Na trzech festiwalach

…udało mi się być w sobotnie popołudnie i wieczór. I na każdy z tych koncertów warto było zajrzeć.

WarszeMuzik. Tym razem wróciliśmy na Złotą 62; początkowo wydawało się, że frekwencja będzie mniejsza, bo ludzie wystraszyli się niepewnej pogody, ale z czasem dołączało ich coraz więcej. Wystąpili kuratorzy festiwalu: flecistka Ania Karpowicz i pianista Marek Bracha. W programie nie było dziś dzieł twórców pochodzących z Polski, ale każde albo poruszało temat żydowski, albo kompozytor miał żydowskie korzenie – właściwie mieli je wszyscy poza Maurice’em Ravelem. Jego Kaddisch jest oparty na autentycznej modlitwie i śpiewa się go (albo gra na skrzypcach) z fortepianem. W wersji z fletem traci nieco swój dramatyczny charakter, ale też jest ujmujący. Analogicznie Nigun Ernesta Blocha jest częścią suity Baal Shem na skrzypce i orkiestrę (lub fortepian).

Do pary z każdym z tych dwóch było dzieło cykliczne kompozytora amerykańskiego. Trzy utwory na flet i fortepian Leo Ornsteina pochodzą z późniejszego okresu jego twórczości. Autor, urodzony na dzisiejszej Ukrainie (Krzemieńczuk w obwodzie połtawskim) jako syn kantora, miał 13 lat, kiedy wyemigrował z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Jako dwudziestoparolatek tworzył dzieła futurystyczne, maszynistyczne, z dysonansami, a nawet klasterami. To trwało gdzieś dekadę, potem nastąpił w tył zwrot. Ornstein żył ponad 100 lat i dużo komponował; można prześledzić na YouTube, jak różnorodna jest to twórczość. Utwory dziś wykonane są łagodne, trochę impresjonistyczne, pastoralne jak u Debussy’ego, bardzo miłe w słuchaniu. Również przyjemnie się słucha Duo na flet i fortepian Aarona Coplanda, ale ten zawsze miał skłonność raczej do łagodnych, konsonansowych brzmień.

Jazz na Starówce – prawdę mówiąc na ten koncert zajrzałam tylko i spędziłam czas towarzysko, słuchając jednym uchem, ale to był bardzo porządny jazz w całkowicie międzynarodowym składzie: włoski pianista Antonio Faraò, Rosjanin Yuri Goloubev (poza Rosją od kilkunastu lat), perkusista Vladimir Kostadinovic, Austriak o serbskich korzeniach i do tego na saksofonie Chico Freeman.

Chopin i Jego Europa. Koncert oficjalnie inauguracyjny w wykonaniu Kammerorchester Basel z koncertmistrzem Hugonem Ticciatim dyrygującym od pulpitu (z jednym wyjątkiem). Jednak niemała część publiczności przyszła przede wszystkim na występ Ivo Pogorelicia. Oczywiście było to kuriozum. Począwszy od tego, co zobaczyliśmy wchodząc do sali (przy fortepianie siedział solista w czerwonej koszulce, czapce, spodniach od dresu i wdzianku z koca i coś tam sobie pogrywał przy wygaszonym świetle). Już widząc w programie Koncert f-moll Chopina spodziewałam się najgorszego, więc specjalnie się nie zdziwiłam, że znów wszystko było na odwrót, że tam, gdzie winna być delikatność i liryka, było chamskie rąbanie dźwięków w poprzek frazy, wbrew wszelkiej logice muzycznej. Słychać, że pianista ma jeszcze jakieś pozostałości dawnej świetnej techniki, ale pewnie nawet nie doćwiczył, bo prześlizgiwał się po biegnikach. Najbardziej zdumiała mnie owacja części sali, łącznie ze stojakiem. Mniej – że trochę osób miało po tym dość i wyszło z filharmonii. A niesłusznie, bo to orkiestry warto było posłuchać: uwertury The Naiades Williama Sterndale’a Bennetta (współczesny Chopinowi; przyjemna mieszczańska muzyka, taki brytyjski Mendelssohn) przed koncertem, a w drugiej części – bardzo ładnego utworu Thomasa Adèsa Shanty – Over the Sea (dyrygowanego zza pulpitu) i wreszcie I Symfonii Mendelssohna-piętnastolatka, w wersji londyńskiej, czyli z wstawionym zamiast pierwotnego Menueta Scherzem z genialnego Oktetu (specjalnie na wykonanie w Londynie kilka lat po napisaniu). Jednak i ów Menuet w końcu usłyszeliśmy – na bis. Świetna orkiestra, którą już nieraz tu słyszeliśmy, grała dziś w składzie mieszanym: instrumenty w większości współczesne, ale do tego rogi i trąbki naturalne oraz kotły dawnego typu. Średnio to się łączy jedno z drugim, ale jakoś się udało, dzięki entuzjazmowi muzyków. Miło słuchać zespołu, którego członkowie chyba po prostu się lubią, więc lubią też razem grać.