Trochę nostalgii
„Wczoraj był śpiew i folk kobiecy, a dziś męski” – powiedziała Magda Łoś. Dla nas obu były to również wspomnienia z dawnych czasów, w tym pierwszych festiwali Pieśń Naszych Korzeni.
Wczoraj wspominałyśmy występy Patrizii Bovi z jej zespołem Micrologus, dziś po południu Benjamin Bagby, podobnie jak niegdyś w Jarosławiu, śpiewał Beowulfa. Także z harfą, ale jeszcze inną – przypominającą raczej grecką lirę czy kitarę, siedmiostrunną, na której gra się bez skracania strun. Z tym instrumentem śpiewał również wtedy; został zrekonstruowany według wykopaliska.
Bagby ze swoim wciąż istniejącym zespołem Sequentia (z którym też przecież wielokrotnie do nas przyjeżdżał) odwiedził Actus Humanus trzy lata temu. Napisałam o nim wówczas, mając w pamięci dawne koncerty: „Dziś to stateczny pan, wciąż aktorski, ale już nie tak intensywnie ekspresyjny”. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że dostosował się do repertuaru, a także do okoliczności, że nie występował sam. Tym razem było zupełnie inaczej. W Jarosławiu w latach 90. dopiero zaczynał przygodę z tym eposem; dziś jest już po wielu latach z nim obcowania, a zarówno jego głos, jak aktorstwo nabrały niesłychanej mocy. Zaczarował nas po prostu – nie tylko bard, ale wspaniały storyteller, wciągnął nas po uszy w opowiadaną historię. Dziś w porównaniu z tamtym występem byliśmy w komfortowej sytuacji – wyświetlano nam na ekranach napisy. Wówczas nie wiedzieliśmy w ogóle, o czym śpiewa, ale i tak było to ogromnie sugestywne. Tłumaczenia – na występ Bena na Wratislavii – dokonał nieodżałowany Maciej Kaziński.
Także właśnie Maciej Kaziński był wraz z Pawłem Iwaszkiewiczem współtwórcą zespołu, który wystąpił wieczorem – Orkiestry Czasów Zarazy. Byłam na ich pierwszym występie, który miał miejsce podczas Roku Chopinowskiego, na pierwszej edycji festiwalu Wszystkie Mazurki Świata. Idea wzięła się od Telemanna, jego notatek na temat polskiej muzyki ludowej i jej „dzikiego piękna”, wraz z przykładami: chodziło o to, by odtworzyć to, co Telemann mógł w naturze słyszeć, stąd obecność zarówno muzyków związanych z barokiem, jak z muzyką tradycyjną – tę ostatnią reprezentował wówczas Janusz Prusinowski, dziś Witold Broda (skrzypkowie); Maciej Kaziński (grający na basie) i Paweł Iwaszkiewicz (dudy, fujarki, szałamaja) byli właściwie pośrodku. Bas zastąpiła wiolonczela barokowa Tomasza Frycza, do tego jeszcze skrzypce klasyczne (Wojciech Hartman), puzon (Piotr Wawreniuk) i regał (Mirosław Feldgebel). Zestaw nieprzypadkowy, wynikający właśnie z notatek Telemanna. Orkiestra Czasów Zarazy wystąpiła już w Gdańsku w zeszłorocznej, pandemicznej edycji online Actus Humanus (znów zresztą było dziś tłumaczenie, że nazwa zespołu nie ma nic wspólnego z tym, co się właśnie dzieje, bo powstała dekadę temu i odnosi się do strasznego okresu w historii Polski, jakim był początek XVIII w.) i wtedy grała właśnie Telemanna; dziś poświęciła koncert kolekcji dawnych tańców polskich, sporządzonej przez niemieckiego muzyka Johanna Heinricha Dahlhoffa, która niegdyś, przed wojną, znajdowała się w Gdańsku, a obecnie jest w Niemczech, o czym i o wielu innych sprawach barwnie opowiadał Paweł Iwaszkiewicz. Granie było równie barwne i choć, właśnie w nawiązaniu do smutnego okresu w historii, skończyło się smutno, to i tak bardzo poprawiało nastrój w ten zimowy wieczór. Mimo, że wciąż mamy zarazę.
