internetowej http://www.concertonet.com, gdzie moje angielskojęzyczne wpisy ukazują sie juz od ładnych paru lat ( od 2016).Jak dotąd jej debiut w NY przeszedł bez echa i to jest dzis regula raczej niz wyjątkiem….
Jeszcze o tegorocznych Eufoniach:
https://www.dwutygodnik.com/artykul/9817-kto-sie-boi-pawla-szymanskiego.html
A w Wyborczej wywiad z Kompozytorem:
https://wyborcza.pl/7,113768,27865381,pawel-szymanski-cenzura-udaje-ze-jej-nie-ma.html
Szanowny Użytkowniku tadpiotr. Chyba byliśmy na różnych koncertach. W Narodowym Forum Muzyki była pełna sala podczas koncertu premierowego pieśni Wajnberga. Wyprzedane wszystkie miejsca dostępne wtedy na koncert. A Monika Kruk rzeczywiście mówiła o trudnej nieraz w odbiorze muzyce Wajnberga, wierząc, że mimo wszystko zostanie ona ciepło przyjęta.. komentarz Pana pozostawiam więc do przemyślenia.
Dzień dobry, bardzo się cieszę, że wspólnie tworzyliśmy publiczność tego wieczora w Filharmonii.
Gdyby nie dramatyczne zakończenie, osobiście wręczyłbym Pani prezent, który wczoraj, w 102. rocznicę urodzin kompozytora, świętował swoją premierę, a którym, jak sądzę, wypełniam zadanie, o którym Pani pisze.
Do słów Juliana Tuwima Mieczysław Wajnberg napisał także pieśń na głos basowy z fortepianem, op. 84 „O siwa mgło” – zresztą pisany w tym samym czasie, co symfonia „Kwiaty polskie”.
Serdecznie pozdrawiam i zachęcam do lektury:
https://www.polskieradio.pl/8/6546/Artykul/2859628
https://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/2863793
https://tvpkultura.tvp.pl/57202706/album-cd-weinberg-mother-tongue
Dzień dobry, ja też się bardzo cieszę, jak również z płyty, z którą chętnie się oczywiście zapoznam 🙂 Na tym koncercie-spektaklu w POLIN byłam: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2019/02/17/eksperyment-z-wajnbergiem-uzgodnienie-z-zornem/
Pieśń Wajnberga O siwa mgło ma również tekst wzięty z Kwiatów polskich.