Jeszcze pourodzinowo o Chopinie
W okolicach urodzin Chopina wyszło parę publikacji z nim związanych, nakładem PWM i NIFC. Oraz nowa płyta Rafała Blechacza w Deutsche Grammophon.
W cyklu małych monografii PWM przyszła pora na Chopina. Jej autorem jest Jakub Puchalski, którego niektórzy z was pewnie znają z łamów „Tygodnika Powszechnego” lub od paru lat z audycji w Radiu Chopin. Zadanie miał niełatwe, bo cóż jeszcze można powiedzieć o Chopinie? Otóż zawsze się da. Zwłaszcza jeśli ma się tak dobre pióro i taką wiedzę – nie tylko muzykologiczną, ale też z dziedziny historii sztuki (drugi fakultet autora) – można wpisać życiorys i twórczość kompozytora w kontekst epoki, nie tylko muzyczny. Na pewno warto, szczególnie kiedy nie przeczytało się jak ja kilkudziesięciu książek o Chopinie i wokół Chopina, ale chce się wiedzieć o nim coś więcej. A jeśli się chce wiedzieć jeszcze dużo więcej, to PWM wznowił po raz kolejny poszerzoną słynną „biblię chopinowską” prof. Mieczysława Tomaszewskiego.
Jeśli jednak ktoś bardziej jeszcze interesuje się epoką oraz Chopinem jako osobowością muzyczną, może go zainteresować nowa pozycja wydana przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina: listy Friederike Müller, ulubionej uczennicy kompozytora. Młoda obiecująca pianistka z Wiednia przyjechała do Paryża z jedną ze swych ciotek, by uczyć się u którejś z tych trzech gwiazd: Chopina, Liszta lub Thalberga. Ostatecznie wybrała tego pierwszego i odbyła z nim 170 lekcji. Wszystko szczegółowo opisała w listach do dwóch pozostałych ciotek; te listy znalazły się dopiero nie tak dawno, wcześniej było znane jej skrócone świadectwo, które dała biografowi Chopina – Frederickowi Niecksowi, który zacytował je w swej książce. W listach mamy bieżące opisy niemal jak z pamiętnika: on powiedział to, ja zagrałam tamto itp. – jakbyśmy przy tym byli. Friederike mówiła później, że specjalnie pisała tak dokładne listy, by utrwalić swoje wrażenia; opisuje również życie paryskich salonów muzycznych w owych czasach. Zaczęłam czytać i lektura jest fascynująca. Friederike nie zrobiła kariery – z różnych zapewne powodów; wiadomo, że wyszła za mąż za dużo starszego od siebie wiedeńskiego producenta fortepianów Johanna Baptistę Streichera i wychowywała zarówno jego dzieci z pierwszego małżeństwa, jak i wspólną córkę. Czy jest czego żałować, możemy się tylko domyślać, ale świadectwo zawarte w jej listach jest bezcenne.
I jeszcze płyta: Rafał Blechacz po dekadzie od swojej poprzedniej chopinowskiej płyty, z Polonezami, wrócił do tego kompozytora tym razem nagrywając dwie Sonaty, druga i trzecia (plus Nokturn fis-moll i Barkarola). Moje prywatne zdanie jest takie, że Sonata b-moll nie jest w jego typie (wydaje się zbyt chłodna i wykoncypowana), natomiast Sonata h-moll – – owszem, i to bardzo (grał ją na konkursie, również znakomicie), choć też pewne elementy interpretacji zaskakują. A po niej Barkarola ładnie zamyka płytę.
Komentarze
Bardzo dziękuję za rekomendację książki z listami Friederike Müller! Ależ się zanęciłam. Zwłaszcza właśnie, że to nie jest tylko o muzyce, ale jest tło epoki. Bardzo interesujące. Na stronie NIFC jest też krótki filmik, w którym krewna męża Friederike Müller opowiada o okolicznościach odnalezienia listów i ich treści.
