Inny Don Giovanni

W ramach cyklu oper nieznanych na Festiwalu Beethovenowskim wykonywane są albo zapoznane arcydzieła, albo zapomniane ciekawostki. Don Giovanni Giuseppego Gazzanigi należy do tej drugiej kategorii.

Jest jednym z wielu opracowań tego tematu i, co szczególnie ciekawe, powstałym nieco przed genialnym dziełem Mozarta. Libretto do niego napisał Giovanni Bertati. W ciekawym eseju zamieszczonym w programie Ryszard Daniel Golianek twierdzi, że o ile Da Ponte je znał i w pewnej mierze się na nim opierał pisząc swoją wersję, to Mozart nie znał tej muzyki – libretta bywały powszechnie dostępne, partytury zaś nie. Mógłby znać, gdyby operę tę wystawiono w Wiedniu, ale napisana ona była dla Wenecji i tam wykonana (stąd zresztą wychwalanie tego miasta przez bohaterów w finale), w tym kierunku zaś Mozart w owym okresie nie podróżował.

Jest wiele podobieństw między librettami, ale i różnic. Don Giovanni u Gazzanigi uwodzi aż cztery kobiety: Annę, Elwirę, Ximenę i Maturinę, z których ta ostatnia jest odpowiedniczką Zerliny. Da Ponte słusznie postać Ximeny zlikwidował, ponieważ niczego ona dramatycznie nie wnosi. Anna pokazuje się tu tylko na początku, ponieważ w oczekiwaniu na ujęcie mordercy jej ojca udaje się do klasztoru. Maturina początkowo pojawia się z chórem wieśniaków i narzeczonym Biagio, ten jednak również szybko znika i nie pojawia się aż do końca. Ona z kolei zarysowana jest nieco mocniej, wchodząc w złośliwy dialog z Elwirą, podobnie jak w Weselu Figara Zuzanna z Marceliną.

Główna różnica – to powierzenie tytułowej roli tenorowi. Co wskazuje na to, że tu bardziej podkreślona jest jego rola amanta, a ponadto nie ma tu wątku zamiany pana ze sługą (który tutaj nazywa się Pasquariello) i wszystkich qui pro quo z tej sytuacji wynikających. To rozwinięcie jest jeszcze jedną z oznak geniuszu dramatycznego Da Pontego (dzięki niemu powstał cudowny ansambl, jeden z najpiękniejszych w historii muzyki). Tenorowy Don Giovanni jest bardziej czuły (choć tak samo cyniczny) i wciąż np. przybiera uwodzicielskie tony do Elwiry, choć u Mozarta traktuje ją pogardliwie jako kobietę już porzuconą. Nawiasem mówiąc, dlaczego Don Giovanni u Mozarta jest barytonem? Zapewne dlatego, że nie jest już pierwszej młodości, musiał przecież kiedyś zdążyć uwieść te mille e tre i wiele innych. Nie jest już chłopięcy, lecz męski.

Jeżeli wykonuje się to dzieło, to chyba wyłącznie z powodu chęci porównywania z Mozartem (na YouTube jest parę nagrań w całości). Przyznam, że gdy tego słuchałam, to również podświadomie oczekiwałam na coś, co będzie przypominać czy przynajmniej przywodzić na myśl Mozarta, a przynajmniej będzie oryginalne. Jedyną oryginalną rzeczą jest tu zakończenie całości wesołą tarantelą – wszyscy się cieszą, że rozpustnik został ukarany. U Mozarta końcówka jest morałem, dla zwiększenia powagi ubranym w formę fugi.

Gazzaniga operuje zręcznie zwrotami-szablonami, zarówno w recytatywach, jak w ariach. Funkcje harmoniczne są dość proste. Mało jest dramatyzmu – kompozytor chyba nie bardzo umiał dobrać właściwe środki. Ale na pewno ciekawie było się zapoznać, zwłaszcza że wykonanie było bardzo dobre. Z solistów należałoby pochwalić właściwie wszystkich (wymienieni są w programie dostępnym pod linkiem powyżej), a i orkiestra Filharmonii Poznańskiej, w kameralnym składzie smyczkowym plus dwie waltornie, fagot i klawesyn, pod batutą oczywiście Łukasza Borowicza, świetnie się tym razem spisała. Przy okazji dowiedziałam się, że niedawny niezbyt udany występ poznaniaków w Warszawie wziął się stąd, że trochę muzyków się pochorowało i poszukano w ostatniej chwili zastępstwa. Taka prawda – pandemia wcale się nie skończyła, mimo że zrzuciliśmy maseczki.

PS. Taki sensacyjny news. Tym koncertem orkiestra ta rozpoczyna trasę po Europie. Myślę, że obecność obowiązkowa.