W kleszczach zła

The Turn of the Screw – nieprzetłumaczalny idiom, oznaczający pogarszanie się złej sytuacji. Nie wiem, czemu w Polsce mówi się na to ostatnio Dokręcanie śruby, przecież nikt jej tu nie dokręca.

Chodzi oczywiście o nowelę Henry’ego Jamesa i – według niej – operę Benjamina Brittena. Nowela funkcjonowała niegdyś jako W kleszczach lęku – pod takim tytułem ją poznałam, ale to też nie jest dobre tłumaczenie. Jeszcze mawiało się Obrót śruby, to może najbliższe oryginałowi, ale też mało zręczne. Tak to już bywa z idiomem, że aby go przetłumaczyć, najlepiej byłoby znaleźć inny…

Co do samego nowego spektaklu Polskiej Opery Królewskiej, bo o nim tu chcę napisać, to siłą rzeczy nasuwały mi się wspomnienia świetnej reżyserii Natalii Babińskiej z Opery na Zamku w Szczecinie sprzed 6,5 lat – była to polska premiera sceniczna tego dzieła. Dzisiejsza, zinscenizowana – podobnie jak poprzedni tutejszy spektakl Brittena Gwałt na Lukrecji – przez Kamilę Siwińską i również pod kierownictwem muzycznym Lilianny Krych, jest trochę mniej przekonująca. O ile Gwałt na Lukrecji widziany był przez pryzmat #metoo, to The Turn of the Screw siłą rzeczy ogląda się przez tyle ujawnionych ostatnio spraw związanych z molestowaniem dzieci, a wiążących się z problemem, jak reagować – przed którym staje główna bohaterka, Guwernantka. Ale inscenizacyjne pomysły, jak ucieleśnienie postaci Lorda, czyli mitycznego wuja dzieci, jako tancerza i to agresywnego wobec bohaterki, czy dziwne czarne korytarze z ruchomej siatki, przez które przeciskają się bohaterowie, trochę dezorientują. Ważnym rekwizytem są duże lalki noszone przez dzieci, a będące ich odwzorowaniem – gdy na końcu Miles umiera, na scenie pozostaje właśnie owa lalka.

Istotą tej noweli jest nienazwane zło. Wiadomo, że Peter Quint i panna Jessel robią dzieciom coś strasznego, ale co – pozostaje zagadką do końca. Co więcej, pozostaje w domyśle, że robili to jeszcze za życia – bo podczas rozgrywania się akcji noweli są już upiorami. Panna Jessel swoją agresję kieruje również przeciwko Guwernantce; Quint nakierowuje się tylko na Milesa. Dzieci pod ich wpływem to zło przejmują, fascynują się nim. Jak je z tej fascynacji złem wydobyć – to kolejne pytanie.

Byłam na drugiej obsadzie, ale. jak słyszę, nie ma pierwszej i drugiej, żadna z nich nie jest tą lepszą, było wręcz losowanie, kto kiedy ma śpiewać. Z dzisiejszej obsady niespecjalnie przypadła mi do gustu Anna Farysej jako Guwernantka, trochę zbyt rozwibrowana, co zaciemniało śpiewaną melodię. O ile dzieci w szczecińskiej realizacji były grane przez dzieci, to tym razem wystąpili mlodzi dorośli: Karolina Róża Kowalczyk jako Flora i Marcin Gadaliński – kontratenor – jako Miles. Demoniczność pokazali zarówno Aleksandra Klimczak jako Miss Jessel i Jacek Szponarski jako Peter Quint; skład uzupełniała jeszcze Olga Rusin jako poczciwa gospodyni pani Grose.

Niestety po tych dwóch premierach, wczorajszej i dzisiejszej, spektakl schodzi z afisza i na pewno nie powróci do końca roku. Dyrektor Klimczak obiecuje, że kiedyś znów się pojawi. Jak tak się trochę skompletuje tych Brittenów, to może kiedyś jakiś festiwal?