Płytę Rafała Blechacza słuchałam, ale na razie tak jednym uchem. I muszę przyznać, że tak jak płyta z Polonezami mi się nie podobała. Jedyny koncert, na którym byłam – dawno temu w FN, nie podobał mi się, to tu niespodzianka, zaciekawiłam się. Miałam poczucie jakby muzyka nabrała charakteru tj. jak to rozumiem, jakby coś się w osobowości pianisty zmieniło, co tak na korzyść daje o sobie znać w muzyce. Czuję, że nie tylko odgrywa, nad wyraz poprawnie, Chopina, ale chce mi coś przekazać. Na pewno to nie będzie pojedyncze przesłuchanie. Chciałabym polubić Rafała Błechacza, bo cieszę się, że mamy tak wybitnych polskich pianistów.
W wywiadzie dla Dwójki, Rafał Blechacz przyznał się, że pewien polski kompozytor pisze dla niego koncert fortepianowy… to by było ciekawe: posłuchać Blechacza wykonującego coś współczesnego.
Sonaty h-moll z nowej płyty Rafała Blechacza można było posłuchać wczoraj w „Chopinie osobistym”. Wprawdzie zastępujący red. Światczyńską red. Sułek opatrzył to wykonanie zamaszyście lirycznym wstępem – ale i tak słuchało się znakomicie. Dla mnie radość tym większa, że, choć osiągnięcia RB bardzo szanuję, jego gra w ogóle mnie dotąd nie ruszała.
W repertuarze współczesnym też byłabym go bardzo ciekawa.
W Toronto rocznica chopinowska przeszła na koncertach raczej niezauważona. Ale były inne koncerty, niewątpliwie warte wysłuchania. Przede wszystkim Emily d’Angelo – Kanadyjka 😉 , mezzosopran. Niesamowity recital, z Sophią Muñoz. Składanka piesni, ktora na pierwszy rzut oka nie miała prawa złożyć się w całosć, a wyszło cudo – od Hildegardy von B. do, siedzącej na widowni Cecylii Livingston. Jesli panie pokażą się w zasięgu, koniecznie trzeba je zobaczyć! https://www.youtube.com/watch?v=Y1FHA0rpmT8
Byl tez M. Vengerov z Poliną Osetinskayą. Po prostu grał – nie chciał robić fajerwerków. Kreutzerowska – jak powinna być – na pianoforte ze skrzypcami obligato. No i wczoraj Dame Imogen Cooper. Beethoven i Schubert D. 840 „Reliquie”.
Na koniec – nie całkiem o Chopinie, ale…
Zimą – ale nie tylko – akustyczne dodatki do muzyki na koncercie 😉 https://www.ludwig-van.com/toronto/2021/09/22/feature-why-do-people-cough-at-concerts/
Ekhe, khy, khy. Po piatkowej burzy snieżnej z błyskawicami i grzmotami! Toronto wrociło do normy.
Ukłony
Znajomy meloman-psycholog miał taką półżartobliwą teorię, że ludzie kaszlą na koncertach, zwłaszcza w cichych miejscach, bo podświadomie chcą wziąć czynny udział w wydarzeniu artystycznym 😆
A na serio, to w salach koncertowych powietrze jest suche i stąd kłopoty z gardłem. Od czasu do czasu przydarza się (mnie przynajmniej) coś takiego, że coś zaczyna tak łaskotać w gardle, że nie sposób powstrzymać kaszlu. Ten kaszel z pewnością nie jest intencjonalny, przeciwnie, robię wtedy wszystko, żeby go stłumić (wstrzymanie oddechu, cukierek itp.), ale nie zawsze się udaje…
W Warszawie też śnieg, ale bez burzy. Pozdrawiam Toronto 🙂
Brytyjski zespół English Concert założony został przez Trevora Pinnocka w 1972/3 roku, będzie więc święcił w tym roku 50 lat. Pierwszy raz dowiedziałem się o nim pod koniec lat 70-tych, ale na żywo ich nigdy nie słyszałem, aż do przedwczoraj. Napotkałem za to samego Pinnocka jako klawesynistę, grającego Wariacje Goldbergowskie w połowie lat 1980-tych. Przyznam się, że nie pozostawił jakiegoś specjalnego wrażenia. Bardziej byłem pod wrażeniem trudu, jaki musiał włożyć w klawesyn, aby ten trzymał strój (musial stroić dwa razy pośrodku Wariacji).
