Lutosławski i trzech panów B
Kwartet im. Lutosławskiego w Studiu im. Lutosławskiego nie mógł nie zagrać Kwartetu smyczkowego Lutosławskiego. Ale sąsiedztwo dla tej muzyki było interesujące, nawet intrygujące.
Jak się okazuje, zestaw ten wymyślili organizatorzy z Towarzystwa im. Witolda Lutosławskiego. Ale też sami muzycy z Lutosławski Quartet lubią nietuzinkowe zestawienia utworów, i twierdzą, że utwór ich patrona, choć trochę już po latach byli nim zmęczeni, odświeżył im się przy tej okazji, zwłaszcza że był, można powiedzieć, u siebie w domu.
Lutosławski na koniec, a na początek Play Bairda – cieszę się, że ten utwór wraca (parę miesięcy temu słyszałam go w wykonaniu Sinfonia Varsovia Quartet), bo bardzo jest tego wart. W programie zacytowano słowa samego kompozytora o tym, że w swoich utworach z tego czasu próbował posunąć się naprzód, a muzyczna ich zawartość wydaje mu się „mniej ‚układna’ czy nawet surowsza” i tak rzeczywiście jest, właśnie ta surowość i prostota, a przez to pewna dobitność stanowi walor tego kwartetu. W zaskakujący sposób korespondowała ona z Pieśnią dziękczynną uzdrowionego z XV Kwartetu smyczkowego op. 132 Beethovena (w programie podano pełby tytuł tej części: Heiliger Dankgesang einer Genesenen an die Gottheit, in der lydischen Tonart [Dziękczynna modlitwa uzdrowionego poświęcona Bóstwu, w tonacji lidyjskiej]. Ja bym raczej przetłumaczyła: nabożna pieśń dziękczynna, bo Gesang to jednak śpiew, a czy Gottheit to Bóstwo, czy może boskość, też wydaje mi się dyskusyjne. Mniejsza z tym, dzieło to jest uduchowione, ale w szczególny sposób, jakby bezcielesne, ogołocone, jak w pustym, niczym nie przyozdobionym wnętrzu kościelnym. Nie jest to ten sam typ surowości co u Bairda, ale pasuje.
Z kolei dzieło Lutosławskiego zostało poprzedzone drugą częścią (Adagio molto) z V Kwartetu smyczkowego Bartóka. Zestawienie bardzo uzasadnione, Lutosławski inspirował się Bartókiem (i sam o tym mówił), może ja wybrałabym zamiast tego wolną część III (Non troppo lento) z innego, IV Kwartetu, a to ze względu na pewne pokrewieństwo z przedostatnim odcinkiem utworu Lutosławskiego, Funebre. Jednak i to zestawienie było dobre, a bezpośrednie przejście z jednego utworu do drugiego – prymariuszka zaczęła po prostu swoje solo bezpośrednio po zakończeniu fragmentu Bartóka – wydało się całkiem naturalne. Pokrewieństw w całym programie było więcej, bo i w Play są momenty trochę przypominające utwór Lutosławskiego.
Lutosławski Quartet wykonał ten program z wielką wrażliwością i subtelnością. Skład zespołu w większości pozostaje od początku istnienia ten sam, tylko prymariusze się zmieniali – po Jakubie Jakowiczu i Bartoszu Worochu od dwóch lat jest nią Roksana Kwaśnikowska, świetna w tej roli, dobra liderka, mająca wszelkie walory solistki, ale nie narzucająca ich.
Komentarze
I że też człowiek nie może się rozdwoić, albo nawet roztroić. Jednak polazłem do Filharmonii, ze względu na Mahlera i Błażewicza. A jeszcze w Promie na Brukselskiej grał Jakowicz Senior. I to wszystko w apogeum pandemii.
Dziś jest tak parszywa pogoda, że waham się, czy iść do Studia, ale w najgorszym przypadku można będzie posłuchać transmisji w radiowej Dwójce.