Kolejni laureaci

Po południu Martín García García – laureat III nagrody na ostatnim Konkursie Chopinowskim, wieczorem – Aleksandra Świgut, zdobywczyni II nagrody na I Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych.

Słuchanie uczestników konkursu po konkursie jest ciekawe z dwóch powodów. Gdy grają inną muzykę, można się dowiedzieć więcej o ich osobowości artystycznej. Gdy grają Chopina, są zwykle już bardziej na luzie i pokazują, co o nim naprawdę myślą…

Z hiszpańskim pianistą trochę mam kłopot. Jednocześnie mnie wkurza i budzi sympatię. Ta ostatnia wynika z jego artystycznej szczerości, bo on nie pozuje, taki właśnie jest, żywiołowy, ale też subtelny, ze świetną, błyskotliwą techniką i – chwilami, w szybkich i efektownych fragmentach – zbyt agresywny w brzmieniu. Plus jeszcze jego miny, mruczenie a la Glenn Gould, no i w ogóle lepiej na niego nie patrzeć – dziś zwłaszcza biedak wręcz ociekał, grając w ten upał w marynarce i muszce. Choć niektórym te ostatnie cechy nie przeszkadzają, ale ja byłam zadowolona, że nie siedzę bardzo blisko.

II Partita B-dur Bacha była z początku może zbyt kokieteryjna (w Preludium), ale ogólnie miłe zaskoczenie. Natomiast Sonata h-moll Liszta – tu właśnie była i karkołomna technika, i agresja brzmieniowa, i liryczne fragmenty, no i jakoś nie miałam wrażenia spójnej formy. O wiele bardziej podobała mi się Sonata h-moll Chopina, choć też było tam trochę szaleństw, ale i wiele subtelności. Skrajne były też Chopinowskie walce: e-moll z początku ledwie poznałam, a kolejne szły według zasady: szybko – cyrkowo, wolno – ładnie. Najbardziej mnie jednak ujął bis Federica Mompou – właśnie odkryłam na tubie więcej jego nagrań tego kompozytora. Chciałoby się posłuchać więcej – widać, że pianista świetnie czuje muzykę swojego rodaka.

Wieczorem znów {oh!} i znów na początek Mozart. Jako solista – Lorenzo Coppola, który tym razem zagrał na rożku basetowym, jak mówiono niegdyś – clarinetto d’amore. To właśnie na ten instrument, dla swego przyjaciela Antona Stadlera, Mozart napisał Koncert A-dur – dowodem jest obecność niskich dźwięków nie znajdujących się w skali zwykłego klarnetu. Solista wygłosił kilka słów wstępu, jak zwykle nawiązując do teatru – i podczas grania też, można powiedzieć, „grał” nie tylko na instrumencie, lecz mimiką i gestem. Urocze to było, jak każda obecność Coppoli na scenie – już się cieszę na jego recital 28 sierpnia.

W drugiej części – Koncert e-moll Chopina. Z Aleksandrą Świgut jest inny problem: to muzykalna artystka, ma wiele ciekawych pomysłów, ale zbyt często przydarzają się jej wpadki pamięciowe. Czasem umie je zamaskować, jak w zagranym na bis Mazurku a-moll op. 67 nr 4, a czasem niestety nie, choć mniej osłuchani mogą nie zwrócić na to uwagi. W każdym razie została bardzo ciepła przyjęta przez publiczność. Grała na erardzie z 1858 r. i ich wspólna z orkiestrą interpretacja z pewnością wniosła coś nowego. Trochę zaskakujące było przedłużanie pauz w orkiestrowym wstępie do finału, ale potem nastąpił niezwykle żywiołowy krakowiak.