Z Ukrainy przez Francję do Niemiec

Pierwszą część programu koncertu w FN ułożył dyrektor Andrzej Boreyko, drugą – dyrygent, Vincent Kozlovsky.

Pod tym zagranicznie brzmiącym pseudonimem artystycznym skrywa się Błażej Wincenty Kozłowski, który osiem lat temu jeszcze jako student krakowskiej Akademii Muzycznej miał „wejście smoka” na Warszawskiej Jesieni. W zeszłym roku prowadził już inaugurację tego festiwalu. Na szeregowym sezonowym koncercie filharmonicznym w Warszawie pojawił się pierwszy raz i myślę, że warto, by wracał. Orkiestra też chyba tak myśli – bardzo ciepło go przyjęła. Ma on widoczną charyzmę i wygląda na to, że dobrze pracuje z muzykami, bo efekt był naprawdę przyzwoity.

Utwór ukraińskiego kompozytora, Borysa Latoszynskiego, i udział Olgi Pasiecznik, choć ustalone zostały, jak wspominam wyżej, przez dyrektora Boreykę, nawiązują do ukraińskich powiązań dyrygenta. Poemat symfoniczny Grażyna powstał w 1955 r., czyli na stulecie śmierci Adama Mickiewicza. Mimo że był to czas panowania socrealizmu, dzieło to ma raczej charakter neoromantyczny., taki postkarłowiczowski trochę. Działa na wyobraźnię. Kontrastem były pieśni owerniackie pochodzącego z tego regionu Josepha Cantaloube (1879-1955), który właściwie głównie w życiu zajmował się ich opracowywaniem – zabrzmiał wybór ośmiu (dziewiąta na bis). Bardzo sympatyczne, o łagodnym, pastoralnym charakterze, i z wielkim wdziękiem zaśpiewane przez solistkę (dziś w o wiele lepszej formie niż na niedawnej premierze Króla Rogera w Gdańsku).

Pomyśleć, że Métaboles Henriego Dutilleux powstały zaledwie 9 lat po utworze Latoszynskiego. Co prawda w programie wspomniano, że orkiestra FN nie grała żadnego z utworów tego wieczoru poza ostatnim, Dylem Sowizdrzałem, ale samo dzieło kompozytora zaprzyjaźnionego z Witoldem Lutosławskim zabrzmiało na tej sali już trzy lata po powstaniu, w 1967 r. na Warszawskiej Jesieni, a grała je orkiestra Radia Francuskiego. Harmoniką i nastrojem przypomina nieco Messiaena. Dyl zagrany po nim wydawał się ryzykownym pomysłem, ale niespodziewanie zabrzmiał w tym kontekście bardzo dobrze, tym bardziej, że w niezwykle energetycznej interpretacji, można powiedzieć – charakternie, czyli zgodnie z usposobieniem bohatera. Okazał się bardzo dobrze przyjętą przez publiczność puentą tego nietypowego zestawu.