Skrzypce i akordeon na Umschlagplatz

Nieraz już tu wspominałam o świetnym młodym duecie – skrzypaczce Karolinie Mikołajczyk i akordeoniście Iwo Jedyneckim. Tym razem to oni wystąpili w tym szczególnym miejscu.

Mówią, że od dawna chcieli zagrać na tym festiwalu i właśnie tutaj. Przygotowali program specjalnie na tę okazję, choć niektóre z utworów mieli już wcześniej w repertuarze. Jak widać, większość pozycji tego repertuaru to transkrypcje – na ten skład napisano niewiele oryginalnych utworów; dziś też wszystkie, poza ostatnim solowym, były adaptacjami.

Berceuse Grzegorza Fitelberga, bardzo dobry utwór na rozpoczęcie koncertu, w oryginale przeznaczony jest na skrzypce i fortepian. To najprawdopodobniej młodzieńcze dziełko gdzieś z początku XX w.; nie ma numeru opusowego. Brzmi wdzięcznie i łagodnie. Ten nastrój kontynuowały Dwie pieśni bez słów Mieczysława Wajnberga, także pierwotnie na skrzypce i fortepian, choć o drugiej z nich, Arii, trzeba powiedzieć, że pierwowzór przeznaczony był na kwartet smyczkowy i powstał w 1942 r., a nie pięć lat później – wspominałam o tym tutaj. Akordeon zamiast fortepianu dodaje w tych utworach pewnej przestrzeni.

Cinq pièces Aleksandra Tansmana z kolei mogą być – wedle kompozytora – wykonywane przez skrzypce zarówno z fortepianem, jak z orkiestrą smyczkową. Akordeon więc może tu zastępować zarówno jedno, jak drugie. Świetny cykl, efektowny jak zawsze u tego kompozytora. Muzycy mówią, że grali to ostatnio w Stanach i że nikt tam tego kompozytora dziś nie zna. Kiedy sobie przypomnieć, jak był popularny w swoich czasach i w jakim towarzystwie się obracał, i że miał nawet nominację do Oscara, smutno się robi. Jeszcze mniej, chyba tylko w środowiskach, które śledzą muzykę nieznaną, znane są utwory Szymona Laksa – dziś usłyszeliśmy Suite polonaise z dużą ilością polskich melodii ludowych.

Na koniec dzieło solowe – De profundis Sofii Gubajduliny na akordeon, a właściwie na bajan, instrument bliski kompozytorce. To był końcowy akcent dla zadumy należnej temu miejscu.

Niestety dziś siedziałam w bardzo kiepskim dla odbioru punkcie – z brzegu przy wejściu, i może dlatego wydawało mi się, że tramwaje i samochody hałasują jeszcze bardziej niż zwykle. Cóż, taka specyfika miejsca. Trochę dziś było piknikowo – ludzie przynieśli krzesełka, ale i kocyki do siadania na gruncie. Mam nieco mieszane uczucia, ale też myślę, że dobrze, że przychodzą.