Pinnock ustapił z kierowania zespołem już 20 lat temu. Dzisiaj szefuje w nim Harry Bicket i pod jego dyrygenturą usłyszeliśmy przedwczoraj w Berkeley Salomona Haendla. Chór był amerykański: The Clarion Choir z Nowego Jorku. Soliści przeróżni, nieznani mi przedtem, na czele z Ann Hallenberg spiewającą Salomona. Był to pierwszy raz, kiedy usłyszałem to oratorium w całości a nie w kawałkach.
O muzyce Haendla nie ma po co pisać, to są niepojęte wyżyny ludzkiego geniuszu. Niektóre fragmenty znałem wcześniej, innych nie. Scena słynnego sądu Salomona w drugim akcie fenomenalna, również w sensie dramatycznym, choć w sumie w oratorium elementy liryczne przeważają nad dramatycznymi. Nad libretto (autor nieznany) lepiej zamilczeć, bo jest to grafomania, choć nie gorsza od typowej dla epoki.
Najbardziej mnie ciekawiła sama orkiestra. No i przekonałem się na własne uszy, że siły lokalne, którym wiernie kibicuję, Philharmonia Baroque z San Francisco, to jest druga, a może i trzecia liga w porównaniu z English Concert. Blacha grająca bez najmniejszego kiksu; dęte na wyżynie niebios, smyczki intonacyjnie idealne, a przy tym wypełniające niemałą salę Zellerbach Hall swym dźwiękiem. Bicket wydawał się bardzo kompetentny w dyrygenturze, w połowie prowadząc od klawesynu, a we framentach chóralnych stojąc i dyrygując rękoma. Asystował mu w basso continuo Tom Foster na drugim klawesynie, przesiadając się na pozytyw we fragmentach wokalnych/chóralnych.
Miło było rozpoznać niektórych muzyków widzianych w dawnych latach w innych zespołach, na czele z Lisą Beznosiuk, którą pamiętam z Academy of Ancient Music w czasach Hogwooda. To był nieprzeciętny wieczór. Parę zdjęć z Berkeley tutaj:
https://photos.app.goo.gl/4BpgA7vLfkipwtqB7
Bardzo ciekawa relacja z koncertu! Dziękuję! Chyba warto było przedzierać się autostradami z południa do nas. Zdjęcia bardzo ładne. Tak, wieża zegarowa ma carillon ( a konkretnie chyba 60 dzwonów) i związany z nimi program nauki kampanologii. Dawniej grano na dzwonach codziennie w południe, w piątki grano California Fighting song dla naszych drużyn sportowych (https://m.youtube.com/watch?v=AJ-TYBqLFSw), a w niedziele w południe koncerty były dłuższe i już nie frywolne. Uwaga, ta wieża zegarowo-dzwonowa jest ponoć trzecią najwyższą ponoć na świecie (hmmm) i datuje się do początków ubiegłego stulecia. Ale, teraz na koniec, gwódź programu: od 2016 roku zagnieździły się na szczycie wieży sokoły (para). Zagnieździły się i od tego czasu samiczka wiosną składa tam jajka. I potem ona je wysiaduje, czasem jej mąż, ale głównie tatuś poluje i po wykluciu Państwo Sokołowie są bardzo sumiennymi rodzicami. Wiem to stąd, bo zainstalowano tam kamery, jak również chyba wstrzymano koncerty na pewno na okres lęgowy. Jedyna ludzka interwencja to po wykluciu się maleństw, w odpowiednim czasie ktoś przychodzi i je obrączkuje. No i oczywiście ornitolodzy badają ich losy dzięki kamerom i zaobrączkowaniu. W ubiegłym roku niestety znaleziono ciało pana Sokoła (te wszystkie ptaki mają imiona wybrane w plebiscytach fanów), ale na szczęście znalazł się nowy pan Sokół i dzięki niemu kilka dni temu mogliśmy usłyszeć czy zobaczyć „habemus ovum!”:
https://www.berkeleyside.org/2023/03/06/watch-the-uc-berkeley-peregrine-falcons-live
Rozumiem, że na razie zniosła jedno jajko, ale ten proces zwykle trochę trwa. A co jest najbardziej niesamowite to to, że 50 lat temu w Kalifornii były tylko dwie pary sokołów wędrownych, a teraz jest ponad 350 tych par.