Komentarze
A dokładniej, w niemieckiej bibliotece jest mnóstwo manuskryptów Dahlhoffa oprócz tego, który przechowywano w Gdańsku. Ten przyczynił się do emisji gazów cieplarnianych podczas ćwiczeń artyleryjskich po wyzwoleniu, jak to się często słyszy, czy zdobyciu miasta, co jest mniej popularne, ale za to bliższe faktom. Część tego gdańskiego zbioru skopiował przed wojną pewien Szwed i zabrał do domu, dzięki czemu koncert mógł się odbyć. 😎
O, tu są te nie-gdańskie:
http://resolver.staatsbibliothek-berlin.de/SBB0000969000000000
Benjamin Bagby i Beowulf: https://www.youtube.com/watch?v=2WcIK_8f7oQ
Według wczorajszej opowieści Pawła Iwaszkiewicza Rosjanie złupili bibliotekę gdańską i wywieźli do Moskwy. Po jakimś czasie te nuty, gdzie było napisane po niemiecku, oddali do Berlina.
Coś mi się wydaje, że to pewne uproszczenie. Może coś wywieźli, może do Moskwy, ale raczej to mało prawdopodobne, bo na skrupulatne łupienie centrum Gdańska służby nie miały dużo czasu, przyszły inne rozkazy i było po łupieniu. Skoro za jedyne źródło ten sam Paweł Iwaszkiewicz uważał spuściznę owego Szweda, to nic mi się nie trzyma kupy.
A, jeszcze – nie oddali, bo było po niemiecku, tylko przehandlowali za ciężkie pieniądze i handlują do dzisiaj.
A dziś wróciliśmy do muzyki instrumentalnej. Po południu Hopkinson Smith – stateczny mistrz (dziś wygląda trochę jak urzędnik…), z przyjemnym repertuarem z tabulatur z początku XV w., czyli samych początków. Wieczorem bardzo udany koncert Royal Baroque Orchestra Lilianny Stawarz z sześcioma symfoniami Williama Boyce’a (1711-1779) – temat zadany przez Filipa Berkowicza i, jak się okazuje, świetna, zgrabna muzyka, jeszcze korzeniami w Haendlowskim baroku, trochę już jednak zwrócona w przyszłość. Długie były oklaski, stojak i dwa bisy. Podziwiać, że orkiestra, która właściwie zbierała się swego czasu tylko do grania na Festiwalu Oper Barokowych, może dobrze grać i takie rzeczy – ale w końcu jest tam wielu starych wyjadaczy – profesjonalistów, którzy znajdą się w każdej sytuacji.
Wiem, że w Gdańsku Actus Humanus ale może kogoś zainteresuje
Święta w Wigmore Hall
https://wigmore-hall.org.uk/whats-on/christmas-at-wigmore-hall
świetni wykonawcy, są live streamy
dzisiaj Gabrieli Consort & Players, a w poniedziałek Vox Luminis
Jak pięknie móc tak się oderwać od wszystkiego! Czytam z nieustającą zazdrością i wdzięcznością.
Tymczasem cenzura aż hula po kolejnych polach, niekoniecznie muzycznych:
https://wyborcza.pl/7,75517,27898757,cenzura-w-pismie-dla-dzieci-poszlo-o-uchodzcow-kasdepke-idzie.html
https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,27898388,tytul-grafiki-lex-szyszko-usuniety-z-muzeum-slaskiego-autor.html
Przepraszam za offtop, ale mechanizm wydaje się podobny, jak w niedawnej sprawie utworu P. Szymańskiego. Paskudnieje nam ta rzeczywistość coraz bardziej…
No dokładnie. Z tą różnicą, że u Szymańskiego było śmiesznie, a u Kasdepke była szlachetna intencja. Tym bardziej przykre.
Dziś był dzień smyczków: po południu Krzysztof Firlus z dalszym ciągiem suit pana de Sainte-Colombe-syna (tylko nie wiadomo czyjego – pisałam w zeszłym roku, kiedy ten sam gambista cykl rozpoczynał), a wieczorem {oh!} Orkiestra Historyczna z Concerti grossi z op. 3 Francesca Geminianiego. Energii mnóstwo; Martyna Pastuszka miała też swoje dwa numery solowe: Fantasię c-moll Nicoli Matteisa i Assaggio g-moll Johana Helmicha Romana, z którego wykonała tylko dwie pierwsze części tłumacząc się, że i ją dopadła wiadoma choroba (nie teraz, ale niedawno), która bardzo osłabia. Ale daj boże takie osłabienie każdemu – jak zawsze niemal tańczyła przy swoim pierwszym pulpicie, uprawiając teatr muzyczny, ale nie hałasując tak, jak Plewniak 😉