Neron, czyli Poppea

L’Incoronazione di Poppea została pokazana w paryskim teatrze Athénée jako Il Nerone – w nawiązaniu do pierwszego paryskiego wystawienia tego dzieła.

Vincent Dumestre, kierujący przedsięwzięciem, napisał w obszernym komentarzu, jak to się stało. Otóż przyjechała do Paryża trupa, która miała zagrać Orfeo Luigiego Rossiego. Z tego jednak nic nie wyszło, bo dzieło było jeszcze nieukończone, więc – jako że w zespole uczestniczyły osoby, które brały udział kilka lat wcześniej w weneckim prawykonaniu Koronacji – postanowili zagrać arcydzieło Monteverdiego. Mieli do dyspozycji „małą salę bez maszynerii i scenografii”, więc trzeba było zrezygnować z efektów typu deus ex machina. Niewielka bombonierka, jaką jest teatr, w którym wystawiono to dziś, przypomina barokowe włoskie teatry, więc bardzo się do tego nadaje. Reżyseria Alaina Françona i scenografia Jacquesa Gabela też jest minimalistyczna. Kostiumy współczesne, ale o symbolicznych barwach. Do tego młodzi śpiewacy z paryskiej Akademii Operowej i towarzyszący im perfekcyjny jak zawsze i pełen ognia kameralny (10-osobowy) skład Le Poème Harmonique.

Ta wersja różni się od tego, co ostatnio słyszeliśmy w Warszawie – nie ma przede wszystkim wykonywanego zwykle na koniec duetu Nerona i Poppei Pur ti miro. Dumestre twierdzi wręcz, że nie dość, że z pewnością nie napisał go Monteverdi, lecz na dodatek powstał po jego śmierci (kompozytor zmarł rok po prawykonaniu tego dzieła). Duetów takich zresztą jest jeszcze tu parę, jeden z nich nawet ma podobną zawartość muzyczną (Partiamo). Przywrócona została natomiast scena szósta z aktu II. Niestety nie dowiemy się już chyba, jak przedstawiała się oryginalna wersja, ponieważ dzieło nie zostało wydane, a autorski manuskrypt zaginął.

Lubię słuchać adeptów akademii operowych i zgadywać, kim będziemy się zachwycać w przyszłości. W międzynarodowym składzie zwróciło moją uwagę kilka osób: efektowna sopranistka włoska Martina Russomanno (Fortuna i Drusilla), hiszpański bas Alejandro Baliñas Vieites (Seneka), a przede wszystkim kontratenory: Fernando Escalona z Wenezueli jako totalnie zepsuty i zmysłowy Neron, Leopold Gilloots-Laforge jako rzewny Otton, no i człowiek, który rozbił bank: Léo Fernique jako niańka Arnalta, znakomicie wcielony w rolę starszej pani z ludu (inaczej niż w wersji warszawskiej, Nutrice i Arnaltę śpiewają tu różne osoby). Co do Poppei, to Marine Chagnon śpiewała owszem, ładnie, ale brakło jej rysu uwodzicielki – strasznie poważna się wydawała. Choć pogardę i w ogóle złe cechy potrafiła zagrać.

I w tym spektaklu pojawił się na zakończenie pewien symbol, który miał pokazać, że ten finalny triumf zła jest jednak czymś nie w porządku: w tle zaślubin Nerona i Poppei na ścianie pojawiają się krwawe kwiaty. A może tylko krwawe plamy zamiast kwiatów?