Przepraszam za te wszystkie dodatkowe informacje dla Pana Sąsiada przez miedzę. Mam nadzieję, że nie zanudziłam.
Pozdrawiam.
Na szczycie Pałacu Kultury też mamy chyba swoje sokoły i też „telewizyjne”.
Jak najbardziej: https://pkin.pl/aktualnosci-i-wydarzenia/sokoly-w-pkin/
Fajne historyjki 🙂
Pinnock też u nas kiedyś grał Goldbergowskie (na Wratislavii), ale i występował jako dyrygent, tyle że już nie zespołu The English Concert: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2015/09/11/nie-wiem-nawet-jaki-dac-tytul/
Natomiast samego zespołu chyba na żywo nie słyszałam. Jak widać po jego stronie, teraz pełni funkcję głównie orkiestry operowej. W kwietniu i maju grają w Ariodante w Operze Paryskiej, a później – w Cyruliku i Mitrydatesie w Garsington.
Parę lat temu BBC pokazało program o zwierzynie w zamkniętym obszarze Czernobyla. Ku ogromnemu zaskoczeniu nie było żadnych mutantów, ani okazów z objawami choroby popromiennej. Najpewniej te nie przeżyły. Natomiast pojawiły sie zwierzęta dawno tam wytepione: konie Przewalskiego, wilki i własnie sokoły wedrowne, gnieżdżace się na balkonach opuszczonych wielopiętrowych bloków!
To fantastyczne, że sokoły zamieszkują na Pałacu Kultury! W porównaniu z naszą uniwersytecką wieżą, to jest dopiero wyczyn. Jak się mogą małe sokolątka nauczyć stamtąd latać? Przyroda to cud! Dla mnie związek muzyczny jest taki, że dla sokołów przestano grać muzykę w dzwonnicy, i to już od 2016 roku! Sokola rodzina ważniejsza!
Pozdrawiam serdecznie. Żałuję, że ominął mnie koncert w Berkeley, ale ostatnio mam dużo rzeczy „na talerzu” – jak to my tutaj mawiamy.
Poprawki rzeczowe: w Berkeley Campanile nadal są jednak koncerty! Jednak bardzo wiele się zmieniło od 2016r. i chyba trzeba by się dowiedzieć kiedy są. Ja w południe ich nie słyszę, czyli chyba ich nie ma (teraz?). W piątki rzadko tam bywam, więc nie wiem. Natomiast dowiedziałam się, że ponoć Pani Sokołowej wcale koncert nie przeszkadza i potrafi się nawet w trakcie zdrzemnąć. Proszę bardzo:
https://m.youtube.com/watch?v=bJyFiJe5ORY
Sama jestem bardzo ciekawa co to był za koncert, który Pan Sąsiad usłyszał. Czy teraz są jakieś nowe koncerty? Czy to może nagranie? Zupełnie nie wiem, ale przy okazji się dowiem. W każdym bądź razie od początku zamieszkania sokołów na wieży bardzo dużo się zmieniło. Może po prostu rzadziej mistrz dzwonnik gra?
Pozdrawiam.
W Poznaniu wraca Albert Herring http://www.bilety.opera.poznan.pl/termin.html?id_wydarzenia=409. W newsletterze pierwszy cytat: Uroczy obraz brytyjskiej prowincji, pełen absurdu i sarkazmu jak z Monty Pythona (…), opisany jest muzyką błyskotliwą i kunsztowną; przez reżyserkę Karolinę Sofulak i scenografkę Dorotę Karolczak został narysowany w stylu może trochę amerykańskim, ale również z całą masą dowcipnych pomysłów.
