Dzień śpiewu, dzień folku

Z różnych względów tegoroczna edycja Actus Humanus zawiera głównie muzykę instrumentalną. Jest tylko parę koncertów z udziałem śpiewu, a dwa z nich przypadły dziś.

Patrizia Bovi jest zdumiewającym zjawiskiem. Wciąż jest piękna i ma piękny głos, na oko nie dałoby się jej więcej niż 40 lat, a przecież swój zespół Micrologus, z którym wielokrotnie bywała także w Polsce (również na pierwszym Actus Humanus, na którym mnie nie było) założyła w 1984 r. i to przecież nie był pierwszy zespół, w którym uczestniczyła. Teraz przyjechała sama, by dać, akompaniując sobie na harfie romańskiej (mamy ciąg harfowy, po wczorajszym Lawrence-Kingu jutro jeszcze Ben Bagby, ale te harfy są bardzo od siebie różne), recital poświęcony kobietom.

Pieśni, które śpiewała, mają w większości pochodzenie ludowe, z wyjątkiem dwóch ostatnich autorstwa Hildegardy z Bingen. Pierwsza część recitalu dotyczyła prostych, dramatycznych historii zwykłych kobiet: wykorzystanej i oszukanej (Cecilia), wdowy (Mare maje, scura maje z Abruzji), matki oraz kobiety wiarołomnej (romanse sefardyjskie). Potem parę pieśni dotyczących świętych: Barbary i Marii Magdaleny, oraz najświętszej – Marii. Wreszcie ostatnie, w tym właśnie dwie autorstwa Hildegardy, nawiązują do tradycji sybilli, wieszczek. Program piękny i wzruszający – nie można było się nasłuchać i napatrzeć.

Wieczorem zespół Marii Pomianowskiej wykonywał kolędy w charakterystycznych dla tej artystki aranżacjach. „Suczystka” (takie słowo wymyśliła dla grających na suce biłgorajskiej) przywiozła tym razem swoich studentów i doktorantów, w tym… Chinkę Mingjie Yu grającą na zheng xiaomeng, czyli rodzaju chińskiej cytry. W użyciu były też fidele płockie, flety i fujarki, bębny, duduk oraz tzw. wspak – instrument będący właściwie rzeźbą autorstwa Andrzeja Króla. Co zaś do samych wykonań (zakończonych wspólnym śpiewaniem kolędy Bóg się rodzi), owego szczególnego radosnego eklektyzmu łączącego muzykę słowiańską i azjatycką, można takie granie lubić albo nie, ale nie można mu odmówić żywiołowości, temperamentu, który bywa zaraźliwy.

PS. Jakoś nie wspomniałam jeszcze, że w Sopocie byłam już w niedzielę. Jak tylko ktoś tam się znajdzie w pobliżu, koniecznie trzeba zobaczyć Nowosielskiego, a pieski też piękne. Zrobiłam trochę zdjęć, ale wrzucę dopiero w Warszawie. A na razie – znaliście tego pieska? Ja nie.