Retro z fletem

Każda edycja festiwalu NDI Sopot Classic zawiera koncert muzyki polskiej. Co dwa lata jest to koncert laureatów powiązanego z festiwalem Konkursu Kompozytorskiego im. Krzysztofa Pendereckiego, ale ten rok jest niekonkursowy.

W programie znalazły się cztery utwory, w tym trzy autorstwa kompozytorów, którzy bywali członkami jury: Krzysztofa Meyera, Mikołaja Góreckiego i Pawła Łukaszewskiego (czwartym był Andrzej Panufnik). Łączyła te dzieła obecność fletu, a w jednym przypadku nawet dwóch. Głównym więc bohaterem był znany austriacki flecista Michael Martin Kofler, wieloletni profesor Mozarteum. Pamiętam, jak przyjeżdżał na festiwal Stanisława Gałońskiego Muzyka w Starym Krakowie. Było to dość dawno, ale solista i dziś jest w znakomitej formie. Drugą flecistką, która pojawiła się na tym koncercie, była Natalia Egielman, gdańszczanka, obecnie studiująca w Mozarteum właśnie u Koflera. Byli też inni soliści: klawesynistka Alina Ratkowska (w utworze Meyera) i kostarykański, a obecnie działający w Polsce harfista Carlos Peña Montoya (w kompozycji Panufnika). Orkiestrą Polskiej Filharmonii Kameralnej dyrygował tym razem Rafał Janiak.

Pozwoliłam sobie zrobić w tytule tego wpisu aluzję do Concerto retro Meyera na flet, orkiestrę smyczkową i klawesyn, a to dlatego, że właściwie wszystkie wykonane utwory były w jakimś sensie retro. Pominąwszy może Panufnika – jego Sinfonia concertante na flet, harfę i smyczki z 1985 r. napisana została w stylistyce, jakiej kompozytor był wierny całe życie: kręgi, symetrie, łagodne, ciepłe harmonie, klimat rzewnej melancholii, do którego zarówno brzmienie fletu, jak harfy bardzo pasuje.

Wracając do Concerto retro, to jest to retro szczególne. Oczywiście słychać tu nawiązania do barokowych koncertów, ale jakby przez pryzmat Szostakowicza, który też przecież choćby w swoich fortepianowych preludiach nieraz do baroku nawiązywał. Jest tu wiele bardzo szostakowiczowskich momentów (choć i ze Strawińskim parę chwil się kojarzy). Tak więc jest to retro zwrócone zarówno w stronę baroku, jak neoklasycyzmu.

Neoklasyczny jest II Koncert fletowy Mikołaja Góreckiego, który chwilami sprawia wrażenie muzyki filmowej, ale jeszcze bardziej – Wings Concerto na dwa flety i orkiestrę kameralną Pawła Łukaszewskiego, pełen wirtuozowskich biegników fletów w słodkich tercjach. Ogólnie była to muzyka bardzo przystępna, która niespecjalnie angażuje intelektualnie, ale po prostu może się podobać i odprężać. Taka też jest potrzebna. I jeszcze na koniec pyszny bis dwojga flecistów: małe wariacje na temat arii Papagena z I aktu Czarodziejskiego fletu – jak na reprezentantów Mozarteum przystało.