Dorota Szwarcman | POLITYKA
😉
@Pani Sasiadka:
Koncerty zostaly wznowione po przerwie spowodowanej epidemia:
https://music.berkeley.edu/sather-tower-carillon/
Musialem trafic przypadkowo na ten niedzielny, zaczynajacy sie o 14.00. Nie postaralem sie o program, a samej muzyki rozpoznac nie potrafilem.
Sam campus piekny jak zawsze. Dostrzeglem zmiane skladu etnicznego mlodziezy studenckiej w porownaniu z latami, kiedy tam bywalem zawodowo: Azja dalej dominuje, ale podczas gdy kiedys byla to Wschodnia Azja (Chiny, Japonia, Korea), to teraz jest duzo Azji Poludniowej (Indie). Wszyscy mowiacy lokalnym akcentem, sadzac po podsluchu. Najwyrazniej dojrzalo potomstwo pracownikow Doliny Krzemowej.
Bardzo ciekawa obserwacja dot. młodzieży. Chyba 2 lata temu byłam z gośćmi na terenie uczelni i pokazywałam to i tamto (dużo rzeczy było zamkniętych z wiadomych powodów). I przy podziwianiu dzwonnicy, rozmawialiśmy z zastępcą pana dzwonnika albo z dozorcą, który powiedział nam, że teraz akurat przez sokoły nic nie grają. To był okres, kiedy chyba na górze już były malutkie sokółki. W ogóle to bardzo warto tę wieżę zwiedzić, kiedy jest to możliwe. Kilka pięter jest prywatnych, na jednym chyba jest zbiór kości dinozaurów czy innych zwierząt, dla których nie było miejsca w „ich” budynku. Czy wybrał się Pan Sąsiad/wybiera się na Wiedeńczyków? Jeśli tak, to proszę o muzyczne impresje.
Pozdrawiam.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=HuI4gXO68r4
Siekierki:
https://peregrinus.pl/pl/warszawa-siekierki
PKiN (tam jakby pusto)
https://www.peregrinus.pl/pl/warszawa-pkin
Tymczasem NIFC wrzucił bis:
https://youtube.com/watch?v=TIa5MlCTITQ&feature=shares
@ Gostek
Za to Peregrina z SV 25 marca na Kamionku 🙂 Osobno i razem.
https://www.sinfoniavarsovia.org/wydarzenia/koncert-pasyjny-na-kamionku/
A propos sokolow, to hen w latach 1970-tych, gdy zgarnieto nas po studiach do tzw. SORu, czyli Szkoly Oficerow Rezerwy, spiewalismy na znana nute:
„Hej, hej, hej Sokoly,
Omijajcie oficerskie szkoly!”
Z Wiedenczykow zrezygnowalem, a wlasciwie zrezygnowala moja Pani. A mnie sie nie za bardzo chce przebijac samemu przez zatloczona Interstate 880. W niedziele na matinee to jeszcze ujdzie (troche ponad godzine w kazda strone), ale w powszedni wieczor — koszmar.
Zamiast tego ide 29.marca na Bezuidenhouta w Palo Alto grajacego i dyrygujacego PBO w programie zatytulowanym „A Glassful of Mozart”. Pewnie cos napisze. Nota bene daja tez dwa koncerty w Berkeley, 25 i 26 marca.
Dziękuję. Już wolę nie pytać dlaczego lepiej omijać oficerskie szkoły!
Co do 880 to się zawsze zgadzam. Sama unikam, kiedy tylko mogę, ale na południe to często konieczne. Chociaż w drodze do Los Gatos to jadę 280, przez SF. To jest trochę dłużej, ale dobra cena za pominięcie 880 i widoki z 280 są ładne.
Mamy już i recenzję z wtorkowego wieczoru:
https://datebook.sfchronicle.com/classical/review-vienna-philharmonic-strauss-berkeley-17825658/amp
Jest to recenzja muzyków wiedeńskich odwiedzających Berkeley aż na 3 dni. Wygląda na to, że jest teraz wśród nich trochę pań.
Pozdrawiam.
