Przyjaciele Mietka

Tak zatytułowany został dzisiejszy koncert WarszeMuzik, na którym dwa tria wykonali Marta Piórkowska, Dominik Płociński i Marek Bracha.

Tym razem przenieśliśmy się na Ogrodową 10/26, na podwórko niewielkie, ale świeżo odnowione. Z trudem pomieścił się tłum słuchaczy, znów gdzieś koło setki. A i z okien wyglądali ludzie, niektórzy filmowali lub robili zdjęcia komórkami.

„Przyjaciele Mietka” – Wajnberga oczywiście. Nie wiem, czy można powiedzieć, że Andrzej Panufnik był jego przyjacielem, ale z pewnością kolegą ze studiów, a Wajnberg, błyskotliwy wówczas pianista, wziął udział w prawykonaniu jego Tria fortepianowego op. 1. Na sali siedział oczywiście kompozytor wraz ze swym kolegą Witoldem Lutosławskim. Kto wówczas przeczuwał, jak los ich wszystkich się potoczy…

Trio ma już pewne drobne zalążki późniejszego świata dźwiękowego Panufnika, ale ma w sobie więcej emocji niż owe późniejsze dzieła, ujmuje młodzieńczością. Dziś słuchałam tego utworu z myślą o pisanych w tym samym czasie dziełach Wajnberga, który w odróżnieniu od kolegi był w dziedzinie kompozycji samoukiem. Wydało mi się, że te utwory są nieco podobne w nastroju.

Dymitra Szostakowicza można naprawdę nazwać przyjacielem Wajnberga; Mieczysław miał do niego takie zaufanie, że gdy trafił do stalinowskiego więzienia, powierzył mu opiekę nad jego rodziną – na szczęście szybko go wypuszczono, właśnie dzięki Szostakowiczowi. II Trio fortepianowe powstało w latach 1943-44 i zostało poświęcone innemu przyjacielowi kompozytora, zmarłemu właśnie Iwanowi Sollertynskiemu. Mówi się, że Wajnberg był pod wpływem Szostakowicza, ale czasem wydaje się, że bywało również odwrotnie, zwłaszcza gdy słyszymy motywy wywodzące się z muzyki żydowskiej, a na nich właśnie oparty jest finał, który chwilami łapie za gardło (więcej jest zresztą takich momentów, np. początek III części – Passacaglii). Ten właśnie fragment zabrzmiał nadspodziewanie na miejscu tutaj, w dawnej Dzielnicy Północnej.