Pretty i Artur

Dopiero co jej siostra Nombulelo triumfowała na Konkursie Moniuszkowskim, a dziś sama Pretty Yende zaśpiewała w Operze Narodowej, dając wspólny recital z obchodzącym właśnie jubileusz kolegą – Arturem Rucińskim.

Trudno powiedzieć, kto tu był czyim supportem. To był koncert z okazji jubileuszu Rucińskiego – właśnie mija 20 lat, odkąd zadebiutował tu tytułową rolę w Onieginie. Tak więc on był tu gospodarzem. Ale sopranistka była zdecydowanie gwiazdą. W duetach byli przejmujący również aktorsko – oboje są dobrzy w tej dziedzinie.

Artur Ruciński w pierwszej części wyszedł na scenę w fikuśnym garniturze – o ile rozpoznałam, projektu Chi Chi Ude, tej samej polskiej projektantki o nigeryjskich korzeniach,, u której zamawia garnitury Jakub Józef Orliński. Jeśli tak, to był to przy okazji miły afrykański ukłon w stronę współsolistki. Bardzo mu zresztą było w tym garniturze do twarzy, podkreślał jego urodę – jak to nazywam – waleta kier. Po uwerturze do Luisy Miller zaczął od arii i cabaletty Millera. Pretty – trochę nabrała ciała przez ostatnie lata, upodabniając się pod tym względem coraz bardziej do siostry – zaczęła z kolei znaną wesołą arię z Lindy z Chamonix Donizettiego.

Ten repertuar dominował w całym koncercie, ponieważ dziś belcanto to specjalność obojga. Dawno nie słyszałam Rucińskiego; dobry był zawsze w rolach zimnych drani typu Ashton z Łucji z Lammermoor czy Hrabia z Wesela Figara. Przypomniał pierwszą z tych ról w znakomitym duecie z Pretty. Natomiast w dzisiejszych solowych występach, jak aria Renata z Balu maskowego czy aria Makbeta, pokazał się również od strony bardzo emocjonalnej – takiej jego strony jeszcze nie słyszałam. Oboje też przejmująco wykonali całą scenę Violetty i Germonta z II aktu Traviaty.

Pretty w swoich solówkach – poza wspomnianą Lindą urocza i wirtuozowska Rozyna oraz rozdarta emocjonalnie Violetta z I aktu Traviaty – pokazała nie tylko piękny, jasny głos i technikę, ale też mnóstwo wdzięku. Jest to głos zupełnie inny niż jej siostry, która, przypomnę, zachwycała nas m.in. w Wagnerze. Myślę, że i młodszą Yende czeka kariera, choć zapewne inna. Pretty już jest na szczytach, i to od dość dawna.

Orkiestra pod batutą swego szefa Patricka Fournilliera partnerowała solistom świetnie, tylko trochę za głośno, ale to zawsze jest problem takich koncertów. Co robić – chować orkiestrę do kanału, żeby proporcje były takie, jak kompozytor zamierzał? Czy grać ciszej – ale to zmiana partytury?

Publiczność przyjęła wszystkich entuzjastycznie, ale doczekała się tylko jednego, uroczego bisu: Là ci darem la mano.