@ jrk
również lubię bardzo Bezudeinhouta. Szczególnie od czasu zeszłorocznego koncertu na Chopiejach (Chopin i jego Europa). Bardzo się cieszę na jego koncert, na którym mam nadzieję będę już za tydzień i jeden dzień w Amsterdamie. Tym razem z Concerto Copenhagen, Mozart i Beethoven.
A Pani @Berkeley special (zanim odpiszę na list 🙂 ), jeśli te koncerty gdzieś w Pani pobliżu, to polecam. To jest uroczy muzyk.
Drodzy Państwo, pana K.B. też bardzo lubię. Będzie niedługo w mojej okolicy, bardzo nawet blisko, tylko problem jest w tym, że mnie wtedy w mojej okolicy nie będzie. Systematycznie pracuję nad rozdwojeniem się. Na pewno PK ma duże doświadczenie w tej sprawie. Pewnie wielu z Państwa również. Jeśli elektron może być jednocześnie w dwóch miejscach…:)
Życzę Pani Frajde wielu wspaniałych muzycznych wrażeń i przyjemnej wizyty w AMS. Proszę coś napisać o wrażeniach.
Pozdrawiam.
@Frajde
Jak to dobrze, że będziesz w Amsterdamie jeszcze w tym miesiącu. Dziewczyna z perłą Vemeera jest na jego wystawie tylko do końca marca. Potem wraca do Hagi do Mauritshuis. Tę decyzję podano do wiadomości dopiero przed otwarciem wystawy.
Ja byłam na wystawie w ubiegły poniedziałek. Wolno robić zdjęcia 🙂
@ basia n.
Dziękuję za wieści. A może słówko więcej o wystawie? Martwię się trochę, że to jednak, jak to mówi moja koleżanka, taki artystyczny blockbuster i że są tłumy, które uniemożliwią duchowy kontakt z obrazami… A Vermeer, dla mnie, to przede wszystkich doświadczenie estetyczne, jeśli nie mistyczne. Ikonografia (znaczenie) jest dla mnie wtórne. Zatem wolę się nie nastawiać. Wiele europejskich Vermeerów już widziałam, w tym „Dziewczynę z perłą” w Mauritshaus. Właściwie zależy mi jedynie na bliższej znajomości z tymi dziełam, które są zza oceanu.
Czy dzieje się jeszcze coś godnego polecenia/ ciekawego artystycznie w Amsterdamie lub okolicy (poza koncertami, bo te już przejrzane i wybrane 🙂 ) ? Będę kilka dni, więc myślałam o świetnym Kröller-Müller Museum ponownie. Może po prostu pojadę na spacer do Lejdy.
@Frajde
Jest wielu oglądajacych, ale obrazy są rozmieszczone w dziesięciu salach. Można wyczekać swój moment przed każdym obrazem. Jeśli będziesz kilka dni – to 19 marca jest w Concertgebouw – Trifonow i Babayan. Wykonują Rachmaninowa tańce synfoniczne i dwie suity – no 1 i no2. Sprawdziłam, są jeszcze bilety.
Mozesz wybrać się do Rotterdamu ,żeby zobaczyć Depot Boijmans van Beuningen.
https://www.boijmans.nl/nieuws/depot-boijmans-van-beuningen-wereldprimeur-opent-de-deuren
Na samej górze budynku świetna restauracja z panoramicznym widokiem na Rotterdam. Jest pociąg Intercity direct, który jedzie specjalną trasą i podróż trwa tylko 30 min. ( zatrzymuje się tylko na Schiphol)
Kröller-Müller to też dobry pomysł 🙂
Tańce symfoniczne
Ech… a ja jutro tylko do Katowic jadę na weekend…
Trafiłam dziś na takie śmieszne konto na Twitterze. I zobaczcie, kto widnieje na głównym obrazku… 😉
https://twitter.com/NormalComposers
@ basia n.
Dziękuję! To jest nadzieja. Czuję się pocieszona 🙂
Ten Magazyn/Depot wygląda nadzwyczaj atrakcyjnie. Zupełnie zapomniałam, że tam coś takiego powstaje. Bardzo lubię w Rotterdamie tę odwagę tworzenia nowej, oszałamiającej arhitektury. Myślę, że bardzo przyjemnie się tam mieszka. Nie wiem, czy tym razem, ale na pewno będzie na liście do zobaczenia.
