Rusałka raczej do słuchania

Wiele się spodziewałam po nowej realizacji Rusałki w Semperoper, ponieważ dużo dobrego słyszałam o realizacjach Christofa Loya. Niestety pod tym względem spektakl mnie rozczarował – ale na szczęście nie pod względem muzycznym.

W zapowiedziach mowa była o tym, że akcja została przeniesiona w świat baletu oraz męskich pożądań. Trochę się zastanawiałam, czy to będzie jakaś akcja nawiązująca do #metoo i jak to uda się połączyć z mówiącą jednak całkiem o czymś innym opowieścią Antonina Dvořáka i scenarzysty Jaroslava Kvapila. Było nie wiadomo co, całość rozgrywała się jakby w wejściu do teatru, z kasą z boku (kasjerką jest, jak się okazuje, Ježibaba), z pojawiającymi się w I i III akcie skałami, które znikają w II akcie, gdy znajdujemy się w pałacu Księcia (ale nadal jesteśmy w tym samym teatrze). Nimfy tańczą – więc tutaj są baletnicami. Nie wiedzieć czemu zatem na początku ich siostra przecież, Rusałka, jest tancerką kulawą, z opatrunkiem na nodze, polegującą na łóżku i chodzącą o kulach. A Ježibaba dopiero sprawia, że Rusałka też zaczyna tańczyć.

Nie ma co się wdawać w interpretacje – koledzy, z którymi byłam na spektaklu, wymyślili ich parę (jednemu się podobało, dwóm innym nie) i mogłoby ich być jeszcze więcej. II akt, w którym było mnóstwo agresji seksualnej, zarówno między gośćmi Księcia, jak między nim a Rusałką, która go odpychała, może mówić np. o konfrontacji wyidealizowanej wizji człowieczeństwa, jaką miała Rusałka, z prawdą o ohydzie człowieczego świata. Nawiasem mówiąc, z lekka ciarki mi przeszły o krzyżu, gdy Ježibaba w finałowym akcie, gdy próbuje namówić Rusałkę do zabicia Księcia, mówi, że stajemy się człowiekiem wtedy, gdy przelewamy krew. Jak to dziś brzmi…

Mniejsza o treść i wymowę, można było na scenę nie patrzeć, ale słuchać było warto. Najpierw znakomicie brzmiąca orkiestra i prowadzenie całości przez Joanę Mallwitz – tutaj wszystko, co słyszałam dobrego, potwierdziło się. Świetna rola tytułowa Olesyi Golovnevej, przekonującej w swojej niewinności. Pavel Černoch, dla którego rola Księcia jest rolą koronną od lat (ze względu zarówno na głos, jak na prezencję), wciąż jest w dobrej formie. Elena Guseva (Obca Księżniczka) może trochę zbyt mocno rozwibrowana, ale robi wrażenie. Mocny, ekspresyjny Alexandros Stavrakakis jako Wodnik, Christa Mayer – świetna Ježibaba (dawno nie słyszałam tej roli tak dobrze zaśpiewanej), poboczne role też dobre.

Tyle o premierze, ale dzień był w ogóle bardzo intensywny – tak jest zwykle na wyjazdach organizowanych przez Dresden Marketing (jestem na takim już trzeci raz). Rano zwiedzaliśmy manufakturę organową Jehmlich (firma rodzinna, oprowadzał nas pan Ralf Jehmlich, szóste pokolenie), która zajmuje się zarówno budową, jak konserwacją zabytkowych organów, m.in. tych Silbermanna w Katedrze św. Trójcy, których następnie poszliśmy posłuchać – brzmią przepięknie. Po południu najpierw krótki koncert Dresdner Philharmonie w Kulturpalast (w programie Bartók i Kodály), które to miejsce świętuje właśnie pięciolecie otwarcia na nowo (byłam na tym otwarciu), a potem w Kreuzkirche nieszpory, na których Cappella Sagittariana zagrała tym razem ze słynnym chłopięcym Dresdner Kreuzchor. Oczywiście Schütza.