Ekologiczny Haendel

Po paroletniej przerwie pojawił się nowy spektakl wyreżyserowany przez Natalię Kozłowską, jak zawsze z pomysłem i przesłaniem: Acis i Galatea w Polskiej Operze Królewskiej.

Miałam być dziś na pierwszej obsadzie, ale trafiłam na drugą – dwa spektakle premierowe z poprzedniego weekendu musiały zostać przestawione na wczorajszy czwartek i pojutrzejszą niedzielę. Jednak druga obsada w przypadku tego spektaklu nie oznacza gorszej – tak mówią ci, którzy widzieli obie. Tak więc tych śpiewaków, których słuchałam dziś, będzie też można posłuchać w niedzielę. A potem spektakl ma być grany jesienią, kiedy to planowany jest festiwal dzieł Haendla.

W odróżnieniu od niezbyt udanego spektaklu sprzed dwóch i pół roku w ramach Festiwalu Oper Barokowych, który został pokazany we wcześniejszej wersji włoskiej, ten jest wersją angielską, nieco krótszą, nawiązującą do brytyjskiej formy maski. Niezwykle zwięzłą jak na Haendla, bo trwającą dwie godziny (z przerwą). Reżyserka wcześniej na konferencji prasowej zapowiadała, że spektakl będzie poruszał kwestie ekologii, a także przemocy. I rzeczywiście tak było. Pierwszy akt, opowiadający o beztroskim życiu pasterzy i wielkiej miłości nereidy Galatei i pasterza Acisa, jest pełen barw i roślinności, oddanej nie dosłownie, lecz w sposób stylizowany (scenografia Marianny Oklejak, ręcznie malowana z pomocą zespołu), a i pasterze występują w barwnych kostiumach (Paulina Czernek) jak dzieci-kwiaty. Nie dziwi więc, że Polifem pojawia się jako pan w garniturze (to zresztą łączy ten spektakl ze wspomnianym wyżej), reprezentujący całkowitą sprzeczność z wartościami, którym hołdują pasterze. Mimo garnituru zachowuje się jak dresiarz: wchodzi po chamsku na scenę, usuwa wszystkie niepotrzebne kwiatki (a z tyłu pojawia się pustynia i kominy fabryczne), hałasuje, no i przemocowo traktuje Galateę.

Nie muszę więcej opowiadać, i tak jest tu trochę spojlerów, wspomnę jeszcze tylko, że piękne też są efekty projekcji świetlnych (Marek Zamojski). Śpiewacy – wszyscy młodzi obiecujący: Sylwia Stępień jako Galatea, świetne tenory Łukasz Kózka (Acis) i Aleksander Rewiński (Damon) oraz związany już z tą sceną od jakiegoś czasu bas Paweł Michalczuk (Polifem). Do tego pięcioosobowy zespół wokalny i Capella Regia Polona pod kierownictwem Krzysztofa Garstki. Bardzo warto.

PS. Wspominaliśmy tu ostatnio o czeskim filmie Il Boemo o historii życia Josefa Myslivečka – okazuje się, że nie dotarły do mnie wiadomości, że ten film już był właśnie pokazywany w ubiegłym tygodniu w warszawskich Multikinach (było tylko parę pokazów), a na stronie nazywowkinach.pl w zakładce Aktualności można sprawdzić daty projekcji w kraju – teraz np. codziennie leci w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu. W Warszawie będzie też parę razy w Iluzjonie, a potem w Muranowie i Elektroniku. Ponoć jest też dostępny w sieci, ale taki film lepiej oglądać na dużym ekranie. We wtorek w południe ma być grany w Multikinie na Ursynowie, więc wybiorę się i postaram opisać.