Na Trifonowa i Babayana idzie Ł., z którym jadę. Ja jakoś za Trifonowem nie bardzo i też nie pociąga mnie ten Rachmaninow. Poza Bezudeinhoutem idę jeszcze na CBSO z Mirgą Gražinytė-Tylą, której jestem bardzo ciekawa.
@ PK Ale w Katowicach bardzo zacny festiwal…
Myślę, że zdjęcie na Twitterze nie do końca pasuje do tematu, bo nie wiem o tym wiele, ale chyba drzewa dla Pana Pendereckiego to było coś więcej niż po prostu rośliny, którymi trzeba się zająć.
Pewnie że więcej. Ale w tym profilu chodzi o to, że wielcy muzycy wykonują również zupełnie inne czynności niż uprawianie muzyki 🙂
Już dzisiaj ostatni wpis. Tym razem o Vermeer. Widziałam „Dziewczynę z perłowym kolczykiem” kilkakrotnie, ale od pierwszego razu perła nie wyglądała mi perłowo. Za duża i bardzo metaliczna. Dopiero przy okazji wystawy w MET kustosz powiedział, że są wątpliwości co do perły w kolczyku. Acha! I że jest bardzo możliwe, że jest to srebrna kulka. Ponoć nie jest wiarygodne, aby mieszczanin czy kupiec niderlandzki był w posiadaniu tak olbrzymiej naturalnej perły. A hodowanie pereł zaczęło się później. Kustosz też powiedział, że prawie na pewno to nie Vermeer dał obrazowi tytuł.
No, ale kto teraz nazwie ją „Dziewczyną ze srebrnym kolczykiem”? Od tego czasu zauważyłam, że srebrne koraliki które często noszę na zdjęciach wyglądają jak perełki. I czasem na żywo ktoś mnie komplementuje, że mam ładne perełki. To metal…
Pozdrawiam malarsko i niderlandzko.
Biedny Szostakowicz, przy nim nawet Michael Jackson wygląda na spełnionego, szczęśliwego człowieka.
https://www.tomektt.com/zapiski-o-swicie-czyli-dziennik-ciezko-ranny/dziennik-czasu-wojny-luty-2023/
Tytuł obrazu to Meisje met de parel , a więc Dziewczyna z perłą a nie z perłowym kolczykiem. Jest on używany dopiero od 1995r. Wcześniej obraz miał tytuł Dziewczyna w turbanie. Rzeczywiście w 2014 roku badanie wykazało, że perła wcale nie jest perłą, ale że Vermeer namalował iluzję perły półprzezroczystymi i nieprzezroczystymi pociągnięciami białej farby.
Nie zmienia to faktu, że Dziewczyna fascynuje „od zawsze” miłośników malarstwa 🙂
Ta druga żona Szostakowicza była „instruktorką Komsomołu”, a w rzeczywistości pewnie z KGB czy jak go tam zwał. Krótko byli małżeństwem.
Właśnie obejrzałem wystawę Vermeera. Tłumy spore, ale wszyscy skupieni, grzeczni i spokojni. W sumie jest 27 obrazów, a oglądałem to przez prawie trzy godziny. Niezwykłe wrażenie. Spotkałem mnóstwo Polaków, widać, że tęsknimy za takimi wydarzeniami.
Dziś wieczorem orkiestra Concertgebouw z muzyką Rachmaninowa, jutro „Pasją Mateuszowa” z The Bach Choir and Orchestra of the Netherlands.
@Frajde
Muzeum Kröller-Müller nie jest teraz dobrym pomysłem, bo 50 tamtejszych obrazów van Gogha (ponad połowa ich zbiorów, bo mają w sumie 91 jego dzieł) zostało wypożyczone na wystawę do Rzymu (do 7 maja).
@P.K
Żona z KGB… Było coś obrzydliwego w tym ustroju, jakaś taka lepiąca się do wszystkiego bylejakość, nic diabolicznego tylko właśnie błoto delikatnie mówiąc. Obecny włodarz miejsca podtrzymuje tę tradycję.
