Kwintet x 2, Collegium 1704 x 2

Po południu dwa utwory bardzo znane, wieczorem – dwa współczesne polskie prawykonania. W programie każdego z koncertów jeden z utworów był autorstwa czeskiego.

Pojawił się pierwszy z zaprzyjaźnionych z ChiJE kwartetów smyczkowych – Apollon Musagète Quartet (drugim będzie oczywiście Belcea Quartet). Ale tym razem nie sam, lecz z dobrze nam znanym, choć z innych festiwali (Beethovenowskich) pianistą Barrym Douglasem. Razem wykonali dwa wybitne dzieła literatury na ten skład: Kwintet f-moll Brahmsa i Kwintet A-dur Dvořáka. Słuchając utworu Brahmsa odnosiłam wrażenie, że kwartet i pianista różnią się bardzo od siebie: Douglas grał, można powiedzieć, jak stary wyjadacz, a Apollony – ogniście i młodzieńczo, co bardziej pasuje do tego niezwykle emocjonalnego dzieła. Może to trochę czepialstwo, ponieważ poza tym nie mam nic do zarzucenia Douglasowi – jest świetnym pianistą i kameralistą. W utworze Dvořáka, który jest łagodniejszy, wręcz momentami sielankowy, takie granie było bardziej odpowiednie, a kwartet się do niego dostosował i w sumie zabrzmiało to pięknie. Publiczność zareagowała wielkim entuzjazmem, ale muzycy nie bisowali.

Na wieczorny koncert w Bazylice św. Krzyża był wstęp wolny, a wiadomo było, że warto przyjść zarówno ze względu na wykonawców, jak na zupełnie nieznane utwory, więc kościół szybko się zapełnił. Z przodu było szczególnie gęsto, bo musiały się jeszcze znaleźć miejsca dla solistów, a i dyrygent stał niemal na wysokości pierwszego rzędu. Miserere, czyli oratorium na Wielki Piątek Józefa Krogulskiego, ostatnie dzieło tego zmarłego w wieku zaledwie 27 lat kompozytora, młodszego kolegi Chopina z klasy Elsnera, sam autor uważał za swoje opus magnum, po którego napisaniu, jak ponoć sam się wyraził, mógł już spokojnie umrzeć. Jakie jest? Łagodne, wręcz słodkie (choć jest i parę mocniejszych fragmentów), bardzo, że tak powiem, składne. Nie jest to utwór, o którym nie da się zapomnieć, ale można go z przyjemnością posłuchać, zwłaszcza w takim wykonaniu jak zespoły Václava Luksa, z których szczególny entuzjazm publiczności wzbudzał zwłaszcza chór – Collegium Vocale 1704.

Podobnie z Requiem Antonina Rejchy, postaci, którą młody Chopin w Paryżu określił jako jedną z „suszonych pupek”, ale sam utwór pochodzi z wcześniejszych czasów, gdy Rejcha jeszcze nie był tak uznaną postacią. Dziwny to utwór – żaden prawie temat nie wchodzi wprost, tylko moduluje z innej tonacji; dopiero gdy dochodzi do ostatniej fugi Cum sanctis tuis, temat jej jest aż nader oczywisty: brzmi identycznie z tym z Requiem Mozarta. Czy to zapożyczenie, czy przypadek – nie wiadomo; reszta utworu raczej Mozarta nie przypomina. I też: nie jest to dzieło, które wbija się w pamięć. Ale wykonanie warte było stojaka. Soliści również byli dobrzy, może tylko trochę kłopotów intonacyjnych w dziele Krogulskiego miał Krystian Adam (czyli Krzeszowiak), ale poza tym głosy interesujące i wyraziste.

Václav Luks wróci jeszcze na tym festiwalu, ale już tylko z orkiestrą.