Dotarłam w końcu na Trzy-Czte-Ry

I nie mogło być inaczej, ponieważ dziś w programie znalazły się dwa utwory, których bardzo chciałam posłuchać raz jeszcze 7 lat temu, plus dwa nowe.

W Studiu im. Lutosławskiego (tu tradycyjnie odbywają się wszystkie koncerty tego festiwalu) pojawiła się publiczność niewielka, za to świetna. W tym trzech kompozytorów, z czego jeden na estradzie, czyli pianista Andrzej Karałow, który wystąpił w duecie z altowiolistką Agnieszką Podłucką. To kolejna altowiolistka, która wcześniej była skrzypaczką, ale zmieniła instrument z powodu upodobania (podobnie jak Katarzyna Budnik, której asystentką jest teraz na Uniwersytecie Muzycznym). Zwróciłam na nią uwagę kiedyś na kursach w Lusławicach; dowodem na to, jak jest dobra, jest, że przez parę lat była zastępczynią lidera w NOSPR, a teraz gra w Filharmonii Narodowej; jednocześnie studiuje grę na skrzypcach historycznych u Martyny Pastuszki w Katowicach.

Z Andrzejem Karałowem od pewnego czasu tworzą duet specjalizujący się w wykonywaniu muzyki XX i XXI w. Repertuar mają jak dotąd niewielki, ale ciekawy; można o nim przeczytać na stronie pianisty/kompozytora, jak również posłuchać Sonaty jego autorstwa w wykonaniu duetu, tej samej, która zabrzmiała na dzisiejszym koncercie. (Karałow jest wszechstronny; uczestniczy też w innych zespołach kameralnych.) 7 lat temu marzyłam o płycie z innymi utworami dziś usłyszanymi – sonatami Andrzeja Czajkowskiego i Pawła Szymańskiego. Wygląda na to, że można się takiej płyty spodziewać – Karałow pisze na swoim fejsie, że ten repertuar właśnie nagrywają (co prawda nie wynika jasno z tej wypowiedzi, czy to właśnie te utwory znajdą się na płycie). Sonat wspomnianych w poprzednim zdaniu słuchałam swego czasu w wykonaniu Krzysztofa Chorzelskiego i Macieja Grzybowskiego, ale myślę, że było równie dobre.

O tych dwóch sonatach napisałam po wysłuchaniu ich prawykonania i właściwie nie mam nic do dodania. Ciekawy był układ programu: postmodernistyczny utwór Szymańskiego został wykonany na początku, po nim Noumen III Aleksandra Kościowa, napisany specjalnie dla tego duetu, składający się z plam barwnych i powtarzanych motywów. Sonata Karałowa jest z kolei utworem kontemplacyjnym – inspiracją dla niego, jak mówi kompozytor, była „szeroko pojęta natura”, a szczególnie „przestrzenie różnorodnych krajobrazów”. Bardzo uspokajająca, oniryczna niemal.

W tym odprężającym nastroju mogliśmy iść na przerwę i po niej spotkać się z dziełem Andrzeja Czajkowskiego, którego słuchając wciąż się zdumiewam, jak on mógł rzecz tak dobrej jakości po prostu zostawić u swojej przyjaciółki Halinki w piwnicy i nigdy więcej do niej nie wrócić.

Na bis był fragment z Notes from a Diary islandzkiego kompozytora Halfidi Hallgrimssona – ten dziennik w tytule odnosi się do Dziennika Anny Frank. Tym samym, jak powiedział po koncercie Maciej Grzybowski, bis przypasował się do kontekstu, jako że Andrzej Czajkowski był dzieckiem Holokaustu. To właściwie przypadek, ponieważ artyści po prostu znaleźli utwór w sieci szukając dla siebie repertuaru i skontaktowali się z kompozytorem mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Przypadek, ale wyszedł znaczący.