Czytam właśnie u Orlando Figesa w ,,Europejczykach” o premierze Cyrulika w Petersburgu w 1843 z Pauline Viardot. Były to zdecydowanie lepsze i bardziej dla Rosji estetyczne czasy ( biedny Glinka ze swoim Rusłanem musiał wynieść się na prowincję, taki był ,,włoski” tłok na stołecznej scenie).
Przeglądałam sobie tych kompozytorów w trakcie innych zajęć.
I mam pytanie, czy młoda kobieta w towarzystwie profesorów Konserwatorium paryskiego to Nadia Boulanger?
Do pani basi n.: dziękuję za jeszcze więcej informacji. „Dziewczyna” na pewno fascynuje, jest jeszcze książka (której nie czytałam) i film (którego nie widziałam). Natomiast zawsze staram się oglądać jego obrazy, na wystawach czy retrospekcjach. Zawsze przyciągają tłumy chyba wszędzie.
Oczywiście moje tłumaczenie było prosto z angielskiego -Girl with a pearl earring. Coś jeszcze pamiętam z wypowiedzi kustosza, że chyba nazwę katalogową dała obrazowi jakaś osoba która katalogowała majątek czy posiadłość przed sprzedażą czy aukcją i o ile dobrze pamiętam, to sam Vermeer nie tytułował swoich obrazów.
Miłego weekendu!
Ta pani grająca na fortepianie? Nikt nie wie. Pod zdjęciem dyskusja, część komentujących śmieje się, że to Martha – rzeczywiście trochę podobna 🙂
Tak, ale czasowo Martha nie pasuje, a młoda Nadia czasowo tak. Nie wiem, jak wyglądała jak była młodziutka. Chyba komentarzy pod spodem nie widziałam, zaraz zajrzę – może jest jakaś sugestia. Podobieństwo do MA widzę, ale to nie jest ona. Pozdrawiam.
Jak to przyjemnie, że jest blog, że mamy wspólne pasje nie tylko muzyczne i możemy się nimi tutaj wymieniać! Że podobnie planujemy wycieczki.
@muzon bardzo Ci dziękuję za cenną uwagę dotyczącą muzeum Kröller-Müller. Zatem faktycznie nie jest to czas na wyjazd tam.
Proszę koniecznie napisać jak wrażenia z koncertów. To jest ciekawe, że Ci z nas, którzy się tu odezwali, wybrali różne terminy, różne koncerty. Ot bogactwo wyboru:-)
A z Vermeerów, jak do tej pory, najbardziej chyba jednak urzeka mnie „Mleczarka”, za uświęcenie banalności. Ciekawe, czy to się nie zmieni po tej wystawie:-)
Tu jest świetny tekst o tym obrazie, nieżyjącego już niestety, wspaniałego krytyka New Yorkera – Petera Schjeldahla, gdy obraz ten przyjechał do MET :
https://www.newyorker.com/magazine/2009/09/21/dutch-touch
(można czytać, bodaj do 10 tekstów, bez ograniczeń)
Nie żyje już zresztą nie tylko Peter Schjeldahl (zmarł w zeszłym roku), ale też wybitny historyk sztuki – kurator z MET – Walter Liedtke, który jest przywoływany w powyższym artykule. Zginął w katastrofie pociągu w 2015 w stanie Nowy Jork. To takie surrealistyczne, w tak, wydawałoby się, komunikacyjnie bezpiecznym kraju. Był znawcą malarstwa niderlandzkiego. To może jego słuchała kiedyś @Berkeley special…
Tak, dokładnie to ten pan. Bardzo to smutna historia, łącznie ze szczegółami przyczyn tego wypadku. Był to prawdziwy pasjonat i znawca. Wielka strata.
Moje ulubione obrazy to często takie, na których kobiety czytają listy (czasem książki) oraz takie, na których są instrumenty muzyczne. I jeszcze sceny z życia domowego, z dziećmi, kuchnią, czasem ulicą czy podwórkiem jak u Pietera de Hooch.
Pozdrawiam.