Beethoven i Wschód dużo bliższy

Czyli Żyd polski mieszkający w Rosji: Mieczysław Wajnberg. Z poniedziałkowego koncertu Orkiestry Polskiego Radia pod batutą Michała Klauzy wychodziło się zahipnotyzowanym tą muzyką.

Dzisiejsza orkiestra brzmiała dużo przyjemniej niż wczorajsza – przynajmniej coś się działo w dynamice. Choć w pierwszej, Beethovenowskiej części też nie było idealnie. Owszem, uwertura Twory Prometeusza to utwór dość konwencjonalny, który przebiegł dość gładko, ale w V Koncercie fortepianowym wystąpił Martín García García i było to granie dość nierówne. Tym razem znów siedziałam na balkonie i muszę powiedzieć, że z większej odległości lepiej się go słucha – choć trochę jego pomruków słychać, nie jest to aż tak dominujące brzmienie jak z bliska, patrzeć też z oddali na niego lepiej. Ogólnie jako osobowość budzi sympatię, ale Beethovena traktował na luzie, z pewną nonszalancją, jakby chciał zademonstrować, że to przecież takie łatwe. Trochę też kombinował z akcentami, nie zawsze udawały mu się również piana (choć momentami tak), a już najbardziej przeszarżował w pierwszym bisie – ostatniej z Bagatel op. 126, pozostając w tej samej tonacji Es-dur. Jej początek i koniec jest szybki i burzliwy, a środek liryczny. Pianista wyostrzył ten kontrast po efekciarsku (są i takie nagrania, wiadomo). Spokojniejszy już był Walc As-dur op. 64 nr 3 Chopina.

Jakże inna była druga część koncertu. II Symfonia op. 30 Wajnberga powstała zaraz po wojnie, ale została zablokowana, gdy w 1946 r. kompozytor został oskarżony o formalizm, i doczekała się prawykonania dopiero w 1964 r. Dziwne się to dziś wydaje, bo to bardzo łagodna muzyka, zaczyna się wręcz sielankowo, ale zaraz skręca w melancholijne, nostalgiczne tony. To były jeszcze czasy, gdy Wajnberg pisał piękne, a zarazem hipnotyzujące melodie – nazywam je na swój użytek syrenim śpiewem, tak są uwodzące. Później jego muzyka stawała się coraz bardziej surowa, zamykała się w sobie. Tu jest jeszcze łagodna skarga, która na koniec rozpływa się w ciszy – to jedna z niesamowitych cech jego dzieł: większość kończy się cicho, bez efektownego finału. Właśnie wracając z koncertu mówiliśmy ze znajomymi, że to absolutnie przeciwna postawa do tej Beethovena, np. z V Symfonii… Wykonana została bardzo dobrze, z ujmującymi solówkami, zwłaszcza koncertmistrza Marcina Markowicza. To był znakomity nabytek dla tej orkiestry.