Haydn na humor

Dziś znów trzeba było wybierać, bo w Operze Narodowej Powiało na mnie morze snów Pendereckiego. Ale już to znam (i lubię), więc poszłam na koncert Capelli Cracoviensis w ramach Eufonii.

Stwierdziłam, że dawno nie słyszałam tego zespołu na żywo – nie bywałam ostatnimi czasy w Krakowie, do Świdnicy też nie jeżdżę – więc po prostu z ciekawości posłucham. A Haydn na jesienny wieczór też wydał mi się dobrym wyborem. Od paru lat CC nagrywa wszystkie jego symfonie.

Trochę się bałam brzmienia zespołu na Sali Balowej Zamku Królewskiego, więc nauczona doświadczeniem sprzed paru dni, kiedy 11-osobowy zespół huczał mi do uszu, gdy siedziałam w III rzędzie, siadłam bardziej z tyłu. Brzmiało to w sumie nadspodziewanie dobrze, z czym zresztą być może ma coś wspólnego rozmieszczenie muzyków: wszyscy (z wyjątkiem oczywiście wiolonczel i kontrabasów) grali na stojąco, skupieni w głębi.

Zespół jest w niezłym stanie, a szczególną rolę miał tu Robert Bachara w roli koncertmistrza. Przydawał też jakości Tomasz Pokrzywiński jako pierwsza wiolonczela. Muzycy stopniowo się rozgrzewali i o ile początkowo odbiór był pozytywny, ale może bez wielkiego entuzjazmu, to z utworu na utwór wrażenie było coraz lepsze, a już bisy poszły na tempo i na ognistość interpretacji.

Dwie symfonie Haydna, które znalazły się w dzisiejszym programie, nr 74 i 75, są rzadziej od innych wykonywane, właściwie nie wiadomo czemu, bo obie mają wiele uroku. Jest tam wszystko to, co u „papy” lubimy: elegancja, pogoda, a czasem pełne humoru przekomarzanie się. Do tego II Koncert fagotowy młodszego o 30 lat Franza Ignaza Danziego – tu już do głosu doszła przede wszystkim wirtuozeria hiszpańskiego solisty Javiera Zafry (choć instrument nie zawsze był słyszalny), oraz obrazowa symfonia Carla Dittersa von Dittersdorfa Perseusz ratuje Andromedę, w której nieszczęsna Andromeda skarżyła się na swój los uosobiona przez obój, a Perseusz ratował ją w szybkim pędzie orkiestry, po czym na finał zatańczyli menueta. Na bis „polski Haydn”, czyli Jakub Gołąbek – symfonia zagrana w błyskawicznym tempie, jedna część po drugiej – i jeszcze fragment finału pierwszej z zagranych symfonii Haydna.

Wychodziło się z dobrym humorem. Jednak szybko ten humor gasł, przynajmniej w moim wypadku, ponieważ byłam wcześniej na spotkaniu z Wałentynem Sylwestrowem, który po kilku naszych pytaniach dotyczących jego muzyki wygłosił cały monolog o tym, co dzieje się teraz w jego kraju. Dziś właśnie Rosjanie sprawili, że cała Ukraina była kilka godzin bez prądu i wody, wszystkie obiekty infrastruktury są przez nich systematycznie niszczone. Ich bestialstwo nie zna granic. „A my tu o muzyce… ech” – zakończył machnąwszy ręką.

Idę więc na to pierwsze poza Ukrainą wykonanie VIII Symfonii Sylwestrowa (w programie też kompozycje Oleha Bezborodki i Borysa Latoszynskiego) i w związku z tym niestety nie udam się na Trzy-Czte-Ry. Będę zatem wdzięczna za relacje np. od Frajdy i Ammy, bo się wybierają.